Cała nadzieja w Zetkach. Oni mają zdrowe podejście do pracy, nie akceptują "kultury zapierdzielu" i wyścigu po coraz lepsze stanowiska, bo bardziej od kariery cenią wolny czas i pasje. Dzięki nim pracodawcy w końcu nauczą się szanować pracowników, a starsze pokolenia zrozumieją, iż nie samą pracą żyje człowiek.
Słyszeliście takie opinie? Ja słyszę je coraz częściej. Bo choć wciąż przeważają skargi na to, iż pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni w latach 1995-2012 to życiowe ciamajdy, z których nie będzie większego pożytku, to część ekspertów widzi w postawie Zetek szansę na rewolucyjną wręcz zmianę w podejściu do pracy. Ich luz i chill ma wywrócić do góry nogami dotychczasowe relacje między pracodawcami a pracownikami i skończyć z pędem do kariery kosztem życia prywatnego.
Niegotowi, by pracować
Z tą rewolucją może być jednak problem. Żeby odmienić utarte schematy na rynku pracy, Zetki musiałyby go szturmem podbić. A jest dokładnie odwrotnie. Nowy raport ManpowerGroup, który powstał na podstawie badań wśród przedsiębiorców z całego świata, pokazuje, iż Zetki słabo sobie radzą na rynku pracy. Nie z powodu lenistwa, ale dlatego, iż są do tego kompletnie nieprzygotowani – nie potrafią szukać pracy, a choćby gdy ją znajdą, to nie umieją się w niej odnaleźć i się zwalniają albo wylatują.
Problemem jest nie tylko kiepskie przygotowanie i niskie kompetencje. Aż 70 proc. pracodawców biorących udział w badaniu ManpowerGroup stwierdziło, iż powodem zawodowych niepowodzeń Zetek jest "słaba etyka pracy".
Co się kryje za tym eleganckim określeniem? Ano to, iż młodzi mają tak dużo dystansu do swoich obowiązków zawodowych, iż nie wykonują ich zbyt solidnie, a do tego często są bardzo pewni siebie i mają oczekiwania nieadekwatne do wiedzy, doświadczenia i umiejętności.
Dam pracę, ale nie Zetkom
Nie jest to mieszanka, która robi dobre wrażenie na pracodawcach. Efekt jest taki, iż wiele firm po prostu nie chce zatrudniać przedstawicieli pokolenia Zet. Z raportu ManpowerGroup wynika, iż ponad połowa szefów firm w USA boi się tego, iż starający się o pracę absolwent okaże się człowiekiem niekompetentnym, źle wykształconym i w efekcie niezdolnym do pracy.
Te obawy są wynikiem przykrych doświadczeń. Aż 60 proc. pracodawców przyznało, iż miało w swojej firmie Zetki, ale po kilku miesiącach skończyło się wypowiedzeniem, bo ci ludzie nie mają motywacji do pracy, są nieprofesjonalni, a do tego trudno się z nimi dogadać, bo to pokolenie wychowane na komunikatorach internetowych.
Z wyników raportu ManpowerGroup mogą być zadowoleni millenialsi i starsze pokolenia. Bo nie muszą się obawiać, iż Zetki wygryzą ich z rynku pracy. Ale to marne pocieszenie, bo przecież z roku na rok absolwentów z pokolenia Z będzie przybywać. Także tych, dla których przeżyciem pokoleniowym była pandemia koronawirusa i związane z nią lockdowny, których długofalowe skutki dopiero się ujawnią. Zanosi się więc na to, iż Zetki rzeczywiście dokonają rewolucji na rynku pracy, ale jej skutki niekoniecznie będą pozytywne. Przede wszystkim dla ludzi z tego pokolenia.