Moja córka powiedziała trzy słowa. Wystarczyło, by zrozumieć, iż nasze czasy są przełomowe

mamadu.pl 1 tydzień temu
Słyszeliście pewnie to zdanie, iż "dziecko może stać się twoim największym nauczycielem". Przez jego patos nie do końca je czujemy, nie do końca rozumiemy. Ja w każdym razie tak je odbierałam. Moja siedmioletnia córka udowodniła mi ostatnio, iż mogłam się mylić.


I nie, to nie jest tekst zalanej oksytocyną matki, która nie widzi wyraźnie, zniekształca obraz, by podkreślić, jak wyjątkowe ma dziecko. Jestem pewna, iż takich sygnałów codziennie doświadczamy od każdego dziecka, rzecz w tym, by je zauważyć.

Zwykłe momenty


Scena z wczorajszego dnia: moja córka i ja, jak zwykle po szkole, zaglądamy do ulubionego sklepu z ekologiczną żywnością. Kręcimy się chwilę, Marysia podchodzi do mnie z paczką kukurydzianych chrupek w rączce. Pyta, czy może je włożyć do koszyka i zjeść w samochodzie.

Od jakiegoś czasu obiecałam sobie i ustanowiłam z córką zasadą, iż możemy od czasu do czasu je kupić, jednak nie ma mowy o jedzeniu na tylnym siedzeniu auta. Bałagan i ilość okruchów, które powstawały po tej konkretnej przekąsce, doprowadzała mnie do szaleństwa.

Mówię więc, jak zwykle: ok, możemy je wziąć, ale nie ma mowy o jedzeniu w aucie, tak jak się umawiałyśmy.

Córka zaczyna regularny cykl, podnosi nieco głos, zaczyna trochę jęczeć i wymyśla trzy metody, jakimi będzie jadła chrupki, by nie zabrudzić połowy samochodu.

Ja zaczynam swój wewnętrzny cykl (w którym nie ma miejsca na dyskusje w sklepie) i czuję, jak robi mi się gorąco. Bardzo nie chcę się z nią kłócić, ale wiecie, o co chodzi. W głowie pojawia się głos: "Ile razy można przeprowadzać tę samą rozmowę?".

Spokojnie mówię znowu: nie.

I wtedy dzieje się coś nowego. Maryśka staje, zamyka oczy, bierze teatralny (acz cudowny) głęboki wdech i mówi wyjątkowo spokojnie: "Nie kłóćmy się". Po czym patrząc mi w oczy, przedstawia rozsądnie swoje argumenty wyciszonym, zrównoważonym głosem.

Mimowolnie się uśmiechnęłam, cała, wewnątrz i na zewnątrz. Czułam, jak odchodzi ze mnie wszytko, całe zmęczenie, chwilowa irytacja, wszystko. Byłyśmy w totalnym połączeniu, a moja mała, malutka córka, wykazała się tak dojrzałym zachowaniem, iż brakowało mi słów.

Pogładziłam jej główkę, zmierzwiłam włosy związane w wysoki kucyk, podziękowałam, iż tak pięknie ze mną rozmawia. Powtórzyłam swoją decyzję równie spokojnym głosem, ale zaproponowałam, iż możemy wspólnie wybrać inną przekąskę do auta, taką, która nie narobi nam chaosu.

Sens naszej pracy


Być może powiecie, iż sytuacja była błaha. Być może była. Ja wam wtedy odpowiem: czy nie na tym właśnie, na codzienności i tych wszystkich małych rzeczach i błahych sytuacjach opiera się życie z dzieckiem? Życie w ogóle?

I czy nasza regulacja emocji, cała ta praca, którą staramy się wykonać jako nowe pokolenia, nie ma w tym nas najbardziej wesprzeć? Nie czekać na wydarzenie wielkie, rewolucyjne. Ma nas wesprzeć w dobrej, zwyczajnej codzienności, by każdy z tych momentów, dni, w efekcie złożył się na nasze zrównoważone, spokojne, zwykłe życie.

I nie zamykajcie się na lekcje od waszych dzieci, tylko dlatego, iż to górnolotna koncepcja. One przychodzą na ten świat, jak czyste kartki i naprawdę, w tym ich wielka siła. I nasz potencjał, by te kartki zapisać inaczej, niż naszymi narracjami z dzieciństwa.

Idź do oryginalnego materiału