MEN chce podwyżek dla nauczycieli ale... od samorządów. Tak przerzucają się odpowiedzialnością

mamadu.pl 3 godzin temu
Nauczyciele znów protestują w sprawie pensji i zapowiadają kolejne pikiety. Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się 10-procentowych podwyżek oraz powiązania wynagrodzeń z przeciętną pensją krajową. MEN zapewnia, iż pensje rosną, ale część kosztów przerzuca na samorządy, co budzi kontrowersje.


Nauczyciele zapowiadają kolejne protesty


W ostatnich tygodniach znów głośno zrobiło się o nauczycielskich pensjach. Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) protestował 1 września, zapowiada kolejne pikiety i domaga się podwyżek – konkretnie o 10 procent – oraz powiązania wynagrodzeń nauczycieli z przeciętną pensją w gospodarce. Innymi słowy, jeżeli średnia krajowa będzie rosła, to automatycznie miałyby rosnąć także pensje pedagogów.

Minister edukacji Barbara Nowacka deklaruje, iż rozumie protestujących, ale jednocześnie przekonuje, iż rząd już teraz dba o wzrost wynagrodzeń. W rozmowie w Polskim Radiu chwaliła się, iż pensje nauczycieli w ostatnich latach systematycznie rosną. W 2023 roku było to 5 procent wzrostu, w tym roku – 3 procent.

Jej zdaniem jest to "proces przejściowy", ale w przyszłości wynagrodzenia powinny wzrastać stale i wprost proporcjonalnie do średniej krajowej. Nowacka podkreślała, iż w budżecie państwa na edukację przeznaczono dużo większe środki – z 65 mld zł w 2023 roku do planowanych prawie 115 mld zł w 2026.

"Rozumiem związki zawodowe, które protestują, bo to jest zadanie związków zawodowych, żeby walczyć o więcej. I my zapewniamy stały wzrost wynagrodzeń" – stwierdziła, odpierając zarzuty związkowców, iż rząd nic nie robi.

Pensje rosną, ale nie tak, jak oczekują nauczyciele


Według szefowej resortu edukacji średnie zarobki nauczycieli są wyższe, niż często się podaje. Początkujący nauczyciel z przygotowaniem pedagogicznym zarabia w tej chwili 5153 zł brutto (wynagrodzenie minimalne), ale w przypadku doświadczonego nauczyciela dyplomowanego średnie wynagrodzenie – jak twierdzi Nowacka – wynosi około 10 tys. zł.

Problem w tym, iż związkowcy i sami nauczyciele widzą to inaczej. W ich ocenie podwyżki są zbyt małe, a wyliczane przez MEN średnie nie oddają realnej sytuacji.

W dodatku pedagodzy zwracają uwagę, iż porównywanie pensji do średniej krajowej jest uzasadnione – skoro inne grupy zawodowe zarabiają coraz więcej, to nauczyciele nie powinni pozostawać w tyle.

Kto ma płacić? Rząd czy samorząd?


W całej dyskusji pojawia się jeszcze jeden istotny wątek – odpowiedzialność za finansowanie wynagrodzeń. Ministra Nowacka otwarcie przyznała, iż część ciężaru została przerzucona na samorządy. Jej zdaniem w dużych miastach władze lokalne chętnie dopłacają do nauczycielskich pensji, bo zależy im na utrzymaniu jak najlepszych szkół i przyciąganiu młodych mieszkańców.

Samorządy odpowiadają jednak, iż coraz trudniej im sprostać tym oczekiwaniom. W praktyce oznacza to przerzucanie odpowiedzialności – rząd mówi, iż podwyżki są, ale to gminy i miasta muszą znaleźć dodatkowe środki. A to prowadzi do konfliktów i do obaw, czy w przyszłości nie ucierpią na tym same szkoły.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż dyskusja o nauczycielskich pensjach to problem między rządem, związkami zawodowymi a samymi nauczycielami. Ale w rzeczywistości dotyczy także rodziców.

Jeżeli nauczyciele będą niezadowoleni z wynagrodzeń, mogą odchodzić z zawodu albo szukać pracy gdzie indziej. Już teraz w wielu szkołach brakuje specjalistów – szczególnie tych, którzy zajmują się nauczanie przedmiotów ścisłych. To przekłada się bezpośrednio na jakość edukacji naszych dzieci.

Z drugiej strony, jeżeli samorządy będą musiały coraz więcej dokładać do pensji pedagogów, mogą ograniczać inne wydatki – np. na infrastrukturę szkolną, dodatkowe zajęcia czy wsparcie psychologiczne.

Spór, który gwałtownie się nie skończy


Na razie nic nie wskazuje na to, aby protesty ZNP się zakończyły. Związkowcy zapowiadają dalsze działania, a minister edukacji podtrzymuje, iż rząd robi swoje i zapewnia "stały wzrost wynagrodzeń". Problem w tym, iż obie strony rozumieją to zupełnie inaczej.

Rodzice mogą więc w najbliższym czasie spodziewać się kolejnych doniesień o strajkach i protestach w szkołach. I choć pensje nauczycieli to temat trudny, jedno jest pewne – od tego, jak zostanie rozwiązany, zależy przyszłość edukacji naszych dzieci.

Źródło: samorzad.pap.pl


Idź do oryginalnego materiału