Mamo, chcesz oddać nasze mieszkanie synowi brata? A potem przyjdziesz do mnie mieszkać? Nigdy się na to nie zgodzę!

polregion.pl 12 godzin temu

*Dziennik osobisty*

Mamo, naprawdę chcesz oddać nasze mieszkanie synowi brata? A potem przyjdziesz do mnie mieszkać? Nie wpuszczę cię!
choćby o tym nie myśl! Mamo, ty w ogóle słyszysz, co mówisz? On cię od razu wyrzuci, czy ty tego nie rozumiesz?

Zosiu, nie sprzeczaj się ze mną! Tak postanowiłam!

Na początku matka próbowała się trzymać twardo, udawać niezależną i pewną swoich słów. Ale w końcu rozpłakała się, bo głęboko w sercu wiedziała, iż postępuje niesprawiedliwie wobec własnej córki.

Chodziło o to, iż Mateusz, młodszy brat Zofii, zawsze był jej ulubieńcem. Tak się złożyło, iż Helena Stanisławówna urodziła go, gdy miała już ponad trzydzieści lat. Zosię zaś z młodzieńczego zauroczenia.

Dlatego traktowała córkę po macoszemu jest i dobrze. Wychowywała ją głównie babcia, bo Helena Stanisławówna w tamtych latach postanowiła skończyć studia.

Mateusza zaś planowała świadomie, gdy wyszła po raz drugi za mąż i cieszyła się macierzyństwem.

Zosia widziała to wszystko doskonale. Tylko jednego nie rozumiała dlaczego matka tak jawnie dzieli ich z bratem.

Zwykle rodzice próbują to jakoś ukrywać, ale jej matka choćby nie udawała, iż Mateusz jest jej bliższy.

A potem jeszcze dziwiła się, dlaczego między rodzeństwem nigdy nie było ciepłych relacji. No cóż, chyba miała ku temu powody?

Co tu dużo mówić. Mateusz od dziecka dostawał wszystko, co najlepsze. Podczas gdy Zosia musiała zadowalać się resztkami i choćby nie śmiała narzekać.

I zawsze dostawał więcej pieniędzy. Bo to mężczyzna, więc tak musi być. A to, iż jest kilka lat młodszy od Zosi to przecież nic nie znaczy.

Zapamiętaj sobie! Mateusz, jak dorośnie, sam będzie zarabiał i utrzymywał rodzinę. A póki co, ja muszę mu pomóc!

Mamo, a co ze mną?

A ty co? Twoim zadaniem jest dobrze wyjść za mąż i trzymać się męża stwierdziła matka pewnym tonem, nakrywając do stołu.

Na co Zosia zaprotestowała i powiedziała, iż nie zamierza zależeć od mężczyzny i chce się rozwijać jako osoba. Także zawodowo.

Co ty za bzdury wygadujesz, na litość boską! Samej ci nie śmieszno?

Co w tym śmiesznego?

Chociażby to, iż nikt w naszej rodzinie tak nie myślał.

Więc będę pierwsza.

Zosia zupełnie nie rozumiała logiki matki i nie zamierzała się do niej dostosować. Właśnie dzięki takiemu podejściu niedługo wyniosła się na wynajmowane mieszkanie.

Ten krok był dla niej jak łyk świeżego powietrza. Bo przebywanie pod jednym dachem z bratem i matką stawało się nie do zniesienia. Im starsza była, tym trudniej to było znieść.

Ale oni specjalnie się nie zmartwili. W mieszkaniu zrobiło się więcej miejsca. Minęło pięć lat. W tym czasie Zosia zdążyła wziąć kredyt na mieszkanie i go spłacić.

Tymczasem Mateusz wciąż mieszkał z matką i przyprowadził do tego samego mieszkania żonę. Kilka miesięcy później urodziło im się dziecko.

Z natury Helena Stanisławówna była osobą, która potrafiła zadowolić się tym, co ma. Ale tylko do pewnego czasu.

Wyobraź sobie, córko, sąsiadka kupiła sobie zmywarkę. No, nie sama oczywiście. Dzieci jej podarowały.

To dobrze.

Żebym i ja taką miała, ale boję się choćby wspomnieć!

Dlaczego?

Bo Mateusz teraz ma problemy w pracy. Lada dzień go zwolnią i będzie musiał szukać nowej, a Ala, jego żona, siedzi na macierzyńskim i dostaje grosze.

Do tego Mateusz miał taką cechę nie lubił dzielić się swoimi pieniędzmi. W zupełności mu wystarczało żyć na koszt matki. Jakby jedzenie w lodówce pojawiało się samo.

Mateuszu, kiedy wreszcie obudzi się w tobie sumienie? nie wytrzymała Zosia, gdy przypadkiem spotkała brata w sklepie.

Właśnie kupował sobie piwo i chipsy przed meczem.

O co ci chodzi?

Choćby pomóż matce finansowo! Przecież jej emerytura nie jest z gumy. Wiesz, iż wszystkie zakupy robi za własne pieniądze?

Mateusz spuścił wzrok i zaczął się gapić w bok, bo doskonale rozumiał, iż siostra ma rację.

A tobie co do tego? I tak z nami nie mieszkasz.

Szkoda mi matki!

To sobie współczuj. Ani rodziny, ani męża. Innych tu żałujesz!

Po tych słowach odwrócił się i odszedł, a Zosia stała jeszcze długo w osłupieniu. Rzeczywiście, Mateusz wiedział, gdzie uderzyć, by zabolało, i świetnie to wykorzystał.

Tak się złożyło, iż w swoich trzydziestu pięciu latach Zosia nigdy nie była zamężna. A jej były chłopak, z którym była kilka lat, zdradził ją i teraz nie była gotowa na nowy związek.

Pani się pytała, czy pomóc? zainteresowała się ekspedientka.

Nie, nie, wszystko w porządku. Dziękuję.

Zosia doskonale wiedziała, iż postępuje słusznie. W końcu Mateusz od dawna nie jest nastolatkiem. To dorosły mężczyzna, ojciec nowo narodzonego dziecka.

A to znaczy, iż powinien wziąć odpowiedzialność za swoją rodzinę, zamiast ciążyć matce i żyć tylko dla siebie.

Zosiu, jak ty w ogóle śmiałaś mu coś takiego powiedzieć? zaczęła rozmowę od pretensji Helena Stanisławówna.

Mamo, powiedziałam tylko prawdę i stanęłam w twojej obronie.

A ja cię o to prosiłam? Nawiasem mówiąc, przez ciebie Mateusz się zdenerwował i zaczął krzyczeć. A u nas małe dziecko, czy ty tego nie rozumiesz?

Przeze mnie? A ja tu do czego?

Zosia choćby nie wiedziała, jak zareagować na słowa matki.

A do tego, iż nie trzeba mu było tego mówić. Wiesz przecież, jaki jest wrażliwy.

Dziwne, jak matka mówiła o Mateuszu, a ani razu nie pomyślała o uczuciach własnej córki, która ją kochała.

Nawet teraz, gdy Zosia powiedziała coś, by nauczyć brata rozsądku i obroniła matkę, znów została winna.

Około pół roku po tym zdarzeniu Zosia w ogóle się z nimi nie kontaktowała, aż nagle zadzwoniła matka i poprosiła, by przyjechała.

Przez ten czas w mieszkaniu nic się nie zmieniło. I zmywarki oczywiście nikt nie kupił.

A gdzie Mateusz z żoną?

Zaprosili ich na jubileusz. A ja zostałam z Aleksandrem. Wejdź, herbaty się napij

Idź do oryginalnego materiału