Moje dziecko jest w toksycznej relacji. choćby nie wyobrażacie sobie, z kim ją tworzy

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Dzieci zmuszone do funkcjonowania w systemie edukacji może być wycieńczone. fot. lightfieldstudios/123rf.com


Polski system edukacji nadaje się adekwatnie do całkowitej wymiany, słyszeliśmy już to wielokrotnie. Staramy się jednak ciągle go ratować i naprawiać. Mikołaj Marcela, wykładowca akademicki, uważa jednak, iż najlepiej byłoby dać mu umrzeć, bo jest wampirem energetycznym dla naszych dzieci: opisuje go jako wyjątkowo toksyczny twór.


Szkoła ledwo oddycha


Na polski system edukacji narzekają wszyscy: od rodziców i dzieci, przez dyrektorów placówek edukacyjnych, na nauczycielach kończąc. Wszyscy mówią o tym, jak źle się dzieje, ale tylko naprawdę niewielki odsetek coś z tym robi i próbuje w smutnych realiach realizować pomysły, które mają jakoś poprawić funkcjonowanie edukacji. Niestety prawda też jest taka, iż rząd – mimo iż zapewnia o ciągłym poprawianiu systemu – kilka robi w kierunku faktycznej poprawy.

O tym, jak widzi szkolnictwo w Polsce, trafnie napisał na swoim facebookowym profilu Mikołaj Marcela, autor poradników dla rodziców oraz wykładowca akademicki. Pisarz, wychodząc od raportu zatytułowanego "Polska szkoła umiera" autorstwa Aleksandry Pezdy, który opublikowano na łamach Newsweeka, napisał, iż według niego: "szkoła jest żywym trupem – iż przypomina zombie, które zamiast: 'móóózg!', ciągle powtarza m.in. 'wyyyniki eeegzaminu!'".

Próby ratowania i łatania systemu


Autor przyznaje, iż być może w przypadku tego, jak funkcjonuje polski system edukacji, trafniej byłoby mówić o wampirze energetycznym, który zabiera entuzjazm i chęć do działania wszystkim, którzy z nim mają do czynienia. Nie bez powodu mówi się bowiem o wypaleniu uczniów, frustracji nauczycieli i niemocy dyrekcji szkół i przedszkoli, którzy w wielu kwestiach nie mają już siły na walkę z wiatrakami.

Marcela zaznacza, iż według niego szkoła to twór, któremu powinniśmy dać umrzeć. Tu już nie ma czego ratować przez ciągłe naprawianie pojedynczych elementów (drobne podwyżki pensji nauczycieli, system oceniania, rezygnacja z obowiązkowych prac domowych, ciągłe przepychanki dotyczące statutów szkolnych, które czasem naruszają prawa uczniów).

"I tu nie ma co myśleć o kolejnych próbach przypudrowania lub zrobienia lepszego make-upu czemuś, co już dawno w takiej formule i kształcie powinno obumrzeć. Tym bardziej iż od wielu lat nam wszystkim robi więcej złego niż dobrego pod wieloma względami" - jak pisze w dalszej części postu Marcela.



Dajmy jej umrzeć


Marcela zachęca do tego, żeby zostawić szkołę w takiej formie, jak jest – ona w końcu i tak sama siebie zniszczy i doprowadzi do upadku. A wtedy będzie można zbudować coś całkiem nowego, świeżego, co będzie miało pozytywny wpływ na wszystkich, którzy w tym funkcjonują. Bo problemem są nie tylko zasady obowiązujące w placówkach, ale również np. mentalność rodziców uczniów. Często to oni niestety sprawiają, iż nauczycielom czy władzom szkoły się odechciewa naprawiania i szukania nowych rozwiązań.

Bo z jednej strony wszyscy chcielibyśmy, żeby szkoła była miejscem, do którego nasze dzieci chcą chodzić i przebywają tam z entuzjazmem, ciekawością i radością. Z drugiej wciąż wymusza się rozwiązania, które są reliktami przeszłości: boimy się, iż brak ocen sprawi, iż dzieci przestaną się uczyć, wymagamy, by nauczać "pod klucz", aby uczniowie dobrze zdali egzaminy… Prawda jest jednak taka, iż na nowe inicjatywy i pomysły w polskiej szkole będzie miejsce dopiero wtedy, kiedy to, co jest obecnie, całkiem upadnie.

W tej kwestii ratowanie i "łatanie dziur" sprawi, iż będzie tylko gorzej. W takiej perspektywie system jest toksycznym elementem w życiu społecznym, który należy całkowicie usunąć i zacząć budować od nowa, aby przyniósł pozytywne efekty. Co o tym myślicie? Też uważacie, iż najlepiej byłoby to wszystko zostawić, by bez naszego ratowania i wprowadzania innowacyjnych pomysłów, system w końcu sam siebie wykończył?

Idź do oryginalnego materiału