Myślałem, iż z żoną mamy świetne życie, dopóki nie podsłuchałem jej rozmowy z przyjaciółką

przytulnosc.pl 13 godzin temu

O młodych rodzinach można mówić długo. Czas płynie, wszystko wokół się zmienia, a tymczasem powstają nowe rodziny, rozwijają się, a czasem choćby rozpadają. Takie jest życie. I dobrze, jeżeli niektóre z nich mają finansową poduszkę bezpieczeństwa. A przecież często można usłyszeć o przypadkach, kiedy o nowożeńcach nie ma kto się zatroszczyć. Ani rodzice, ani przełożeni, ani choćby państwo, choć to właśnie ono od dekad propaguje potrzebę małżeństw.

Samo przez się rozumie, iż świeżo upieczeni mąż i żona powinni być samodzielni. Bez wątpienia. Jednak czasem i im bywa potrzebna pomoc, zwłaszcza jeżeli zaczynają wszystko od zera. Odpada taka luksusowa rzecz jak wolny czas, wspólne wyjazdy i romantyka. Trzeba dużo pracować, aby utrzymać rodzinę, kupić nieruchomość, samochód (a najlepiej kilka), wychować dzieci. I to wszystko, kontynuując budowanie relacji ze sobą nawzajem i nie tracąc czasu w kłótnie. Powiedzmy szczerze, czy ktoś naprawdę potrafi osiągnąć takie idealne życie?!

Kiedy pomyślałem, iż moje życie, jakby to powiedzieć, leci do diabła – zacząłem walczyć i sprawy poszły ku lepszemu. Gdy rozejrzałem się i uznałem, iż życie w końcu nie jest takie złe, zadało mi niezły cios poniżej pasa. Mamy z nim jakieś toksyczne relacje, jak to lubi mówić dzisiejsza młodzież.

Ja i moja przyszła żona pochodziliśmy z bardzo trudnych rodzin. Chyba dlatego gwałtownie zrozumieliśmy, iż musimy trzymać się razem. Ona miała pijanego ojczyma, który bił ją i matkę, kiedy tylko miał na to ochotę. A jej mama to wszystko znosiła, bo była od niego bardzo zależna, dosłownie pod każdym względem.

Moja rodzina była po prostu biedna, jeżeli nie powiedzieć uboga. Maleńkie mieszkanie, mama z tatą i my – trzech braci i jedna siostrzyczka. Po co im była potrzebna taka gromada, do dziś nie rozumiem. Myśleli, iż państwo da im mieszkanie? Trzeba było być naprawdę naiwnym. Co do nas, dzieci, to wbrew powszechnemu mitowi nie staliśmy się przez to bardziej zżyci. Wręcz przeciwnie, rozeszliśmy się jak gromada karaluchów, każdy w swoją stronę. O jakiej przyjaźni można mówić, jeżeli ciągle żyje się w niedostatku wszystkiego, a do tego w ciasnym pomieszczeniu? To tak, jakby w więziennych celach wszyscy mieli stawać się świetnymi kolegami…

Krótko mówiąc, spotykaliśmy się z **Olgą** dość długo, a potem postanowiliśmy zamieszkać razem. Ja po szkole od razu poszedłem do pracy, a ona zapisała się na kursy księgowości. Pewien mój znajomy, za przyzwoitą cenę, zaproponował mi starą kawalerkę bez remontu. Opłata raz w miesiącu, a tam róbcie, co chcecie. Byle sąsiedzi nie wzywali policji. To był nasz pierwszy dom. Potem, gdy minął czas, nauczyliśmy się zarabiać i staliśmy się bogatsi, zmieniliśmy wiele mieszkań. Ale to mieszkanie dobrze pamiętam do dziś.

Mamy ponad 30 lat. Czujemy się dobrze, pewnie stoimy na nogach. Samochód, podróże, te wszystkie oznaki dostatniego życia. Wydawałoby się, iż życie zaczęło się układać. Aż tu nagle wiadomość: Ola nie może zajść w ciążę, jest bezpłodna. Zamiast rozpaczać, z podwójną siłą rzuciliśmy się w biznes i zbieraliśmy owoce naszej pracy. Pieniędzy jest coraz więcej, choćby poznaję różne ważne osoby, które obiecują mi sukces, jeżeli zechcę zainwestować pieniądze w niektóre ich projekty.

Nadchodzi rok 2021. Oboje mamy ponad 40 lat. Wszystko dobrze, żadnego bankructwa, jeżeli ktoś z czytelników tak pomyślał. Nie, ale na jednej z imprez podsłuchuję mimochodem krótką, ale bardzo ciężką dla mnie rozmowę. W niej moja ukochana żona wyznaje przyjaciółce, iż kocha mnie tylko jako człowieka, z którym wszystko się zaczęło. Ale, mówiąc całkiem szczerze, dość mocno jej się znudziłem. „I w ogóle, jak można żyć z facetem, o którym wie się wszystko. To jak książka przeczytana 10 razy!”

Tego samego wieczoru, trochę później, zauważam, iż mojej żonie dzwoni jakiś Jurek, ale ona gwałtownie odkłada słuchawkę, udając, iż nic niezwykłego się nie stało. Rzecz w tym, iż do nas obojga z racji pracy czasem mogą dzwonić różni ludzie w najmniej odpowiednim czasie. Ale tamtego wieczoru, oczywiście, wyciągam dla siebie pewne wnioski. Ale żadnego skandalu, żadnych awantur. W tamtym momencie to byłoby niestosowne.

Po trzech dniach z Olgą przeprowadziliśmy długą i szczerą rozmowę, jak dorośli ludzie. W wyniku której powiedziano mi, iż tak, miłości nie ma. Może jesteśmy ze sobą zbyt długo, a może z powodu braku dzieci, choć to nie moja wina. A ten Jurek też nie jest przypadkowy. Ona i Jurek są w związku już od dawna. Nie jest bogaty, ale przystojny, zabawny i potrafi zaskoczyć. Więc choćby dobrze, iż tak się otworzyliśmy, bo musimy się rozstać. Nie zdążyliśmy się pobrać, nie było takiej potrzeby, a teraz…

I ona odeszła. Podzieliliśmy majątek całkowicie uczciwie, po połowie, włączając papiery wartościowe i gotówkę. Nikt nie został pokrzywdzony. Ale ja, rzecz jasna, rozpaczałem. Odeszła ode mnie miłość mojego życia i nie rozumiałem, dlaczego? Znudziłem się?! Przecież nikt cię nie zmuszał do wyznawania mi miłości 100 razy dziennie. No to znajdź sobie go tylko jako kochanka i po sprawie. Ludzie tak żyją, wiem, żyją. Ale rozstawać się? Co za absurd.

No więc, do czego zmierzam. Całkiem niedawno dowiedziałem się nowiny. Kilka dni temu od wspólnych znajomych. Moja Ola rozstała się ze swoim Jurkiem. Szczegółów nie znam, ale rzecz w tym, iż od miesiąca na pewno nie są razem. A gdyby chciała, choćby po trzech latach nieobecności, wrócić do mnie, przyjąłbym ją z otwartymi ramionami. choćby gdyby do tego czasu zbankrutowała i postarzała się o 10 lat. Bez problemu. Ale, jak widzicie, tego nie ma.

Nie chcę być podobny do tych samotnych facetów, którzy jak wilki nocami wyją do księżyca. „Czemu od mnie odeszłaś-uuu!” Ale pytania są. Po co porzucać męża, z którym przeszliście przez ogień i wodę? Dla człowieka, z którym na pewno, na 99% nic wam nie wyjdzie? Co to za loteria, i to z dość wysokimi stawkami? Współczesne dziewczyny, na przykład, mają gdzieś emocje i zakochanie. Im byle więcej pieniędzy. A tu u dorosłej kobiety wszystko poszło na odwrót. Czy to jakiś bunt czy kaprysy kobiecej duszy? Wytłumaczcie mi proszę, bo już zupełnie nic nie rozumiem.

Idź do oryginalnego materiału