Poznajcie moją historię.
Mój mąż, Maksym, był idealnym partnerem – tak przynajmniej myślałam na początku naszej relacji. Poznaliśmy się, gdy pracowałam w sklepie z męską odzieżą. Maksym od razu zwrócił na mnie uwagę. Był szarmancki, troskliwy i zawsze znajdował sposób, by sprawić mi radość. Nasz związek rozwijał się szybko, a jego oświadczyny w eleganckiej restauracji były dla mnie jak z bajki.
Po ślubie przez cały czas czułam się jak księżniczka – Maksym obdarowywał mnie kwiatami, zapraszał do restauracji i dbał o mnie na każdym kroku. Gdy dowiedział się, iż jestem w ciąży, jego euforia nie miała granic. Jednak wszystko zmieniło się, gdy okazało się, iż nasze dziecko to dziewczynka.
„Musi być syn”
Od chwili, gdy powiedziałam Maksymowi o ciąży, zaczął kupować rzeczy dla chłopca – zabawki, ubranka, choćby dekoracje do pokoju. Jeszcze nie znaliśmy płci dziecka, ale on był pewny, iż to będzie syn.
– W naszej rodzinie nigdy nie było dziewczynek, więc nie wierzę ani lekarzom, ani technologii. Na pewno będzie chłopak – powtarzał.
Jego upór zaczął mnie przerażać. Co, jeżeli urodzę córkę? Bałam się, jak zareaguje. I tak się stało – urodziłam piękną dziewczynkę. Maksym przyszedł do szpitala z kwiatami, ale nie podszedł do dziecka. Nie chciał choćby jej dotknąć.
„Chcę testu na ojcostwo”
Nasze życie po narodzinach córki było trudne. Maksym praktycznie nie angażował się w opiekę nad dzieckiem. Pewnego dnia zażądał testu na ojcostwo. Poczułam się upokorzona, ale zgodziłam się – nie miałam nic do ukrycia. Wyniki potwierdziły, iż jest ojcem naszej córki. Przeprosił mnie, ale coś we mnie pękło. Już nigdy nie mogłam patrzeć na niego tak samo.
„Musisz urodzić mi syna”
– Musisz urodzić mi syna! Chcę mieć dziedzica. jeżeli tego nie zrobisz, znajdę kobietę, która mi go da – usłyszałam pewnego dnia. Te słowa mnie załamały. Nasza córeczka wymagała dużo uwagi – miała drobne problemy zdrowotne, które można było rozwiązać, ale wymagały czasu i troski. Sama byłam wyczerpana zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Nie wyobrażałam sobie kolejnej ciąży, zwłaszcza iż pierwsza była bardzo trudna. Większość czasu spędziłam w szpitalu, walcząc o zdrowie swoje i dziecka. Maksym wtedy mnie wspierał, ale teraz zdawało się, iż zapomniał o tamtych trudach.
Co dalej?
Czuję, iż jestem na rozdrożu. Nie jestem inkubatorem do „produkcji dzieci”. Potrzebuję czasu, by dojść do siebie, ale Maksym mi tego czasu nie daje. Co, jeżeli urodzę drugie dziecko, a ono znowu okaże się dziewczynką? Czy znowu będę musiała mierzyć się z jego rozczarowaniem?
Moja mama mówi, iż powinnam odejść, i może ma rację. Nie chcę rozwodu, ale też nie mogę żyć w ciągłym napięciu. Nie wiem, jaką decyzję podjąć, ale jedno jest pewne – zasługuję na spokój i wsparcie.