Matka o powrocie prac domowych: "Wreszcie ktoś poszedł po rozum do głowy"

mamadu.pl 1 tydzień temu
Uczniowie uczą się mniej, bo mogą. Likwidacja obowiązkowych prac domowych według wielu rodziców sprawiła, iż dzieciom brakuje samodzielności i regularności. Ostatnio kandydat na prezydenta Karol Nawrocki zapewniał, iż chciałby powrotu obowiązkowych prac. Jego zdanie popiera nasza czytelniczka, która wysłała do redakcji maila.


Syn "nie chce być kujonem"


Nie sądziłam, iż kiedykolwiek to powiem, ale zaczynam tęsknić za pracami domowymi. Ostatnio czytałam, iż jest pomysł, by ten obowiązek wrócił i szczerze się ucieszyłam. Wreszcie ktoś poszedł po rozum do głowy. Gdy wprowadzono zasadę, iż są nieobowiązkowe, też byłam zadowolona – mniej stresu, mniej siedzenia nad książkami wieczorami. Wydawało mi się, iż to dobra zmiana. Mój syn jest w trzeciej klasie i na początku cieszył się jeszcze bardziej ode mnie. "Nie muszę nic robić po szkole!" – mówił z radością. Problem w tym, iż on naprawdę... nic nie robi.

Od kiedy prace domowe stały się opcjonalne, nauka w naszym domu po prostu się skończyła. Mój syn nie siada do książek z własnej woli (nawet do lektur!), nie powtarza materiału, nie ma potrzeby przypominania sobie tego, co było w szkole. Bo po co? Skoro nikt nie wymaga, to nie trzeba. Z tygodnia na tydzień widzę, jak coraz mniej pamięta, jak coraz trudniej idzie mu liczenie, jak robi głupie błędy w pisaniu. Kiedy pytam, czy ma coś do zrobienia, słyszę tylko: "Nie, przecież nie trzeba".

Ostatnio próbowałam namówić go, by zrobił chociaż część zadań, które nauczyciel podaje jako dodatkowe. Usłyszałam tylko: "Mamo, nie jestem kujonem!". I co mam mu odpowiedzieć? Że odrabianie pracy domowej to nie kujoństwo, tylko sposób na to, by nie mieć zaległości? Przecież on już podchodzi do tego inaczej, w jego głowie obowiązkowe zadania to coś dla tych, którzy "bardzo się starają", a skoro nie trzeba, to po co się wysilać?

To negatywny nawyk na przyszłość


Jestem przerażona. Za chwilę czwarta klasa, a to duża zmiana – więcej przedmiotów, więcej nauczycieli, więcej wymagań. A ja mam w domu dziecko, które przyzwyczaiło się, iż nauka kończy się dzwonkiem na ostatniej lekcji. Jak ono sobie poradzi, skoro już teraz nie potrafi się zmobilizować do pracy?

Nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi mi o to, żeby dzieci siedziały po kilka godzin nad książkami. Ale jakaś regularność musi być! Bez pracy domowej dzieci nie uczą się samodzielności, nie utrwalają tego, co było na lekcjach. Gdyby nie to, iż czasem sama siadam z synem i coś z nim powtarzam, pewnie w ogóle nie pamiętałby, co było tydzień temu. A co z dziećmi, których rodzice nie mają na to czasu albo po prostu się tym nie przejmują?

Wkurza mnie to, iż zrobiono z prac domowych jakiegoś wroga numer jeden, zamiast znaleźć rozsądny środek. Przecież wystarczyłoby je ograniczyć, zamiast całkowicie je wyrzucać. Teraz nauczyciele udają, iż dzieci "mogą, ale nie muszą" czegoś robić, a uczniowie po prostu wybierają łatwiejszą opcję – czyli nic. Boję się, iż za chwilę obudzimy się w rzeczywistości, gdzie nasze dzieci nie będą umiały się uczyć. I co wtedy?

Idź do oryginalnego materiału