28 listopada 2025 r.
Moja córka, Bogna Kowalska, stała się matką zbyt wcześnie miała dopiero siedemnaście lat. Była jeszcze dzieckiem z oczami pełnymi niewinności i marzeniami o życiu, które dopiero się zaczynało. Urodziła syna, Kacpra, mieszkała ze mną, a ja pomagałem, jak mogłem podtrzymywałem ją, nocami kołysałem malucha, gotowałem, pocieszałem. Często jednak mówiła:
To nie moje życie. Chcę czegoś innego.
W wieku dziewiętnastu lat wyjechała za granicę, do Niemiec. Twierdziła, iż będzie pracować, wysyłać pieniądze, dać synowi lepszą przyszłość. Obiecała, iż niedługo wróci. Minął miesiąc, a jej numer telefonu przestał działać. Od tamtej chwili nie słyszałem jej głosu.
Od czasu do czasu natrafiałem na jej zdjęcia w internecie uśmiechnięta na urlopie z przyjaciółmi. Zdawała się szczęśliwa, ale nie przychodziły żadne telefony, ani grosze, ani pytania: Jak się ma nasz Kacper?.
Wziąłem wszystko na własne barki. Wychowywałem chłopca sam przedszkole, szkoła, lekcje, choroby, dziecięce sny. Rosł, nazywając mnie dziadkiem.
Gdy Kacprusiowi skończyło się dziesięć lat, nagle przyjechała. Powiedziała, iż chce go zobaczyć. Została na miesiąc, wyprowadzała go na spacery, kupowała ubrania, prezenty, zostawiła trochę pieniędzy. Uwierzyłem, iż może tym razem będzie inaczej. Ale znowu zniknęła.
Dwa lata ciszy. Nie czekałem już na telefon. Nie chciałem sądów, kłótni, uraz. Żyłem po prostu dla niego. Kiedy Kacper miał dwanaście lat, pojawiła się ponownie. Rzekła, iż wróciła po syna, jakby był jedynie walizką, którą można zabrać, kiedy tylko ma ochotę.
Starałem się jej odmówić, ale nie miałem żadnych praw prawnych. Dostałem wezwanie na posiedzenie mediacyjne w sądzie rodzinnym. Tam, mimo iż chłopiec płakał i błagał, by nie oddawano go z powrotem, powiedziałem:
Zabierz go. Ja już zrobiłem, co mogłem.
Zabrała go do innego miasta. Ból był wielki, ale pogodziłem się. Najpierw przywoziła go co dwa tygodnie, potem rzadziej, w końcu tylko na wakacje. Za każdym razem Kacper szepnął do mnie:
Dziadziu, to nie mój dom.
Nigdy nie wypowiadałem o niej złych słów. Cicho powtarzałem:
Pewnego dnia sam to zrozumiesz.
Ten dzień nadszedł. Kiedy Kacper skończył osiemnaście lat, wrócił. Stał na progu z walizką, ze łzami w oczach, objął mnie i rzekł:
Dziadziu, chcę żyć z Tobą.
Nie zapłakałem tylko przytuliłem go mocno i szepnąłem:
Ten dom zawsze będzie Twój.
Teraz jest dorosły. Studiuje, marzy, buduje własne życie. Jego matka mieszka daleko i nie szuka jej. Mówi, iż nie gniewa się po prostu nie ma o czym rozmawiać. Ja czuję spokój. Bo wypełniłem swój obowiązek. Bo miłość, którą ofiarowałem, wróciła do mnie.
Lekcja, którą wyniosłem: prawdziwe oddanie i miłość przetrwają najgorsze burze, a dom, w którym serce bije, jest tym jedynym, co naprawdę się liczy.

![Końskie: Będzie Jarmark Bożonarodzeniowy i uroczysta iluminacja choinki! [wideo]](https://tkn24.pl/wp-content/uploads/2024/12/III-Jarmark-Bozonarodzeniowy-w-Konskich-piatek-24-1024x682.jpg)












