Pewnego dnia Alicja była w siódmym niebie. Wreszcie jej ukochany Krzysztof oświadczył się – prosto, szczerze, bez zbędnego patosu, z tą szczególną czułością w głosie, od której dziewczynie ścisnęło się serce. Oczywiście, zgodziła się – i już po kilku dniach zaczęły się przygotowania: lista gości, przymiarki, planowanie menu. Wszystko wyglądało jak z bajki.
— Alu, myślę, iż czas, żebyś poznała moich rodziców – powiedział kiedyś Krzysztof. — Mama zaprasza nas na obiad w sobotę.
— Najwyższy czas – zaśmiała się Alicja i pocałowała go w policzek.
W sobotę wieczorem dotarli do domu jego rodziców. Alicja z bijącym sercem otworzyła drzwi – i stanęła jak wryta. W fotelu siedział ojciec Krzysztofa – mężczyzna o surowym spojrzeniu i spracowanych dłoniach. Podniósł wzrok i… jego twarz nagle się zmieniła. Alicja poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.
Ten człowiek był wrogiem jej rodziny.
Gdy Alicja miała jedenaście lat, tragedia zniszczyła jej dzieciństwo. Rodzice jej najlepszego przyjaciela, Wojtka, zginęli w wypadku, wracając motocyklem z miasta. To był straszny dzień. Matka Alicji – Barbara – płakała na progu, a ojciec, Marek, tylko zaciskał usta. Zawsze nie lubił ojca Wojtka – Andrzeja, swojego dawnego rywala jeszcze z czasów szkolnych. Kiedyś obaj kochali tę samą dziewczynę – Katarzynę. Wybrała innego, a Marek zapamiętał to na całe życie.
Po śmierci rodziców Wojtek zamieszkał na jakiś czas u Alicji, ale Marek był niezadowolony. W końcu zawiózł chłopca do domu dziecka i nalegał, by tam został. Powiedział wtedy Barbarze:
— Nie chcę, żeby moja córka zadawała się z synem tego człowieka.
Zabronił mu choćby dzwonić do Alicji. Miesiąc później rodzina przeprowadziła się do innego miasta.
Kontakt się urwał.
Minęło czternaście lat. Alicja ukończyła studia, dostała pracę w dużej firmie handlowej. Zespół był młody, ale chłodny. Przyjęli ją bez entuzjazmu – jedni zazdrościli jej urody, inni uważali, iż długo nie wytrzyma. Pierwszy dzień pracy wydawał się wiecznością.
Czwartego dnia, niosąc dokumenty do biura, zderzyła się w korytarzu z młodym mężczyzną. Papiery rozsypały się, oboje się schylili – i Alicja zamarła. Serce uderzyło jak młot.
— Wojtek?! — wyszeptała.
Podniósł wzrok. I od razu ją rozpoznał.
— Alicja… Boże, czy to naprawdę ty?
Przytulili się na środku korytarza, nie zważając na zdziwione spojrzenia kolegów.
Po pracy Wojtek czekał na nią przed wejściem. Poszli do kawiarni i rozmawiali godzinami. Opowiedział, iż został adoptowany i iż pracuje w tej samej firmie. Alicja zaprosiła go do domu – żeby poznał rodziców. Matka była zachwycona, ale ojciec… Marek choćby nie próbował ukryć chłodu. Warknął:
— Gdzie ty niby pracujesz?
— Jako kurier — odpowiedział Wojtek bez mrugnięcia. Choć Alicja wiedziała, iż się nie przyznaje.
Wkrótce zostali parą. Byli szczęśliwi. Alicja promieniała, Wojtek dbał o nią. Stali się znów jednością. Pewnego dnia wziął ją za rękę i powiedział:
— Wyjdź za mnie, Alicja.
— Oczywiście, Wojtek! Oczywiście!
Pobiegła powiedzieć rodzicom. Matka płakała ze szczęścia. A ojciec rzucił:
— Rób, jak uważasz. Ale on mi się nigdy nie spodoba.
— Za co go tak nienawidzisz?! — krzyknęła Alicja.
— Nie muszę się tłumaczyć. Jesteś dorosła. Rób, co chcesz.
Zaproszenie na obiad wysłał sam Wojtek – chciał, żeby poznała jego przybranych rodziców. Alicja przyszła… i zamarła w progu. Ojciec Wojtka okazał się być Stanisławem Nowakiem, prezesem ich firmy. Człowiekiem, przed którym w biurze wszyscy się kłaniali. A sam Wojtek – nie był kurierem, ale jego zastępcą. I współwłaścicielem biznesu.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — szepnęła.
— Nigdy nie pytałaś — uśmiechnął się.
Okazało się, iż koledzy z pracy wszystko wiedzieli. Dlatego patrzyli na nią z zazdrością. A ojciec… ojciec siedział przy stole bez słowa. Zrozumiał, iż nie tylko się pomylił. Zniszczył dziecięcą przyjaźń. Prawie rozdzielił ich na zawsze.
Ślub był wystawny. Rodzice Wojtka podarowali im luksusowe mieszkanie. Marek wciąż nie mógł dojść do siebie. Później wyznał córce, iż to on pojechał do domu dziecka i zabronił Wojtkowi się z nią kontaktować, zaplanował przeprowadzkę, myśląc, iż przechytrzy los.
— Wybacz, córeczko — powiedział. — Myślałem, iż robię dobrze.
— Po prostu mściłeś się na człowieku, którego już nie ma. A ucierpieliśmy my. Ale los i tak nas połączył. Bo miłość jest silniejsza od wszystkiego. choćby od twojej urazy.
Teraz Alicji i Wojtkowi wiedzie się dobrze. Budują wspólną przyszłość, a przeszłość została tylko wspomnieniem – dowodem na to, iż prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę. choćby przez zakazy, rozłąki i lata.
I tak właśnie uczymy się, iż zemsta i upór nigdy nie zwyciężą z tym, co jest naprawdę ważne. Czasem los pisze scenariusze, których choćby my nie potrafimy przewidzieć.