Nie było nikogo przy wejściu do oddziału położniczego, kto by witał nową mamę bo matka nie chciała zostawić córki
Przestronny hol szpitala w Warszawie był pełen ludzi. W powietrzu unosiła się euforia pomieszana z lekkim nerwem. Krążyli szczęśliwi krewni: podniecenni ojcowie z ogromnymi bukietami kwiatów, nowi dziadkowie i liczni znajomi. Głośne rozmowy przerywał zaraźliwy śmiech. Wszyscy wstrzymywali oddech, czekając na spotkanie z nowymi członkami rodzin.
Mamy chłopca! Pierwszego! szepnęła obok stojąca młoda babcia. W jej oczach błysnęły łzy szczęścia, a w rękach trzymała kupkę niebieskich balonów.
A u nas dwie dziewczynki! Od razu dwie! wykrzyknęła jej towarzyszka, otoczona różowymi paczkami prezentowymi.
Mają już starszą córkę. To już trzy siostry! dodała inna, z zachwytem.
O, bliźnięta! Co za rzadkość! Gratulacje!
W tym zamieszaniu nikt nie zauważył małej dziewczynki, która bezskutecznie próbowała otworzyć ciężkie drzwi. Ręce miał już pełne torby z rzeczami, aż po brzegi.
Co to dziecko?! zdumiał się Kacper Nowak, młody chłopak przyjechały odebrać siostrę z siostrzeńcem. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, iż w prawej dłoni kobiety, przyciśniętej do ciała, leży mały, owinięty kocem pośladek.
Jak to? mruknął, niepewnie. Gdzie są jej krewni? Gdzie przyjaciele? Czy w całym tym wielkim mieście nie ma nikogo, kto przywitałby młodą matkę i jej bezbronnego malucha?
Rodzina Kacpra przygotowywała się do narodzin i wypisu dziecka od dawna i starannie to przecież ważne, radosne wydarzenie. Kacper nie mógł pojąć, iż niektórzy mają zupełnie inne losy.
Kacper podbiegł do nieznajomej, szeroko otworzył drzwi i pomógł jej przejść, po czym sam wślizgnął się za nią.
Pozwólcie, iż przyniosę wasze rzeczy do taksówki! zaproponował.
Dziękuję, nie potrzebuję uśmiechnęła się kobieta, w oczach miała smutek i roztrzęsienie, jakby stała na krawędzi łez. Położyła dziecko bliżej siebie i ruszyła w stronę przystanku autobusowego.
Ona naprawdę zamierza jechać autobusem z noworodkiem?! pomyślał przerażony Kacper. Właśnie miał ją dogonić, zaproponować podwózkę samochodem, kiedy zadzwoniły krewni przybyła siostra z siostrzeńcem. Zapomniwszy o wszystkim, Kacper pobiegł w stronę rodziny.
Irena Kowalska zawsze chciała być dobrą córką. Matka urodziła ją w późnym wieku, a ojca dziewczynka nigdy nie poznała podobno był jednorazowym kochankiem z wakacji. Mieszkały we dwójkę w małym domku na obrzeżach wsi pod Krakowem. Irena wspierała swoją nieco podwardą matkę, od najmłodszych lat pomagała w domu, pilnie odrabiała lekcje, zawsze była posłuszna. Żyły skromnie matka pracowała jako sprzedawczyni w małym sklepie, zarobek ledwo starczał na podstawy. Gdy matka przeszła na emeryturę, finanse stały się jeszcze bardziej napięte.
Irena marzyła, by jak najszybciej dorosnąć, zdobyć wykształcenie i dobrze płatną pracę, żeby ich mała rodzinka nigdy nie odczuła głodu. Nie chciała już stać przed półkami, zastanawiając się, czy kupić ostatnią paczkę kaszy czy trochę mięsa. Postanowiła poświęcić się nauce, brała dodatkowe zajęcia, podczas gdy rówieśnicy chodziły na randki, do kin i na tańce. Irena siedziała nad podręcznikami, odrzucając namowy sąsiada Fiodora na spacer.
Chodź przespaceruj się ze mną! namawiała matka. Pogoda piękna, a ty już blekczy z książkami! Odpocznij trochę!
niedługo egzaminy. Muszę zaliczyć z maksymalną punktacją. To jedyna szansa, rozumiesz? odpowiadała Irena.
Fiodor, od zawsze zakochany w Irenie, szedł pustą drogą, bo dziewczyna nie odwzajemniała jego uczuć. Dzięki ciężkiej pracy Ireny udało się dostać na prestiżowy Uniwersytet Pedagogiczny w Poznaniu. Szczęście nie znało granic, a matka zaczęła się martwić.
Gdzie będziesz mieszkać? Nie dam ci wsparcia finansowego, wiesz, ile dostaję.
Nie martw się! uspokajała Irena. Znajdę podwieczorek, zgłoszę się na stypendium. Dostaną pokój w akademiku, już dzwoniłam, mam miejsce!
Tak miało być. Irena zamieszkała w akademiku, dzieląc pokój z inną wiejską dziewczyną, która często dzieliła się jedzeniem od hojnych krewnych. Irena pomagała jej przy pracach semestralnych.
Wkrótce Irena znalazła pracę nie jako sprzątaczka, ale jako kelnerka w pobliskim barze. Nie było to trudne: przyjmowała zamówienia, uśmiechała się gościom.
W tym barze poznała Maksymiliana Zielińskiego, stałego bywalca. Irena była już na przedostatnim roku. Maks, przystojny i wesoły, odwiedzał bar co weekend ze znajomymi, żartując i rozmawiając. Irena zauważyła jego wytatuowane dołeczki przy policzkach, które pojawiały się, gdy się śmiał. Pewnego razu złapał jej wzrok, ona odwróciła się, a od tego momentu Maks poświęcił jej więcej uwagi.
Zaczęli się spotykać. Maks okazał się troskliwy, inteligentny i pełen życia. Po studiach dwa lata temu pracował jako ekonomista w dużym banku, a kariera wciąż szła w górę.
Irena dostała propozycję zamieszkania u Maksa w przestronnym dwupokojowym mieszkaniu nieopodal pracy. Gdy wyznała mu, iż jest w ciąży, Maks przyjął to z radością.
Właśnie miałem cię oświadczyć! A tu takie wieści uśmiechnął się. Musimy się pośpieszyć, żebyś na ślubie była szczupła, a nie z brzuchem! Ale podoba ci się taką, jaką jesteś.
Irena bała się spotkania z teściami. Ojciec Maksa był wpływowym przedsiębiorcą, właścicielem mleczarni, a matka pomagała mu w interesach. Czy przyjmą wiejską dziewczynę, zwłaszcza w ciąży?
Obawy okazały się bezpodstawne. Rodzina Maksa od dawna lubiła ich wybór. Teść pochwalił czystość mieszkania, a matka, po spróbowaniu jej potrawy, rozkrzyknęła:
To jak w najlepszej restauracji! Ten sałatka to poezja!
Masz złote ręce! dodała.
Teściowa poprosiła Irenę, by zwracała się do niej po imieniu Olga. Razem planowały ślub, odwiedzając drogie salony, a przy przymierzaniu sukienek siedziały w kawiarniach, śmiejąc się i rozmawiając. Olga była skromna, nie snobistyczna, więc Irena nie czuła się niekomfortowo.
A twoja mama przyjedzie na wesele? Chcemy ją poznać, niech zostanie u nas. Mamy duży dom, a wam pewnie ciasno.
Wesele było okazałe i liczne: prowadzący, artystowie, pokazy sztucznych ogni. Irena nie myślała o kosztach; Olga machnęła ręką:
Nie martw się, stać nas! Jesteś żoną mojego syna, zasługujemy na prawdziwą uroczystość. Odpocznij, nie stresuj się.
Irena nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Słyszała, iż niełatwo bywa między zięciem a synową, zwłaszcza z ubogiej rodziny, ale wszystko potoczyło się inaczej. Masz szczęście, kochanie! zbliżyła się do niej jej staruszka-mama, płacząc ze wzruszenia. Czuła się niekomfortowo w blasku, ale Olga rozluźniała atmosferę żartami i podziękowaniami.
Rozpoczęło się życie rodzinne w oczekiwaniu na dziecko. Na pierwszej USG lekarz powiedział, iż będzie zdrowa dziewczynka. To znaczy, iż następnym razem dostaniemy chłopca uśmiechnął się Maks, marząc o synku.
Olga była w siódmym niebie. Matka dwóch synów całe życie marzyła o córce. Kupiła kupę różowych sukienek i kostiumów.
Irena z zachwytem oglądała te rzeczy, wyobrażając sobie, jak gwałtownie ubierze swoją córeczkę. Olgę planowało już zapisy na balet, szkołę plastyczną i zajęcia rozwojowe.
Irena nie sprzeciwiała się, raczej cieszyła się, iż jej nienarodzone dziecko jest tak pożądane. Niestety, podczas jednego z badań wykryto zagrożenie utraty ciąży. Włączono najlepszych lekarzy, a teść zadbał o ich dostęp.
Irenę ogarnął silny ból, wymioty, utraciła wagę. Drugi trymestr przyniósł tylko pogorszenie. Leżała w szpitalu, a w domu opiekowała się nią Olga: gotowała, sprzątała, karciła syna za bezczynność. Irena była wdzięczna nie mogła zrobić niczego innego.
Maks w tym czasie coraz bardziej się wycofywał. Praca, znajomi, telefon. Irena opowiadała tylko o badaniach i obawach, a on się nudził. Marzył o synu, a dostał ciężką, chorą żonę. Dodatkowo pojawiła się sympatyczna studentka
Ukrywał romans przed rodzicami, bo bał się ich reakcji. Olga żyła w oczekiwaniu na wnuczkę. Zawsze otwarcie mówiła, iż pragnęła córki, a dostała dwóch synów.
Nagle Irenie przedwcześnie odstąpiły wody, miesiąc przed terminem. Trafiła na oddział. Ból był nie do zniesienia. Lekarze pomagali, a potem powiadomili o konieczności ratowania życia. Irena zebrała wszystkie siły dla córki.
Dziecko przyszło na świat, ale od razu je zabrano. Lekarze coś dyskutowali. Irena zrozumiała, iż coś jest nie tak. Przeniesiono ją do jednej sali. Nocą nie spała, nie odzywała się nikomu.
Rano dyrektor poinformował: dziecko ma zespół Downa. Żadne USG tego nie wykazało. Jesteś jeszcze młoda, urodzisz zdrowe dziecko. To lepiej oddać to do domu dziecka.
Irena była w szoku, ale stanowczo odmówiła. Zażądała, by oddano jej dziewczynkę. Nazwała ją Jadwigą i patrzyła na nią z miłością.
Zadzwoniła Olga. Wiem wszystko, powiedziała zdenerwowana. Przejdziemy przez to razem! Dziękuję! odpowiedziała Irena. Znalazłam świetnego psychologa, pomoże nam przetrwać. Co powiesz? Jadwiga żyje! Nie rozumiesz Odesłaj wiadomość, iż dziecko nie żyje. Nie, Irena zerwała połączenie.
Maks też nie chciał oddać dziecka. Dlaczego matka może się poddać, a ja nie? Jestem młody, po co mi ten ciężar? Olga dzwoniła, namawiała go. W końcu postawiła ultimatum: albo odpuszczają, albo Irena nie ma miejsca w rodzinie.
Irena zrozumiała zostanie sama z córką. Ostatnia nadzieja była, iż Maks zobaczy dziecko i zmieni zdanie. Na wypisie nikogo nie czekało. Z torbami szła na przystanek.
W domu znalazła płaszcz nieznajomej. Z kuchni wyszła dziewczyna w koszulce Maksa. Kim jesteś? Pani twojego kochanka odpowiedziała Irena i poszła pakować rzeczy.
Jadwiga leżała w łóżeczku pod baldachimem, otoczona drogimi prezentami od Olgi, ale już nie potrzebna nikomu oprócz Ireny.
Irena z córką zamieszkała u matki. Mimo trudności wzięła się w garść, wspierała dziewczynkę. Jadwiga rosła zdrowa, artystyczna, pomimo prognoz zaczęła mówić i recytować wiersze.
Irena poślubiła Fiodora, kolegę ze szkoły, który zawsze ją kochał. Przyjął Jadwigę jak własną. Mieli jeszcze dwóch synów. Irena nie wstydziła się swojej córki, prowadziła blog, dzieliła się życiem.
Pewnego dnia reżyser warszawskiego teatru dla osób z zespołem Downa zobaczył wideo z wierszami Jadwigi. Zaprosił ją na próbę. Została aktorką. Rodzina przeprowadziła się do stolicy, zabierając ze sobą choćby babcię.
Kiedy Jadwieczce skończyło sięventeen lat, przyszła na jej przedstawienie Maks z bukietem kwiatów i butelką wina w oczach. Przeprosił. Irena nagle zrozumiała, iż już dawno mu wybaczyła.
Wszystko w porządku, Maksie. Nie trzymam urazy. Żyj szczęśliwie i dziękuję za naszą wspaniałą córkę.





