Paulina od 10 lat pracuje w dużej firmie handlowej. Bardzo ją lubi, jednak ma różne godziny pracy. Jej mąż pracuje w służbach na trzy zmiany. Para wychowuje razem dwójkę dzieci - 9-letniego Jasia i 7-letnią Oliwkę. Kobieta przyznaje, iż do czasu, gdy dzieci były w przedszkolu, łatwiej było zorganizować jej opiekę nad nimi. Po ostatniej rozmowie z teściową rozważa zmianę pracy.
REKLAMA
Zobacz wideo Ta szkoła jest warta 124 miliony. "Dajemy szanse każdemu, kto chce się u nas uczyć"
Są tygodnie, kiedy nie ma kto wozić dzieci na zajęcia dodatkowe, a babcia powiedziała, iż nie będzie przez pół miasta ciągnęła się autobusami, żeby zawieźć syna na karate a córkę na tańce. Fakt, iż raczej byłby to jeden taki tydzień w miesiącu, z reguły staramy się tak ustalać grafiki, żeby to ogarnąć
- powiedziała. - Niestety teściowa kategorycznie odmówiła wożenia wnuków na zajęcia dodatkowe, powiedziała, iż może je odebrać ze szkoły i się nimi zajmować w swoim domu, ale na więcej nie mamy co liczyć. Była w ogóle oburzona pomysłem, iż miałaby gdzieś wozić dzieci i czekać na korytarzach aż skończą się zajęcia - dodała, przyznając, iż z jednej strony rozumie, ale z drugiej ma trochę żalu.
Smutna kobieta.Shutterstock, autor: fizkes
Niestety małżeństwo nie ma innej pomocy, a znalezienie niani "z doskoku" byłoby nie tylko ogromnym wyzwaniem, ale i sporym kosztem. - Mamy ruchome godziny pracy, dużo się zmienia w naszych grafikach. Nikt nie będzie chciał kilka razy w miesiącu wozić nasze dzieci na zajęcia, zwłaszcza iż choćby nie będziemy mogli tej osobie powiedzieć dużo wcześniej, o jakie dni dokładnie chodzi - przyznała Paulina. Dodała, iż dzieciakom bardzo zależy na dodatkowych lekcjach. Dlatego jako matka obiecała sobie, iż zrobi wszystko, by móc rozwijać ich zainteresowania.
Wrzesień dopiero się zaczął. Matka: już wiem, iż nie podołam i muszę zmienić pracę
Po trzech tygodniach września, gdy zaczęła się nie tylko szkoła, ale ruszyły też zajęcia dodatkowe, kobieta doszła do wniosku, iż nie jest w stanie dowozić swoich dzieci. - Już teraz kilkukrotnie zamieniałam się z kolegami i koleżankami z pracy, ale oni też mają swoje życie, nie chcą. Bardzo lubię to co robię, jestem zżyta z całą firmą, ale niestety ostatnio doszliśmy z mężem, iż nie damy rady tak pracować.
On w służbach się nie przekwalifikuje, więc stanęło na tym, iż ja muszę znaleźć pracę na jedną zmianę, najlepiej od godz. 7.00 do 15.00. Wtedy będziemy mieli pewność, iż zawsze jest komu zawieźć i odebrać dzieci, a potem jechać z nimi na dodatkowe zajęcia
- przyznała kobieta. - Próbowałam rozmawiać z szefem, czy mogłabym jakoś zmienić swoje godziny pracy, ale przyznał, iż jeżeli ustąpi mi, to będzie musiał ustąpić wielu innym osobom, które przecież są w takiej samej sytuacji i nie może tego zrobić. W sumie to go rozumiem... - dodała.
Paulina zaczęła już wysyłać CV, szuka głównie pracy w budżetówce, na urzędniczych stanowiskach. - Przeraża mnie wizja zmiany pracy i wiem, iż nie będę zarabiać tyle, co teraz. Mam strasznego doła, czuję, iż zawodowo się cofnę, albo zatrzymam. Mam jednak poczucie, iż ten ruch będzie dla mojej rodziny najlepszy. Mąż cały czas namawia mnie, żebyśmy jednak poszukali tej opiekunki, ale jak zaczęłam dzwonić i pytać do niań z ogłoszeń, to żadna niebyła zainteresowana taką propozycją pracy, jaką oferowała - przyznała.
Czy spotkałeś/aś się z podobnym problemem? Co o tym sądzisz? Napisz do nas: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Gwarantujemy anonimowość.