Mój syn ma teraz cztery lata, a ja dwadzieścia pięć. Wychowuję go sama, bo mężczyzna, którego, jak mi się wydawało, kochałam, i który rzekomo mnie też, jak tylko dowiedział się, iż jestem w ciąży – uciekł. Oferował pieniądze, żeby rozwiązać tę sprawę, ale na coś takiego nigdy bym się nie odważyła.
Mieszkamy we trójkę – ja, syn i moja mama. Nie oczekiwałam pomocy od ojca dziecka. Mama od razu powiedziała – pomogę, możesz na mnie liczyć. Byłam pewna, iż jej pomoc w pełni mi wystarczy, szczęśliwa i zadowolona przywiozłam Michała do domu.
Babci starczyło sił na około rok, naprawdę bardzo pomagała – wstawała w nocy, karmiła, spacerowała. Wróciłam do pracy wcześnie, syn miał pół roku. Potem przeniesiono mnie na pracę zdalną, mogłam siedzieć z synem i pracować z domu. I wydawało się, iż wszystko idzie dobrze, ale wtedy babcia jakby się zmieniła.
Nagle postanowiła zająć się sobą – często gdzieś wyjeżdża, spotyka się z koleżankami, zapisała się do jakiegoś klubu. Praca, gdy obok pełza i domaga się uwagi dziecko, jest praktycznie niemożliwa. Zaczęłam popełniać błędy w dokumentach, poproszono mnie, żebym albo naprawdę wróciła do pracy stacjonarnej, albo się zwolniła.
Próbowałam porozmawiać z mamą, wyjaśnić, iż potrzebujemy pieniędzy, a z dzieckiem nie mogę pracować. A ona mi odpowiedziała, iż powinnam myśleć, kiedy decydowałam się na macierzyństwo, i teraz sama muszę sobie radzić, a ona pozostało młoda i może sama dysponować swoim czasem.
Wydaje mi się, iż to jej koleżanki tak ją nastawiły, bo przed tymi wszystkimi klubami miała inne podejście. Z pracy odeszłam, żyliśmy bardzo skromnie z zasiłku na dziecko. Potem udało mi się wysłać Michała do przedszkola, znalazłam pracę na pół etatu – zrobię, co trzeba, i biegiem do domu, gdzie czeka sprzątanie, gotowanie i sterta prania.
Mój syn po przedszkolu był jeszcze bardziej aktywny – ciągle domagał się uwagi, biegał i skakał, ani sekundy spokoju. Mama bardzo rzadko zajmowała go książeczką czy zabawkami. W te nieliczne chwile zdążyłam zrobić wszystkie obowiązki i wyczerpywałam się tak, iż potem padałam z nóg.
Teraz dziecko już wiele rozumie, można z nim normalnie rozmawiać, prosić go. Mnie stara się słuchać – potrafi posiedzieć cicho, obejrzeć bajki albo porysować. Cały czas izolacji spędziliśmy razem (mama pracowała), znaleźliśmy wspólny język. Zaproponowano mi pracę na pełny etat, ale problem polega na tym, iż będę musiała prosić mamę, by odbierała dziecko z przedszkola. I już nie wiem, jak podejść do tej sprawy.
Bo przecież to prośba nie na jeden dzień, będzie musiała odbierać Michała regularnie. A co, jeżeli w ten dzień będzie miała spotkanie albo będzie chciała gdzieś pojechać? Kto mi pomoże?
Mama uważa, iż skoro zdecydowałam się zostać matką, to powinnam wziąć pełną odpowiedzialność za dziecko. To znaczy, robić wszystko samodzielnie, bez żadnej pomocy. Ale ja i tak robię wszystko sama, o nic nie proszę. Chodzi tylko o to – żeby odebrać syna i przyprowadzić go do domu, poczekać na mnie, a potem można robić, co się chce.
Czuję się jak na rozdrożu – brakuje pieniędzy, a też nie mogę iść do normalnej pracy.