Igor? zaskoczona spojrzała sąsiadka, Teresa Wójcik, jesteś w domu? Myślałam, iż jedziesz do Warszawy. Halina mówiła, iż wrócisz dopiero za dwa tygodnie.
Przyszedłem chory, mruknąłem, zamykając drzwi i odwracając się do niej.
Coś poważnego? zapytała troskliwie.
Nie, nic wielkiego! wykrzyknąłem rozdrażniony, tylko kaszlę kilka razy, a już wszyscy gadają, iż zaraz wszystkich zarazią! Halina musiała sama się wyprowadzić. Dziś w nocy odjechała.
Ile zamierzacie tak żyć? dodała z nutą ironii, nie mam już sił na to?
Co masz na myśli? zmarszczyłem brwi.
Zwykle nie lubiłem, gdy ktoś wtrącał się w moje sprawy rodzinne, ale tym razem nie powstrzymałem się.
Praca na zmiany!
No cóż, Tereso, skrzywiłem się, co ma tu metoda zmianowa? Nie jedziemy do pracy, to nasza mała radość.
Radość? spojrzała na nas, jakbyśmy wpadli w kałużę. Wy już ostatnio chodzicie, jakbyście byli w wodzie! Może już przestać się z siebie śmiać? Nikt i tak tego nie doceni.
***
Moja córka, Jagoda, po ukończeniu studiów od prawie roku szukała pracy w wymarzonej dziedzinie, ale nieustannie napotykała przeszkody: albo za daleko, albo niska pensja, albo po prostu nie podobało się jej. Rodzice pocieszali ją, mówiąc, iż w końcu znajdzie to, czego szuka. ale marzenie o idealnej pracy wciąż pozostawało tylko marzeniem.
W końcu Jagoda postanowiła wyjechać do Warszawy. Koleżanka z roku podania właśnie znalazła tam jakieś stanowisko i zaproponowała wspólny wyjazd przecież dwie osoby to mniej strachu, a i lepiej. Rodzice nie byli zachwyceni. Uważali, iż w Lublinie da się spokojnie zamieszkać i iż wystarczy poczekać. Jagoda nigdy nie mieszkała osobno i nie miała pojęcia, co to znaczy samodzielność. Dodatkowo wynajem mieszkania w stolicy to nie jest tanie hobby. Zastanawialiśmy się, na czyją rękę spadnie ta ciężka odpowiedzialność i na jak długo.
Mimo wszelkich protestów i argumentów Igor i Halina nie mogli jej powstrzymać. Jagoda obiecała dzwonić codziennie i przyjeżdżać częstoczęsto, po czym wsiadła do pociągu i ruszyła do Warszawy.
Znalazła pracę przyzwoitą. Nie musiała wynajmować mieszkania przyjęto ją do akademika, o czym nie śniła. Na początku przyjeżdżała często, tęskniła i dzwoniła, ale z czasem wizyty stały się rzadsze, a kontakt ograniczył się do krótkich telefonów.
W Warszawie Jagoda zakochała się. Zakochała się w Krzysztofie, mieszkańcu capitalu, i ich związek rozwijał się szybko. Niedługo zaczęli rozmawiać o ślubie. Ja i Halina czuliśmy się w siódmym niebie, kiedy nasza córka szepnęła, iż spodziewa się dziecka.
***
Po ślubie młodzi wynajęli mieszkanie. Krzysztof stanowczo odmówił mieszkania z rodzicami. Rodzice byli rozgniewani, ale nie chcieli się kłócić. Chcesz żyć samodzielnie żyj. Tylko nie licz na naszą pomoc.
Krzysztof uśmiechnął się:
Nie liczę na nic!
Po co tak? łagodnie zapytała Jagoda, zostając w dwójkę, to przecież twoi rodzice. Co ci się może stać?
Nie bój się! objął ją, wszystko będzie dobrze.
***
I tak było. Wszystko układało się jak w bajce. Krzysztof dobrze zarabiał, ciąża przebiegała pomyślnie. Jagoda przeszła na urlop macierzyński i urodziła piękną, zdrową dziewczynkę, Weronikę. Dziadkowie z zachwytem patrzyli na wnuczkę. Emeryci z Warszawy odwiedzali ją co tydzień, a rodzice Jagody przyjeżdżali, kiedy tylko mogli ojciec jeszcze miał rok do przejścia na emeryturę, a matka była o pięć lat młodsza.
Wszystko szło po starej, dopóki Krzysztof nie stracił pracy. Nie tak, iż został zwolniony sam podjął decyzję, pewny, iż znajdzie lepszą pozycję. Nie udało mu się. Ostatnią chwilą ofertę wziął inny kandydat. Krzysztof wpadał w depresję, popadał w nałóg, stawał się drażliwy i wiecznie niezadowolony. W końcu trafił do szpitala psychiatrycznego.
Jagoda była rozdarta między mężem a dzieckiem. Krzysztof domagał się coraz więcej uwagi, częściej niż dwuletnia Weronka. Do tego jeszcze teściowa
Nie dbasz o mojego syna! wciąż powtarzała, choć sama siedziała na jego szyi.
Na której szyi? zdziwiła się Jagoda, przecież ja jestem na urlopie macierzyńskim.
Więc może już nie siedź w domu! Dziecko ma dwa lata! Idź pracować! Czy zamierzasz całe życie żyć na nasz koszt?!
Jagoda patrzyła na teściową z niedowierzaniem. Krzysztof był bezrobotny od pół roku, żyli z zasiłku i z pieniędzy, które oszczędzali na własne mieszkanie, a ona jeszcze krytykowała ją za jedzenie kromki chleba! Było to bolesne, ale Jagoda wytrzymywała. W końcu opowiedziała o wszystkim rodzicom.
Ja i Halina wysłuchaliśmy i zasugerowaliśmy, żeby poszukała przedszkola na wszelki wypadek.
Najpierw to zajmie trochę czasu, powiedziała matka.
A jeżeli teściowa podniesie ten temat, to nie odpuści, dodał ojciec.
Ale Weronka jeszcze tak mała! wzdychała Jagoda, jakie przedszkole?
My oddaliśmy cię do żłobka półtora roku temu, uśmiechnęła się Halina, i patrz, jaką masz już dziewczynkę!
Mamo! popłynęły łzy, więc nie mogłam tego zrobić wcześniej! A teraz? Dlaczego mam ranić dziecko z powodu głupiej babci?
Zobacz sama, córeczko, wtrącił się Igor, ale pamiętaj: jeżeli trzeba, pomożemy.
Halina wzruszyła ramionami: Ciekawe, jak nam pomóc, gdy stoimy 700 km od nich.
***
Szybko znalazła się miejsce w przedszkolu. Jagoda poinformowała szefostwo, iż może wrócić do pracy za miesiąc. Właśnie wtedy Krzysztof dostał nową posadę. Zostało tylko przyzwyczaić Weronkę do przedszkola
Na początek przedszkole wymagało, by Jagoda zostawiała dziewczynkę najpierw na godzinę, potem dwie, a w końcu do obiadu. Brzmiało to prosto, ale w praktyce było strasznie trudne. Gdy tylko zobaczyła budynek, Weronka zaczęła ryczeć na cały głos, a nie płakać. Tak ryczała cały tydzień. W szatni chwilowo milczała, ale gdy tylko zorientowała się, iż mama odchodzi, krzyk wracał.
Próbowano, żeby Krzysztof ją woził, ale to nie pomogło. Potem oboje rodzice próbowali ją prowadzić razem, obiecując różne bajki i smakołyki. Nic nie działało. Zostawiali ją w przedszkolu w nadziei, iż uspokoi się po ich wyjściu, ale bez skutku. Weronka zdawała się wiedzieć, iż rodzice słyszą każdy jej krzyk.
W końcu opiekunki poddały się:
Nie martwcie się, tak się zdarza. Przyprowadźcie Weronkę za kilka miesięcy, niech trochę rośnie. Miejsce zostawimy.
To łatwo mówić za kilka miesięcy, wkurzyła się Jagoda, idąc do domu, a ja muszę wracać do pracy! Nie mogę tego tak zostawić!
Nie wiem, odparł Krzysztof, ale tak męczyć dziecko nieuczciwe.
Twoi rodzice są na emeryturze! błysnął jej pomysł, mieszkają niedaleko! Niech zabierają Weronkę do przedszkola, chociaż na jakiś czas.
Dobrze, porozmawiam z nimi, odpowiedział niepewnie Krzysztof, choć nie wiem, czy się zgodzą.
Dziadkowie, Halina i ja, początkowo namawialiśmy, iż Krzysztof powinien sam rozwiązywać problemy. Jednak co zrobić dla ukochanej wnuczki? Zaczęliśmy przywozić Weronkę na zmianę. I niesamowicie dziewczynka weszła do grupy spokojnie, machnęła ręką na pożegnanie i nie płakała.
Jednak przedszkole zaczęło podawać dzieciom drzemki po południu, a Weronka nie chciała leżeć. Zadzwońmy do babci, ona przyjeżdża, a później dziadek. gwałtownie ustaliliśmy prosty plan: dziecko zostaje do dwunastej, po której wraca do domu.
Rodzice Krzysztofa niedługo zaczęli twierdzić, iż nie mają siły na opiekę:
Potrzebuję stałej kontroli, a ja mam nadciśnienie! narzekała teściowa. A tata ma ból pleców.
Krzysztof westchnął:
Więc co teraz? Dziecko odchodzi o dwunastej, a my w pracy
To chyba podziękować nie możesz! wybuchła teściowa. My prawie rok z dzieckiem siedzieliśmy!
Nie rok, tylko kilka miesięcy, skorygowała Jagoda, to był wasz pomysł, żeby oddać Weronkę do przedszkola.
To nasza wina?! krzyknęła matka Krzysztofa, chwytając męża za rękę i ciągnąc go w hol.
***
Co teraz zrobimy? zapytał Krzysztof, kiedy drzwi za rodzicami zamknęły się z hukiem.
Nie wiem, wzruszyła ramionami Jagoda, chyba będę musiała zrezygnować z pracy.
To nie rozwiązanie.
Co proponujesz?
Zostawmy Weronkę w przedszkolu na cały dzień.
A rano? Sam ją tam pociągniesz? Nie będę w to wchodzić!
Ale wszystkie dzieci chodzą do przedszkola bez problemu!
Nasza córka nie jest wszystko! wykrzyknęła Jagoda i rozpłakała się.
Wtedy zadzwoniła matka.
Przyjadę jutro! obiecała Halina, mam urlop i planuję przyjechać do was. Mamy więc prawie miesiąc zapasu. Zobaczymy, co zrobimy.
Po rozłączeniu Jagoda podskoczyła jak dziecko:
Jutro przyjedzie babcia! zawołała mężowi, jesteśmy uratowani!
Wspaniale! odpowiedział Krzysztof, w końcu poznam teściową i mam nadzieję, iż się dogadamy.
Oczywiście, dodała Jagoda, moja mama jest wprost szalona. Na pewno coś wymyśli.
Halina rzeczywiście wymyśliła plan. Zdecydowała, iż ojciec Jagody i ja będziemy na zmianę przyjeżdżać, żeby oglądać Weronkę, bo myśliwy nie mogą tego zrobić.
Jagodo, nie gniewaj się na nich, radziła matka, spoglądając na syna, wiek to tylko liczba. Jeszcze mieliśmy siłę, a potem po prostu ich nie ma.
Nie gniewam się, odpowiedziała Jagoda, ale jak mam pogodzić pracę z wyjazdami?
Ja się dogadam, zmienię grafik, a tata za dwa tygodnie przejdzie na emeryturę, więc będzie wszystko w porządku. Kiedy przyjedzie, Weronka już będzie w przedszkolu bez problemu, a on będzie ją tylko odbierał. Ma już cztery lata!
Tak uzgodniliśmy. Rano Halina zabrała Weronkę do przedszkola, dziewczynka poszła spokojnie, a po dwunastej Halina dostała telefon, iż trzeba ją odebrać.
***
Od tego czasu ja i Halina co dwa tygodnie jedziemy do Warszawy. Czasem zostaję tam dłużej jestem już na emeryturze, mam wolny czas. Zawożę Weronkę do przedszkola, odbieram ją o dwunastej i czekam, aż przyjadą rodzice z pracy. Wieczorem wracam do domu, spaceruję po Lublinie. Nie dlatego, iż ją kocham, ale dlatego, iż nie mogę patrzeć, jak młodzi budują swoje życie, nie sprzątają, nie gotują, zamawiają jedzenie. Weronka ogląda jakieś okropne kreskówki, potem kaprysi. Nie da się z nią rozmawiać. Mają własne zdanie i uważają je za jedyne słuszne. A ty? Jak to znoszę?
DW końcu, patrząc na spokojnie usypiającą Weronkę, zrozumiałem, iż jedyną rzeczą, którą naprawdę mogę zrobić, jest po prostu być przy nich, nie próbując kontrolować ich losy.
















