Matka gotowa przyjąć ojca po pięciu latach zdrady… a my – nie

newsempire24.com 1 dzień temu

Czasem wydaje mi się, iż moja mama nie ma serca, ale niezgłębiony ocean cierpliwości. Pięć lat temu ojciec postąpił z nią tak podle, iż do dziś nie potrafię o tym mówić spokojnie. A ona? Uśmiecha się tylko i mówi: „Co było, to minęło. Przyszedł, żałował, prosił o przebaczenie… Chce wrócić, znów być razem…”

A my z bratem? Stanowczo się sprzeciwiamy. Bo pamiętamy wszystko. A zapomnieć o czymś takim to jak zdradzić samą siebie. Niemal czterdzieści lat byli razem. Przeszli drogę od akademika do dużego domu za miastem. Najpierw ciasny pokój, potem dwupokojowe, trzypokojowe, aż w końcu – luksusowe czteropokojowe mieszkanie, a później dom pod Warszawą. Ojciec lubił żyć z rozmachem. Nowe auto co dwa lata, remonty „jak u ludzi”, markowy sprzęt.

Ale kochał też swoją sekretarkę. Dosłownie – regularnie zaglądał jej pod spódnicę. Aż pewnego dnia oznajmiła mu, iż spodziewa się dziecka. Na aborcję było za późno. Więc ojciec postanowił: „Kocham, idę budować nową rodzinę!” Gdyby po prostu wyszedł i zamknął drzwi – jeszcze pół biedy. Ale nie. Zaczął dzielić majątek, jakbyśmy mu byli obcy. Wciąż pytał sam siebie: „Czy przypadkiem nie dałem sobie za mało?”

Ja wtedy już byłam mężatką, żyliśmy z mężem osobno. Ale brat mieszkał z mamą. Miał dostać mieszkanie na ślub – ojciec obiecał. ale po tym, co się wydarzyło, pozostały tylko puste słowa. Mieszkania nie przekazał. Zabrał dom, garaż, samochód, a do tego wyniósł z mieszkania wszystko, co uznał za „swoje”. choćby mamę zostawił bez dostępu do konta – „bo pieniądze teraz potrzebne jego »nowej« rodzinie”.

Potem przez kilka miesięcy przychodził do nas jak do pracy – raz po ulubiony stołek, raz po zestaw kieliszków. Dopiero gdy brat wymienił zamek, wizyty się skończyły. Wtedy wspólnie z mamą postanowiliśmy wymienić mieszkanie, żeby brat z żoną mieli własny kąt. Na jego ślub ojca nie zaprosiliśmy – i ten choćby nie nalegał. Po jego ucieczce sytuacja finansowa się pogorszyła, ale jakoś się pozbieraliśmy.

Mama wróciła do dawnej pracy – doświadczoną księgową przyjęto z otwartymi ramionami. My z bratem też się podciągnęliśmy, i stopniowo wróciliśmy do równowagi. Za to u ojca sprawy potoczyły się gorzej. Zdrowie zawiodło, młoda żona, której tak ufał, wyrzuciła go za drzwi. Tym razem choćby nie dzielił majątku – zostawił jej dom, sobie wziął tylko auto i wyniósł się do hotelu.

I zaczęło się… Telefony do mamy, rozdzierające prośby: „Przepraszam, byłem głupi… Wróćmy do siebie…” I wiecie co? Ona go wysłuchała! Przyszła do nas i mówi: „Wasz tata chce się pogodzić… Myślę, iż może dać mu szansę?”

My z bratem oniemieliśmy. Jednogłośnie odpowiedzieliśmy: jeżeli go przyjmiesz – my przestaniemy przychodzić do tego domu. Kochamy cię, zawsze będziemy przy tobie, ale wracać do zdrajcy to nie wybaczenie, to brak szacunku dla samej siebie.

I o „tacie” nie chcemy już rozmawiać. Bo ten, kto porzucił rodzinę dla ułudy szczęścia, nie ma prawa znów nazywać się ojcem.

Idź do oryginalnego materiału