Wnuczka niknie w oczach. Zaczyna nienawidzić zarówno matki, jak i młodszej siostry. Boję się, iż będę musiała zabrać dziewczynkę do siebie, inaczej skończy się to tragedią.
Zawsze wierzyłam, iż matka powinna kochać swoje dzieci tak samo. Bez „ulubieńców”, bez porównań, bez warunków. Dzieciństwo to nie wyścig o miłość. Gdy słyszałam historie o rodzicach dzielących dzieci na „lepsze” i „gorsze”, myślałam: „Mnie to nigdy nie dotyczy”. A teraz żyję w samym środku takiej opowieści. Tyle iż nie jest to cudza historia — to moja rodzina. Moja córka. Moja wnuczka. Mój ból.
Alicja zawsze była ambitna, wymagająca, dumna. Nie interesowali ją zwykli chłopcy — tylko ci „z perspektywami”, „z zabezpieczeniem”. W końcu wyszła za mąż za Dawida — byłego sportowca, który otworzył w Poznaniu swój klub fitness. Z mężem podarowaliśmy im na ślub dwupokojowe mieszkanie i pomogliśmy znaleźć dobrą pracę przez naszych znajomych. Wszystko układało się jak z bajki: stabilność, troska, pewność jutra.
Rok później Alicja zaszła w ciążę, a cała rodzina cieszyła się jak dziecko. Ciąża przebiegła bez problemów, urodziła się zdrowa dziewczynka — Zosia, nazwana tak po mojej matce. Alicja świetnie sobie radziła: sama karmiła, usypiała, spacerowała. Zosia była spokojnym, posłusznym dzieckiem, prawie nie płakała — choćby gdy ząbkowała. Alicja była idealną matką. Wszyscy byliśmy z niej dumni.
Ale sześć lat później wszystko się zmieniło.
Alicja znów zaszła w ciążę. Od początku było ciężko: ciśnienie, cukier, migreny, toksykoza. Pół roku z dziewięciu spędziła w szpitalu. Poród był trudny, cesarskie cięcie. Rekonwalescencja trwała długo. I wtedy przyszła na świat Hania. Tak samo zdrowa i silna jak starsza siostra. Tylko Alicję jakby ktoś podmienił.
Pierwsze miesiące ja i babcia Dawida, Anna, pomagałyśmy jak mogłyśmy. Częściej zabierałam Zosię do siebie, żeby Alicja mogła skupić się na niemowlęciu. Anna zostawała z nią w domu. Staraliśmy się nie wtrącać — sądziliśmy, iż pomagamy. Ale pewnego dnia przypadkiem usłyszałam, jak Alicja ostro skrzyczała Zosię: — Wynoś mi się z oczu! I tak już mam cię dość!
Na początku myślałam, iż to nerwy, zmęczenie. Z każdym dniem było jednak coraz gorzej. Alicja zdawała się już nie widzieć w Zosi córki. Tylko przeszkodę. Drażniło ją wszystko — uczesanie, spojrzenie, pytanie. „Zostaw mnie”, „Nie zawracaj głowy”, „Nie mam czasu” — te słowa dziewczynka słyszała codziennie. Czasem nawet: — Gdyby nie ty, byłoby mi łatwiej. A raz, cicho, ale wyraźnie: — Lepiej by było, gdybyś ty się nie urodziła pierwsza…
Zosia ma zaledwie siedem lat. W tym wieku dziecko jest szczególnie wrażliwe. niedługo pójdzie do pierwszej klasy i potrzebuje wsparcia. A zamiast tego żyje w domu, gdzie kochaną jest tylko jedna — młodsza. Mała, pulchna, śmiejąca się Hania. A Zosia… Zosia już się nie uśmiecha.
Przestała się bawić. Przestała rysować. Tylko siedzi przy oknie albo chowa się w kącie z książką. Najgorzej jednak, gdy mówi mi słowa, od których krew marznie w żyłach: — Babciu, po co urodziła się Hania? Bez niej było lepiej. Gdyby jej nie było, mama znów by mnie kochała…
Próbowałam rozmawiać z Alicją. Nieraz. Delikatnie, później — ostrzej. Starałam się wytłumaczyć, iż tak nie wolno. Że dzieciom nie można pokazywać, iż któreś jest ważniejsze. Że starsza też potrzebuje ciepła. Ona tylko machała ręką: — Zosia ma siedem lat, jest już duża. Ma wszystko. Nie potrzebuje, żebym się nad nią rozczulała. Młodszej trzeba więcej.
Nie! Potrzebuje tyle samo, a może choćby więcej — bo czuje, iż stała się „niepotrzebna”. Dawid próbował interweniować. Kocha obie córki, ale w Alicji coś się jakby złamało. Nie chce słuchać. Mówi, iż wszyscy są przeciw niej. Że „Zosia manipuluje”, iż „wszyscy ją żałują”.
A dziewczynka chudnie. Gasnie. I coraz częściej powtarza jedno: — Babciu, czy mogę mieszkać z tobą?
I wiecie co? Już prawie się zdecydowałam. Bo dłużej nie można zwlekać. Bo nie mogę patrzeć, jak moja wnuczka umiera od obojętności własnej matki. jeżeli Alicja się nie ocknie — zabiorę Zosię. choćby przez sąd. Bo dzieciństwo z takim bólem to rana, która nigdy nie zagoi się do końca. A ja chcę, żeby moja wnuczka miała w życiu nie tylko wspomnienie, jak jej nie kochano. Chcę, żeby poznała choć trochę prawdziwej miłości. Babcinej.