Mężczyzna moich marzeń odszedł od żony do mnie, ale nie miałam pojęcia, co z tego wyniknie.
Wzdychałam do niego jeszcze od czasów studenckich, mieszkając w małym miasteczku pod Krakowem. To była miłość ślepa, szalona, taka, co porywa z nóg i każe zapomnieć o wszystkim. Gdy w końcu zwrócił na mnie uwagę, straciłam resztki rozsądku. Stało się to lata po uniwersytecie — los zetknął nas w jednej kancelarii prawnej. Taka sama profesja, wspólne zainteresowania — uznałam to za znak z góry, moją bajkę, która zaraz stanie się rzeczywistością.
Wydawał mi się ideałem, mężczyzną z moich snów. To, iż miał żonę, w młodości mnie nie przejmowało — nie znałam bólu, który kryje się za rozbitymi małżeństwami. Ani trochę nie wstydziłam się, gdy Roman zostawił żonę dla mnie. Kto by pomyślał, iż ten wybór przyniesie mi tyle cierpienia? Mądrość ludowa nie kłamie: na cudzym nieszczęściu szczęścia nie zbudujesz.
Kiedy mnie wybrał, byłam w siódmym niebie, gotowa wybaczyć mu wszystko. Ale w codzienności okazał się daleki od księcia z bajki. Jego porozrzucane rzeczy zapełniły mieszkanie, a on kategorycznie odmawiał zmywania naczyń. Cały dom spadł na moje barki jak ciężki krzyż. Wtedy przymykałam na to oko — miłość mnie oślepiła, uczyniła miękką, podatną, niemal bezwolną.
Swoje poprzednie małżeństwo gwałtownie wymazał z pamięci. Nie mieli dzieci, a ślub, jak przyznał się, był pomysłem jej rodziców. „Z tobą wszystko jest inaczej, jesteś moim przeznaczeniem” — szeptał mi, a ja topniałam. Moje szczęście było jasne, ale krótkotrwałe jak błyskawica. Wszystko zmieniło się, kiedy zaszłam w ciążę.
Początkowo Roman promieniał z euforii — dziecko, jego dziecko! Zorganizowaliśmy duże rodzinne przyjęcie, zapraszając bliskich i przyjaciół. Toasty, życzenia szczęścia i zdrowia dla maleństwa — ten wieczór zapamiętałam jako jasną plamę w morzu nadchodzącej ciemności. Nie żałuję go, ale potem moja ślepa miłość zaczęła gasnąć jak świeca na wietrze.
Im większy stawał się mój brzuch, tym rzadziej widywałam Romana w domu. Poszłam na urlop macierzyński, a nasze spotkania ograniczyły się do późnych wieczorów. Pracował do późna, znikał na firmowych imprezach. Początkowo cierpliwie znosiłam tę sytuację, ale niedługo stała się nie do zniesienia. Codzienność stała się torturą: ja, w ciąży, z trudem poruszałam się, a jego skarpety i koszule leżały wszędzie, jak nieme wyrzuty mojej naiwności. Pytałam siebie: czy nie pospieszyliśmy się z dzieckiem? Wiedziałam, iż miłość słabnie z czasem, ale nie przypuszczałam, iż wyparuje tak szybko.
Wciąż przynosił kwiaty, czekoladki, ale potrzebowałam czegoś więcej — pragnęłam jego obecności, wsparcia, ciepła. A potem prawda wyszła na jaw. Przypadkowa rozmowa z koleżankami przy kawie otworzyła mi oczy: do oddziału przyszła nowa pracownica, młoda, przebojowa. Zespół już wcześniej miał problemy, a mój urlop macierzyński zaostrzył sytuację. Przypadek? Nie wiedziałam, czy to ona, ale Roman z pewnością miał kogoś na boku. Jego życie teraz składało się z „pracy”, „spotkań” i „nagłych obowiązków”. Pewnego dnia znalazłam w kieszeni jego marynarki notatkę z nieznanymi inicjałami. Serce mi ścisnęło, ale odłożyłam ją na miejsce, postanawiając udawać ślepą. Strach przed pozostaniem samej w siódmym miesiącu ciąży paraliżował mnie.
Zaczął narzekać, iż jestem „wiecznie spięta”, a każda kłótnia kończyła się jego zmęczonym westchnieniem, jakbym była ciężarem. Bałam się poruszyć najważniejszy temat — wiedziałam, iż to koniec. I nadszedł. Najstraszniejsze słowa, jakie usłyszałam w życiu, brzmiały: „Nie jestem gotów na dzieci. Mam inną”. Jak to powiedział — nie pamiętam, w głowie szumiało, świat się walił. Myślałam, iż oszaleję z bólu i upokorzenia.
Ale znalazłam w sobie siłę. Złożyłam pozew o rozwód, choć każda litera w wniosku była jak cios w serce. Nie spodziewał się, iż się odważę i wyrzucę jego rzeczy za próg następnego dnia. Na szczęście mieszkanie było wynajęte — nie musieliśmy go dzielić.
— A dziecko? Pomyśl o dziecku! Jak je wychowasz? — rzucił na odchodne.
— Poradzę sobie. Będę pracować z domu. A rodzice pomogą. Mama zawsze mówiła, iż jesteś kobieciarzem, powinnam jej była słuchać — odparłam, zatrzaskując drzwi.
Odpowiedzialność za syna dała mi siłę, której w sobie nie podejrzewałam. Sama nigdy bym nie odeszła, ale dla niego — dałam radę. Jego zdrada była tak podła, iż wykreśliłam Romana z mojego życia, jakby nigdy nie istniał. Moje oczy się otworzyły, a ja zobaczyłam jego prawdziwą naturę.
Pierwsze miesiące po rozwodzie, włącznie z porodem, były piekłem. Wróciłam do rodziców do miasteczka obok — przyjęli mnie z otwartymi ramionami, szczególnie cieszyli się z wnuka. Tęskniłam za Romanem, ale odpychałam te myśli. W głębi duszy wiedziałam, iż postąpiłam słusznie i dam synowi wszystko, co będę mogła.
Kiedy odzyskałam siły, zabrałam się za pracę — tłumaczyłam teksty prawnicze w domu. Zdarzały się miesiące bez dochodu, ale rodzice wspierali mnie, dopóki nie zdobyłam klientów. Syn rósł, lata mijały niezauważenie. Uświadomiłam to sobie, gdy zrozumiałam, iż potrzebuje własnego kąta. Rodzice nie chcieli nas puścić, ale marzyłam o niezależności — o własnym gabinecie, jego pokoju do nauki. Do tego czasu mogłam sobie pozwolić na wynajem mieszkania.
Życie zaczęło się układać. Przedszkole zamieniło się w szkołę, pierwsza klasa — w piątą, i po raz pierwszy od lat poczułam wolność i spokój. Aż tu nagle znowu się pojawił. Nasze miasteczko jest nieduże, a w środowisku prawniczym wszyscy się znają. Roman znalazł mój gabinet bez trudu. Jakże żałowałam, iż nie wyjechałam dalej! Oświadczył, iż się wyszalał, iż żałuje przeszłości, iż był młody i głupi. Błagał, by poznać syna, którego choćby nie widział.
Zgodnie z prawem ma prawo do spotkań, i jeżeli zechce — dopnie swego. Ale sama myśl o tym mrozi mi krew. Minęło kilka tygodni od tej rozmowy. Powiedziałam, iż zastanowię się, ale mam chaos w głowie — nie ufam mu i nie chcę dopuścić do syna. Może to moja kara? Odpłata za to, iż zabrałam go pierwszej żonie? Serio myślę o przeprowadzce do innego miasta, by uchronić nas przed przeszłością, która znowu puka do moich drzwi.