Degustowanie to niemalże nasz sport narodowy, w sklepach próbują tego zarówno dorośli, jak i dzieci.
"Zjedzenie cukierka to degustacja", "ja tylko próbowałem", "skoro się nie wyniosło ze sklepu, to nie kradzież", "to tylko dziecko, więc to nie problem"... Polacy to mistrzowie w wymyślaniu własnych teorii.
Warto wiedzieć, co tak naprawdę o kradzieży mówi kodeks karny.
Tylko jeden cukierek
"Sprzedawczyni kazała mi zapłacić za cukierka, którego zjadło dziecko. To przecież tylko dziecko i to tylko jeden cukierek. Po co cała ta afera?!" - pisze w sieci oburzona matka, ale to nie odosobniony przypadek. Nie brakuje podobnych historii, a pod wpisami dziesiątki opinii, usprawiedliwień i teorii, co wolno, a czego nie. Każda z dyskusji płynnie przechodzi z dzieci na "ogólne zasady degustacji", bo nie brakuje zwolenników "testowania produktu przed zakupem".
Wiele osób, które same "próbują" lub "karmią" tak dzieci, tłumaczą, iż to tylko jedno winogronko czy jeden cukierek. Przecież to nic takiego. Sprzedawcy jednak są już innego zdania. "Nie wiem, z czego tu się śmiać, przykładowo: mam sklep i w gablotce cukierki. Przychodzi jeden, drugi, dziesiąty, 'degustator' i zjada po jednym, po dwa lub trzy cukierki. W miesiąc jestem do tyłu o cenę zakupu tych cukierków i VAT, który muszę zapłacić" - tłumaczy pani Jadwiga.
"Sposób ekspozycji produktów na wagę w działach samoobsługowych, wcale nie jest przyzwoleniem na próbowanie, a część osób właśnie tak to traktuje. W sklepie towar jest na sprzedaż, a nie do degustacji" - zauważa pani Monika.
Gdzie jest ta granica?
Pokazując dziecku, iż można się częstować, dajesz wolną rękę i nie stawiasz żadnej granicy. Bo skoro zjedzenie cukierka to "testowanie", to czy zjedzenie całej czekolady też? A co z paczką ciastek czy butelką napoju? Skoro pozwalasz podjadać niemowlakowi czy przedszkolakowi, bo inaczej "umrze z głodu", to kiedy jest ta granica wieku, iż już może wytrzymać godzinę w sklepie bez jedzenia?
Rodzice sami kreują płynne zasady, które z pewnością nie pomogą dziecku zrozumieć, czym jest cudza własność i kradzież. Tymczasem kradzież zgodnie z art. 278 Kodeksu karnego to przywłaszczenie cudzej rzeczy ruchomej. I nie ma tu pojęcia: małe winogrono, lizak czy batonik. I tak, zjedzenie rzeczy, za którą się nie zapłaciło, to także przywłaszczenie sobie cudzej własności. Tak, także tej wartej zaledwie 20 groszy. Pomijając aspekty moralne i to, iż naszym obowiązkiem jako rodziców jest nauczyć szacunku do cudzej własności, to mamy jeszcze przepisy prawa.
Przed sąd za cukierka
"Ja tylko degustuję, ze sklepu nigdy nic nie wyniosłam" - czytam i nie wierzę własnym oczom. Okazuje się, iż wiele dorosłych osób właśnie tak usprawiedliwia kradzież. Tymczasem przywłaszczenie przedmiotu w sklepie jest kradzieżą. Czy za zjedzenie cukierka można trafić przed sąd? Osoba, która się "poczęstowała" i zostanie złapana, może zostać zgłoszona przez właściciela sklepu lub ochronę na policję. Ta może zastosować upomnienie lub skierować sprawę do sądu (w przypadku nieletniego do sądu rodzinnego). Konsekwencje, jakie będzie ponosić złodziej, zależą od rodzaju kradzieży, ale też kwoty, czyli wartości danego przedmiotu oraz faktu czy dana osoba nie jest recydywistą.
Obecny próg pomiędzy kradzieżą stanowiącą wykroczenie a kradzieżą będącą przestępstwem to 500 zł (rząd planuje podniesienie tej kwoty do 800 zł). Nie oznacza to, iż poniżej 500 zł nic się nie stanie. Oznacza to tyle, iż kradzież o wartości do 500 zł jest traktowana jako wykroczenie i karana jest znacznie pobłażliwiej przez sądy. Zgodnie z KK można za nią trafić do aresztu maksymalnie na 30 dni. Natomiast kradzież o wartości przewyższającej 500 zł traktowana jest już jak przestępstwo, określone w art. 278 Kodeksu Karnego, za które grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Oczywiście chodzi o dorosłych, a co z przedszkolakiem, który poczęstował się cukierkiem? Kodeks wykroczeń stanowi, iż w stosunku do sprawcy czynu można poprzestać na zastosowaniu pouczenia, zwróceniu uwagi, ostrzeżeniu lub na zastosowaniu innych środków oddziaływania wychowawczego. Dla niektórych to wręcz absurdalnie, ale dziecko może trafić przed sąd. Zarówno właściciel sklepu, policja, jak i sędzia może uznać, iż nie ma powodu do prowadzenia postępowania. Wiele zależy jednak od tego, na kogo dziecko trafi i co dokładnie ukradło. Myślę, iż nie bez znaczenia może być i to jak rodzice zagregują na zaistniałą sytuację.
To nie twoje
Małe dzieci myślą niezwykle prosto: mam ochotę - biorę, jestem głodny - jem. Dając bułkę czy batonika, choćby jeżeli potem za nią zapłacisz przy kasie, uczysz od maleńkiego, iż tak można. Mówiąc: "Jemy dopiero, gdy zapłacimy, bo to nie pozostało nasze", uczysz cierpliwości, ale i wyznaczasz także bardzo istotną granicę. To do nas rodziców należy nauczenie dziecka, co oznacza cudza własność. Sama także powinnaś dać dobry przykład i "nie degustować" w sklepie.
Dziecko zjadło "przypadkiem"? Nie udawaj, iż nic się nie stało, zapłać za zjedzony produkt, przeproś i wyjaśnij dziecku, co zrobiło źle.
To naprawdę da się zrobić.