MEN tłumaczy niską frekwencję na edukacji zdrowotnej. Minister Nowacka: "Inaczej byłby zlot szurii"

mamadu.pl 4 godzin temu
Minister edukacji Barbara Nowacka odpowiedziała na zarzuty dotyczące niskiej frekwencji na lekcjach edukacji zdrowotnej. Jak tłumaczy, przedmiot wprowadzono jako nieobowiązkowy, by uniknąć politycznej awantury i "zlotu szurii" w szkołach. MEN zapowiada jednak, iż będzie walczyć z dezinformacją i liczy, iż rodzice z czasem przekonają się do tych zajęć.


MEN broni edukacji zdrowotnej


Szefowa MEN Barbara Nowacka zabrała głos po fali krytyki, jaka spadła na resort po wprowadzeniu edukacji zdrowotnej. Podczas konferencji prasowej w Kancelarii Premiera została zapytana o masową rezygnację uczniów z zajęć.

W niektórych szkołach frekwencja na lekcjach spadła poniżej 20 procent. Jak skomentowała to minister?

"Ten przedmiot przygotowuje do życia w szczególnych obszarach, ale burza polityczna rozpętana przez episkopat i publicystów prawicowych sprawiła, iż został wprowadzony jako nieobowiązkowy. Apelujemy, by dać przedmiotowi szansę" – tłumaczyła Nowacka.

"Zlot szurii" i polityczna burza wokół szkoły


Minister przyznała, iż niska frekwencja była do przewidzenia, ale alternatywa mogłaby być jeszcze gorsza.

"Gdyby w pierwszym roku była decyzja o obowiązkowości, mielibyśmy zlot całej szurii, jak w przypadku szczepień przeciw HPV w szkołach" – powiedziała.

Nowacka przekonywała, iż decyzja o dobrowolnym udziale uczniów była świadoma i miała na celu uniknięcie protestów.

"Będziemy analizować przyczyny, ale tą pierwotną jest nieobowiązkowość. Rodzice przyznają jednak, iż jest to potrzebny przedmiot" – dodała.

MEN wypowiada walkę z dezinformacją


Szefowa MEN zapowiedziała, iż resort będzie walczył z fałszywymi informacjami na temat edukacji zdrowotnej.

"Będziemy zwalczać dezinformację, która płynie szerokim strumieniem z niektórych mediów i większości ambon. Podejmiemy decyzję po ewaluacjach, badaniach i rozmowach" – zapowiedziała.

Nowacka podkreśliła, iż chce dać czas rodzicom, by zapoznali się z podstawą programową i zrozumieli, iż zajęcia nie mają nic wspólnego z "seksualizacją dzieci".

"W przedmiocie, który mówi o zdrowiu, diecie, ruchu, higienie osobistej i profilaktyce, nie ma żadnych treści seksualizujących. Przyznają to zarówno ci księża, którzy się z tym zapoznali, jak i prawicowi publicyści. Trzeba mieć bardzo dużo złej woli, żeby w sformułowaniu o przeciwdziałaniu seksualizacji, bo tym jest przedmiot, znaleźć coś innego. To zła wola episkopatu" – mówiła Nowacka.

Resort edukacji chce, by edukacja zdrowotna stała się przestrzenią rozmowy o zdrowym stylu życia, emocjach i bezpieczeństwie psychicznym uczniów.

Źródło: PolskieRadio24.pl


Idź do oryginalnego materiału