Mąż zmylił tropy zemsty…😒🌿

polregion.pl 4 godzin temu

Zemsta męża okazała się nietrafiona…

Z biegiem lat uczucia nie słabły, ale jedynie rosły, ku zazdrości innych. Przez siedem lat między nimi ani razu nie przebiegł czarny kot. Jedynie Staś, spoglądając wokół, zaczynał dręczyć się wewnętrznie odwiecznym towarzyszem małżeńskiego szczęścia – zazdrością. Był z natury opanowany, więc nie pozwalał, by ten gniew wybuchł na zewnątrz, tłumiąc wszelkie wątpliwości. Choć kto wie, jakie burze szalały w głębi duszy tego marynarza, gdy widział zachwycone spojrzenia mężczyzn skierowane na żonę lub słyszał pochlebstwa kolegów podczas oficjalnych przyjęć.

Na zewnątrz jednak nic nie zdradzało jego uczuć. choćby Larysa nie dostrzegała niepokoju męża, a może nie chciała dostrzec. Tymczasem Staś dojrzewał do wybuchu, niczym pryszcz przed pęknięciem.

Okręt wychodził w morze na rutynowy rejs. Plan był znany i oswojony. Dziesięć dni nerwów i dziesięć nieprzespanych nocy. Wczesnym rankiem Staś pożegnał żonę, ucałował śpiącego synka, obiecał wrócić za dziesięć dni i wyruszył wypełniać swój obowiązek. Morze nie było łaskawe – raz po raz maszyny odmawiały posłuszeństwa. Staś służył w siłach mechanicznych i niemało się natrudził, naprawiając kapryśny sprzęt. Tym większa była jego irytacja, gdy siódmego dnia dowódca podjął decyzję o powrocie do portu z powodu awarii technicznej.

Złość i rozdrażnienie łagodziła tylko jedna myśl – ciepłe ciało żony było teraz o trzy dni bliżej. A skoro tęsknota za męską dumą i siłą nie ustępowała, całą drogę do domu spędził w podnieceniu, wyobrażając sobie kolejne sceny.

Do bazy wrócili późnym wieczorem. Gdy zamieszanie związane z wyłączeniem maszyn dobiegło końca, Staś choćby nie stuknął tradycyjnej setki za powrót. Jak ogier popędził do domu. Rozkoszując się myślą o wtuleniu głowy w obfity biust żony, dopadł do bloku, wbiegł na trzecie piętro i zatrzymał się przed drzwiami.

Było już po północy. „Śpią” – pomyślał. Wyobraził sobie, jak cicho się rozbierze, wślizgnie do łóżka Larysy, zaskoczy ją i rozpocznie się całe to małżeńskie szaleństwo. Ostrożnie włożył klucz, drżący z niecierpliwości, przekręcił go i wszedł do przedpokoju. Był świetnym mechanikiem, regularnie smarował zamek, więc ten go nie zawiódł.

Ku dużemu rozczarowaniu, żona najwyraźniej nie spała. Przez niedomknięte drzwi sypialni sączyło się światło i dobiegały jakieś odgłosy. Staś nie rozpoznał, co to było. Nie rozbierając się, choćby nie zdejmując czapki, na palcach podszedł bliżej. W dołku ścisnęło mu się z niepokoju. Przez szczelinę ujrzał coś, czego nie spodziewał się choćby w najgorszym koszmarze. Płonęła nocna lampka.

Na jego małżeńskim łóżku, bezwstydnie rozkładając nogi i rozrzucając blond włosy po poduszkach, leżała kobieta. Resztę zasłaniała naga postać mężczyzny, rytmicznie unosząca tyłek w górę. Kobieta jęczała głośno – jego żona jęczała tak, jak nigdy z nim. Staś zamarł. Całe jego życie rozpadło się w jednej chwili.

Nie wiadomo, jak długo stał sparaliżowany. Gdy się ocknął, już nie panował nad swoimi czynami. W policyjnych protokołach nazywa się to „stanem ciężkiego wstrząsu psychicznego”.

Ogarnięty płomieniem zemsty za znieważoną małżeńską cześć, Staś zaczął nerwowo szukać kabury przy pasie. Jej oczywiście nie było. Szabli też. Rzucił się do kuchni.

Pierwsze, co wpadło mu w ręce, to widelec. Piękny, miedziany widelec z zestawu, który dostał w prezencie ślubnym. Ściskając w dłoni to nieoficjalne narzędzie zemsty, pomknął z powrotem do sypialni. Wpadł jak tornado, złapał widelec oburącz i z całej siły zamachnął się.

Ręka obrażonego oficera nie zadrżała.

Widelec zatoczył szeroki łuk i niemal całkowicie wbił się dokładnie w środek poruszających się ud cudzołożnika. Nie odważę się opisać krzyku, który po tym nastąpił. Weteran wojenny, który przyjechał w odwiedziny do syna w sąsiednim mieszkaniu, przeszedłszy przez oblężony Leningrad i szturm Berlina, opowiadał później, iż obudził się z krzykiem: „Bomby!” i poderwał całą rodzinę na nogi. Przez dobre czterdzieści minut tłumaczyli mu, iż nie ma żadnego nalotu i nikomu nic się nie stało. Choć potem się położył, aż do wyjazdu nie był do końca przekonany, iż nie było ofiar.

U sąsiadów z góry dzieci zmoczyły się ze strachu, a rodzice o mało nie zrobili tego samego z powodu nieopisanych dźwięków, które dobiegały z dołu. Sąsiedzki owczarek wył do rana, opłakując czyjeś psie życie.

Zostawiwszy narzędzie zemsty tkwiące w ciele oszusta, Staś gwałtownie się odwrócił i niemal wojskowym krokiem wyszedł z sypialni. Miał tylko jedno pragnienie – opuścić ten obcy już dom, dobrze się upić i rano zabrać swoje rzeczy.

Nie zastanawiał się nad tym, co zrobił. Ku jego zdumieniu, w przedpokoju już paliło się światło. A w jego środku stała… Larysa, we własnej osobie, w domowym szlafroku i z ręcznikiem na głowie. Piękna i kusząca.

Dla Stasia, który stracił wszelkie punkty odniesienia, to była już ostatnia kropla. Wyglądało to jak w dziecięcej zabawie w „zamarłego”. Choć nie oniemiał całkiem, z trudem wydusił z siebie słowa.

Drżąca ręka wskazała w stronę sypialni.

— To twój brat Szymon z żoną. Przecież go przenieśli do nas. Ustąpiłam im sypialnię, kiedy ciebie nie było. Ja z synkiem… Słuchaj, Stasiu, tam chyba coś się dzieje?

— Ja… rozumiesz… tam… widelec… — wybełkotał.

— A ja poszłam się wykąpać. W dzień ciśnienie słabe, a w nocy lepsze. Stasiu, u nich chyba coś się stało…

— Aha… — tylko tyle zdołał powiedzieć, po czym zwalił się w omdleniu.

Fakt, iż brat miał się przeprowadzić, iż jego żona też była blondynką, iż mieli przyjechać właśnie teraz – te rzeczy Staś oczywiście pamiętał.I tak minęły lata, a Staś i Larysa wciąż się kochali, choć od tamtej nocy już nigdy nie zostawiali noży na wierzchu.

Idź do oryginalnego materiału