Mąż przygotował “niespodziankę” na moje urodziny — oznajmił, iż spodziewa się dziecka, ale nie ze mną

newsempire24.com 1 dzień temu

Od dziecka byłam wychowywana jak księżniczka ze szklanego zamku. Wszystko, co najlepsze, było dla mnie – najlepsze szkoły, kursy, korepetycje, wyjazdy za granicę. Mama powtarzała: „Zasługujesz na wszystko, co najpiękniejsze, nie godź się na byle co”. Tato tylko wzdychał i przytakiwał – jedyna córka. Ale gdy przyszło do miłości, nic nie potoczyło się tak, jak marzyłam.

Swojego „księcia” poznałam nie od razu. Było wiele rozczarowań, przelotnych romansów, pustych obietnic. Aż pojawił się Krzysztof. Wtedy pomyślałam, iż właśnie tak powinna wyglądać prawdziwa miłość. Był uprzejmy, czuły, dbał o każdy szczegół. Przynosił kwiaty bez okazji, czytał mi wiersze, dotykał moich dłoni jak relikwii. Przyjaciółki zazdrościły. Wszystkie – tylko nie Ania.

„Jesteś pewna, iż kocha ciebie, a nie konta twojego taty?” – pytała z wahaniem.

Śmiałam się. Wierzyłam Krzysztofowi jak sobie samej. Kochałam go do szaleństwa, do łez. Pobraliśmy się skromnie, z miłości, bez wystawnych wesel. Rodzice podarowali nam mieszkanie w nowym budynku, na dwudziestym piątym piętrze. Widok zapierał dech. A Krzysztof, dzięki tacie, gwałtownie został wicedyrektorem w rodzinnej firmie. Choć trzeba przyznać – pracował uczciwie, bez lenistwa. Tata choćby mówił, iż z czasem odda mu biznes.

Byliśmy idealną parą. Tak się przynajmniej wydawało. Po kilku latach zaczęliśmy myśleć o dziecku. Rodzice marzyli o wnukach. Zdecydowaliśmy – czas. Tylko ja nie mogłam zajść w ciążę. Miesiące czekania, rozczarowań, łez. Badania wykazały – problem leżał po mojej stronie. Leczenie, terapia hormonalna, próbowaliśmy wszystkiego. Potem zdecydowaliśmy się na in vitro. Kilka nieudanych prób złamało mnie całkowicie. Stałam się zgorzkniała, zmęczona, zamknięta w sobie. Ale Krzysztof był przy mnie. A może tylko tak mi się wydawało?

Zbliżały się moje trzydzieste urodiny. Rodzice nalegali na przyjęcie – muzyka, goście, rodzinna atmosfera. Chcieli, żebym znów się uśmiechnęła. Starałam się udawać radość, choć w środku byłam w kawałkach. W trakcie imprezy zadzwonił telefon. Wyszłam do drugiego pokoju, żeby odebrać. W salonie było głośno, a w słuchawce – obcy, zimny głos.

„Przepraszam, iż przeszkadzam” – zaczęła. „Wiem, iż to dla pani trudne, ale jest pani kobietą i zrozumie. Ja i Krzysztof jesteśmy razem od dawna. I spodziewam się jego dziecka. Mówił, iż wy macie z tym problem. Proszę, puść go. On potrzebuje syna. Mojemu dziecku potrzebny jest ojciec.”

Słuchałam i nie oddychałam. W głowie dzwoniło. Pokój zaczął wirować. Chciałam uciec, krzyczeć, zniknąć. Zrozumiałam, gdzie był tych wszystkich wieczorów, gdy mówił, iż idzie do kolegi, do mamy, na spotkanie. Zrozumiałam, dlaczego się oddalił, stał się szorstki, milczący.

Otarłam twarz, wzięłam głęboki oddech i wróciłam do stołu. Uśmiechałam się. Śmiech grzęzł mi w gardle, oczy piekły, ale wytrzymałam. Pożegnaliśmy gości. Została tylko rodzina. Wtedy powiedziałam:

„Tato, mamo… Krzysiek mnie zdradza. I ta kobieta nosi jego dziecko.”

W pokoju zrobiło się cicho jak w grobie. Ojciec wstał, podszedł do męża i powiedział ochrypłym głosem:

„Dla mnie już nie jesteś rodziną. Wynoś się z mojego domu.”

Mama zabrała mnie do siebie. Chciała zostać, ale poprosiłam, żeby wyszła. Musiałam być sama. W nocy Krzysztof wrócił. Stał w przedpokoju jak zbity pies. Błagał o przebaczenie. Mówił, iż jej nie kocha. Że to pomyłka. Że może go rzuciła na niego urokę. Milczałam. Pozwoliłam mu zostać na noc. Nie dlatego, iż mu współczułam – byłam zbyt pusta, żeby go wyrzucić.

Rano znowu błagał. Prosił, żebym porozmawiała z ojcem. Powiedziała, iż wszystko w porządku. Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Miłość odeszła. Razem z zaufaniem.

Odszedł. Kobieta, jak mówił, niedługo rodzi. Nie wiedziałam, czy to prawda, czy manipulacja. Ale wiedziałam jedno – dziecko, na które tak czekałam, wciąż nie było moje. A on je będzie miał. Tylko nie ze mną.

Stoję przed wyborem: puścić czy walczyć? Ale o co walczyć, jeżeli on już zdradził? Życie bez niego przeraża. Ale z nim – już nie da się żyć.

Idź do oryginalnego materiału