Mamo, dlaczego mnie nie zaprosiłaś na swoje urodziny?

newskey24.com 6 dni temu

„Mamo, dlaczego mnie nie zaprosiłaś na swoje urodziny?” Ścisnęła telefon tak mocno, iż palce zrobiły się białe. Samo wiesz… westchnęła matka. Jak odeszłaś z rodziny… ojciec nie może ci wybaczyć. A Dima… no, zawsze był po stronie Sławki, która też cię nie szanuje.

Kasia stała przed lustrem, poprawiając cienie na powiekach. Rzadki wieczór bez dzieci koleżanki namówiły ją na wyjście, żeby trochę odpoczęła. Rozwód jeszcze nie był ostateczny, ale mieszkać z mężem pod jednym dachem już nie mogła.

To ty niszczysz rodzinę mówił ojciec.

Zawsze wszystko komplikujesz wtórował brat.

Od dawna przestała tłumaczyć. Po co? Męska solidarność i tak nie pozwoliła im stanąć po jej stronie.

A od mamy najbardziej bolało słyszeć, iż „idealnych ludzi nie ma, ty wciąż bujasz w obłokach”. Nikt nie rozumiał, dlaczego jest niezadowolona. A więc to z nią coś jest nie tak.

Zadzwonił telefon. W słuchawce rozradowana Anka wrzeszczała:

Gotowa? Taksówka już pod blokiem!

Tak, wychodzę.

Dzieci już spały babcia zgodziła się z nimi zostać. Ale nie mama, która uparcie karała Kasię za chęć rozwodu, tylko teściowa, jedyna, która wydawała się jej nie potępiać.

Na pewno sobie poradzicie? spytała Kasia już w drzwiach. Dzwonić, jeżeli coś. Nie krępujcie się!

Oczywiście, idź już! Machnęła ręką starsza kobieta. To przecież nie niemowlaki. Raz do roku też musisz odetchnąć.

Skinęła głową, ale coś ścisnęło ją w środku. Raz do roku. A ona nie była nigdzie od trzech lat, tylko przedszkolne poranki i zebrania rodzicielskie.

Klub był głośny, modny. Kasia choćby się trochę denerwowała dawno nie wychodziła, nie tańczyła, nie czuła się po prostym kobietą, a nie matką, żoną czy niedojdą, która porzuciła „normalną rodzinę”.

Muzyka była ogłuszająca. Błyski świateł, śmiech, obce ciała, zapach piwa i drogich perfum.

O, nareszcie! Anka wciągnęła ją za rękę. Bez ciebie już zaczęłyśmy!

Kasia uśmiechnęła się i jednym haustem opróżniła pierwszą szklankę. Boże, jak dawno.

Tańczymy?

Może za chwilę, ja…

I wtedy zobaczyła.

Przy dużym stole na środku sali jej brat Darek, jego żona Sławka w lśniącej sukience, ojciec z kieliszkiem szampana, ciocia Hela, wujek Marek… Cała jej rodzina.

Co… głos uwiązł w gardle.

Anka zauważyła jej wzrok, spojrzała w tamtą stronę:

O, patrz, to twoi? Co za zbieg okoliczności!

Zbieg?

I nagle kliknięcie w głowie. Środa. Urodziny matki.

Mamo, twoje urodziny są w środę? pytała jeszcze w weekend. Zawsze obchodziliśmy w sobotę. W tym roku też?

Mama uparcie unikała jej wzroku.

Och, jaka tam sobota, co roku świętować? Teraz nie wyjdzie, Kasiu, różne sprawy…

Sprawy? Tak. Sprawy, żeby zebrać się wszystkim bez Kasi. Świętować. Ona tu niepotrzebna. Ta, która wszystko psuje.

Wszystko w porządku? Anka zmarszczyła brwi.

Odsunęła się powoli.

Tak… muszę wracać.

Co?! Dopiero przyszłaś!

Ale Kasia już szła do wyjścia, serce waliło, w oczach piekły łzy. Nikt z rodziny jej nie zauważył.

W taksówce wtuliła twarz w szybę i wreszcie pozwoliła sobie zapłakać. Cicho, bezgłośnie. Nie chcieli jej widzieć. I chyba nigdy nie chcieli.

Samochód zatrzymał się pod blokiem, ale nie miała siły wysiadać. Wszystko w środku płonęło od złości, od wstydu, od tego wiecznego pytania: dlaczego? Co ze mną nie tak?

Zanim zatrzasnęła drzwi, zapiszczał telefon. Wiadomość od brata: *”Cześć. Dziś mama ma urodziny. Przywitałaś ją?”*

Usiadła na ławce przed blokiem, napisała: *”Byłam tam. Nie widzieliście mnie.”* Zamknęła oczy. Oddychała. Skasowała wiadomość.

Telefon znów zadzwonił. Mama.

Halo? Głos jej zadrżał.

Wszystko dobrze? Matka szeptała, jakby bała się, iż ktoś usłyszy. Darek mówił, iż nie odpisujesz…

Byłam w klubie.

Cisza.

W jakim klubie?

W tym samym, co wy.

Milczenie. Potem szum, jakby mama zakryła słuchawkę dłonią.

Ty… ty nas widziałaś?

Tak.

Znowu cisza. Długa.

Mamo… dlaczego? Ścisnęła telefon mocniej.

Samo wiesz… westchnęła matka. Jak odeszłaś z rodziny… ojciec nie może ci wybaczyć. A Darek… no, zawsze stał po stronie Sławki, która też cię nie szanuje.

A ty?

Milczenie.

Odpowiedź była jasna.

W domu dzieci spały. Teściowa, widząc jej twarz, nic nie pytała tylko nalała herbaty z miodem:

Pij. Cała drżysz.

Kasia wzięła kubek i nagle rozpłakała się jak dziecko:

Oni… byli w klubie. Urządzili wielkie przyjęcie. Beze mnie. Specjalnie. Nie chcą mnie widzieć.

Teściowa ścisnęła jej dłoń:

Przykrość. Popłacz, będzie lżej. A potem zapytaj siebie czy chcesz być wśród takich ludzi? Czy są warci twoich łez?

Trudno powiedzieć, chyba od dawna jestem sama, tylko teraz oficjalnie odparła Kasia. A dlaczego pani jest po mojej stronie? Od dawna chciałam zapytać.

Znam swojego syna, kochanie. I od razu widziałam, iż jesteście z innej gliny. Ale ty bardzo się starałaś, dziewczyno, a to budzi szacunek. No i dałaś mi takie wspaniałe wnuki.

Kasia uśmiechnęła się. Prawda, bardzo starała się być dobrą żoną. Choć pierwszą próbę rozwodu podjęła po półtora roku małżeństwa.

Bo zmęczyło ją ciągłe dostosowywanie się i szukanie kompromisów. Mąż był wojskowym do domu wracał tylko odpocząć.

A ona miała dwadzieścia lat i marzyła o lekkim życiu, nie o grze w „szczęśliwą panią domu”.

Ale ze wszystkich stron słyszała: *”To z tobą coś nie tak, skoro nie chcesz takiego męża”*. Nie *on* był problemem

Idź do oryginalnego materiału