Matka użyła w sklepie dziecka jako karty przetargowej. Ojciec nie dał za wygraną

mamadu.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Nie znoszę przedświątecznych zakupów, tak właściwie to nigdy za nimi nie przepadam. fot. BartlomiejMagierowski/EastNews


Stojąc w długiej przedświątecznej kolejce do kasy w jednym ze sklepów spożywczych, usłyszałam rozmowę młodego małżeństwa. Nie podsłuchiwałam, rozmawiali tak głośno, iż nie sposób było nie słyszeć. To była ostra wymiana zdań, momentami przesycona wrogością i nienawiścią. O czym tak debatowali? O tym, gdzie spędzą tegoroczne święta – u mamy, czy teściowej?


Gdzie spędzić tegoroczne święta, tak, by obyło się bez żadnych ofiar? Odwieczny dylemat wielu małżeństw. Mama czy teściowa? I oto jest pytanie, na które znalezienie odpowiedzi nie jest takie proste. Czasami chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby zamknięcie się w domu na cztery spusty i spędzenie świąt w samotności.

Świąteczny szał


Nie znoszę przedświątecznych zakupów, tak adekwatnie to nigdy za nimi nie przepadam. Jednak te niekończące się kolejki, tłumy ludzi czy brak koszyka doprowadza mnie do szału. Tym razem oczekiwanie do kasy uatrakcyjniło mi pewne małżeństwo. Tak na oko mieli około 30 lat, może odrobinę więcej. Wywnioskowałam, iż mają córkę, która chyba uczęszcza do przedszkola.

Przeglądałam koszyk, wykreślałam z listy produkty, które do niego wrzuciłam. Sprawdzałam, czy wzięłam aby na pewno wszystko, czy o niczym nie zapomniałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru po raz kolejny odwiedzać sklepu przed świętami, chyba bym oszalała. Przebierałam nogami, patrzyłam na zegarek, bo oczekiwane do kasy bardzo mi się dłużyło. Gdybym miała mniej zakupów, pewnie poszłabym do samoobsługowej.

Wspomniane małżeństwo stało tuż za mną. Słyszałam, iż o czymś rozmawiają, ale nie miałam pojęcia o czym. Najpierw coś szeptali, kulturalnie, po cichu, potem rozmowa zaczęła nabierać tempa. Szybciej, głośniej.

Historia pewnego małżeństwa


O czym tak debatowali? O świętach i tym, gdzie je spędzą. Odwiedziny jednych i drugich dziadków nie wchodziły w grę, chyba ich domy rodzinne były od siebie bardzo oddalone. Mężczyzna usilnie próbował wytłumaczyć kobiecie, iż w tym roku powinni wybrać się do jego rodziny, bo w ubiegłym byli u jej rodziców.

Kobieta za nic w świecie nie chciała odwiedzać teściowej, wzbraniała się rękami i nogami. Najpierw delikatnie próbowała przekonać męża (domyślam się, iż byli po ślubie) do swoich racji. Chwytała się różnych argumentów, iż jej mamusia już wszystko przygotowuje, iż obiecała, iż ją odwiedzą, iż nie wyobraża sobie, iż spędzi święta poza rodzinnym domem.

Mąż był oschły, oziębły, choćby trochę niemiły. Głośno i dosadnie podkreślał, iż jego to nie interesuje, iż nie chce mu się tego słuchać. Zaczął podnosić głos.

Nikt nie daje za wygraną


Słychać było, iż nie zamierza ulec, iż w tym roku zrobi wszystko, by na święta pojechać do siebie. Ona nie wiedziała, co robić, jakich argumentów używać. Zaczynała się już w tym wszystkim gubić. W końcu nie wytrzymała i głośno, z wyczuwalną nienawiścią w głosie powiedziała "Nasza córka nie przepada za twoją matką. Nie wiem, po co mielibyśmy do niej jechać?".

Wieszamy siekierkę


Stałam do nich bokiem, tak, iż widziałam ich kątem oka. Po tych słowach od razu odwróciłam się plecami. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, iż można by było siekierkę powiesić. W mężczyźnie wszystko się zagotowało (miałam wrażenie, iż słychać jak bulgocze w środku). Myślałam, iż przemilczy, iż na tym rozmowa się zakończy. Myliłam się.

On nie dawał za wygraną i od razu, niemalże bez żadnego zastanowienia powiedział "Albo wszyscy jedziemy do mnie, albo pojadę sam i święta spędzimy osobno". Zapadła cisza, a ja na szczęście dotarłam do kasy i zaczęłam wykładać produkty na taśmę.

Wróciłam do domu, rozpakowałam zakupy i zaparzyłam sobie herbatę. Usiadłam, żeby chwilę odsapnąć i od razu przypomniałam sobie o parze, która "umiliła" mi oczekiwanie do kasy. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobiłabym na miejscu tej kobiety. A wy, jak byście postąpiły?

Idź do oryginalnego materiału