“Moje wyjście ze szpitala z noworodkiem przerodziło się w koszmar – mąż nie załatwił nic na czas, w domu panował bałagan, a rodzina tylko narzekała! Czy to ja powinnam była wszystko przygotować, czy winna jest rodzina? Opowieść trzydziestoletniej Reni o porodzie i powrocie do mieszkania, które nie było gotowe na dziecko”

newsempire24.com 12 godzin temu

Powinienem był wcześniej zadbać o przygotowania do narodzin dziecka!

Moje wyjście ze szpitala dobrze zapamiętam. Mój brat Janek przyjechał po mnie prosto z urzędu, bo nie dostał wolnego w pracy szef mu nie pozwolił. Prosiłem go, żeby wszystko przygotował na przyjście dziecka, a obiecał, iż się wszystkim zajmie. Gdybyśmy się za to wcześniej wzięli, bylibyśmy gotowi: pranie zrobione, mieszkanie ogarnięte. A tak! odnotowałem wtedy w moim notatniku.

Słowa nie dotrzymał?

Do szpitala jechałem totalnie nieprzygotowany. Po powrocie do mieszkania czekał na mnie chaos. Rodzina przyszła od razu z odwiedzinami, a ja się wstydziłem kurz na półkach, jakby nikt tu od tygodni nie sprzątał. Brakowało wszędzie porządku, nie było ani wózka, ani przewijaka, choćby wyprawki dla małego nie zdążył skompletować. Dobrze, iż znajomi podarowali nam kilka paczek pieluch i trochę ubranek zanotowałem.

Od sześciu lat jestem żonaty z Martą. Długo odkładaliśmy decyzję o dziecku, bo chcieliśmy stanąć na nogi. Kiedy sytuacja się poprawiła, zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny.

Marta poinformowała w pracy, iż jest w ciąży. Szef nie przedłużył jej umowy. Wielu by walczyło, ale ona przyjęła to ze spokojem, uznając, iż to znak, by przygotować się spokojnie do macierzyństwa. Zaczęła haftować, dużo spacerowała i korzystała z wolnego czasu. Akurat mój awans poprawił nasze finanse, więc byliśmy spokojni o złotówki.

Cała ciąża przebiegała książkowo. Marta zajmowała się sobą, czytała poradniki, długie spacery po Krakowie stawały się jej codziennością, oglądaliśmy powoli rzeczy dla malucha.

Ale za nic nie chciała pozwolić kupować czegokolwiek przed porodem mąż tłumaczył jej, iż taki przesąd żeby ponoć nie zapeszać. Siostra Martyny obiecała dać nam łóżeczko i komodę. Zebrała dla nas też inne drobiazgi i prosiła, żebym wcześniej to wszystko odebrał, wyprał, przygotował. Ale, według żony, nie było sensu się spieszyć spakowaliśmy jedynie torbę do porodu.

Gdy akcja porodowa się zaczęła, zorientowałem się, ile jeszcze przed nami. choćby pranie zostało w pralce nikt nie miał czasu je rozwiesić, więc czekało na nas po powrocie.

Szczęście w nieszczęściu, znajomi podrzucili parę rzeczy. Ja tuż po narodzinach ganiałem po mieście: raz do apteki, raz do sklepu. Nie wszystko było świeże część rzeczy trzeba było prać i suszyć na szybko. Wtedy myślałem, iż domownicy, szczególnie Janek, doprowadzą mnie do szału. Chyba nigdy się tyle nie denerwowałem.

Kilka dni spędziłem na generalnych porządkach w mieszkaniu. Od narodzin Kacpra minęły już dwa miesiące, a wciąż nie mam ochoty na gości.

Rodzina uważa, iż już pora na odwiedziny i choćby ułożyli plan uroczystego obiadu. Myślą, iż wszystko da się załatwić jednym telefonem… Taki już los nowych rodziców.

Moja mama nie rozumie, dlaczego jestem ciągle taki spięty. Według niej, dziewięć miesięcy miałem na przygotowania, co więc robiłem? Przecież mogłem poprosić brata, żeby mi pomógł wnieść meble, umyć podłogi i zorganizować większe zakupy. Podobno wystarczy samemu zadbać o wszystko, nie ma co liczyć na innych, choćby na mężczyznę jak mawiają u nas w rodzinie.

Dzisiaj, kiedy siadam wieczorami ciszy, wiem jedno trzeba zawczasu myśleć o takich sprawach. Nikomu nie polecam zostawiania wszystkiego na ostatnią chwilę. Nauczyłem się, iż jeżeli sam o coś nie zadbam, nie ma co liczyć, iż inni się domyślą, co trzeba zrobić. Czasem lepiej podjąć działanie od razu, niż żałować później swoich zaniedbań.

Idź do oryginalnego materiału