Z dr. Dawidem Rogaczem, prodziekanem Wydziału Filozoficznego, nie tylko o trzytomowej encyklopedii filozofii chińskiej "Chinese Philosophy and its Thinkers: From Ancient Times to the Present Day" na łamach Życia Uniwersyteckiego rozmawia Dariusz Nowaczyk.
Czy filozofia chińska w całym swoim bogactwie trzech tysięcy lat ma znaczenie dla obecnego świata kultury zachodniej?
- Do pewnego stopnia zawsze miała. Wiele koncepcji myśli chińskiej zostało zręcznie "przemyconych" do filozofii i kultury zachodniej. Leseferyzm, leżący u podłoża liberalizmu, zrodził się pod wpływem kontaktu z myślą chińską: myśliciele tacy jak François Quesnay zafascynowani byli taoistyczną ideą niedziałania i uważali, iż za rozkwit Chin odpowiadają niskie podatki i zdanie się na prawo naturalne. Gottfried Leibniz wpadł natomiast na pomysł kodu binarnego w swoim komentarzu do chińskiej Księgi przemian, bazującej na systemie linii ciągłych i przerywanych. XVIII wiek to był zresztą ogólnie czas sinofilii, czyli idealizacji Chin. Za sprawą odkrycia moralności konfucjańskiej Europejczycy zaczęli też zdawać sobie sprawę, iż istnieją inne, starsze kultury, które również wytworzyły systemy filozoficzne.
Z drugiej strony idee konfucjańskie przeniknęły do kultur japońskiej i koreańskiej. w tej chwili świat przeżywa fascynację muzyką i filmem koreańskim, ale to jest estetyka, a szerzej: kody kulturowe, adekwatne estetyce konfucjańskiej. jeżeli chodzi o wpływ myśli politycznej, to na początku XXI wieku mieliśmy do czynienia z dyskusjami na temat ograniczeń demokracji liberalnej, do których strona chińska włączyła się ze swoimi konfucjańskimi, ale także marksistowskimi argumentami. Marksizm chiński jest zresztą fenomenem niezwykle złożonym i kontrowersyjnym, a sam maoizm jako ideologia rozlał się po całym świecie i zafascynował wielu intelektualistów, zwłaszcza francuskich. Cokolwiek byśmy o maoizmie sądzili, to idea rewolucji kulturowych, rewolucji permanentnej, idea marszu przez instytucje to były wizje bardzo wpływowe wśród intelektualistów i studentów końca lat 60. Oczywiście i przy tej okazji Chiny były często idealizowane, a Mao spotkał w tym sensie los Konfucjusza. Brakuje wobec tego najczęściej autentycznego spotkania z myślą chińską.
Dorobek obu kultur jest ogromny i różny, czy możliwe jest zatem wzajemne zrozumienie? Pana podejście jest optymistyczne...
- Optymistyczne i cierpliwe. Bliska jest mi filozofia interpretacji, która nazywa się hermeneutyką. Zrozumienie to według niej proces kolisty: wychodzimy zawsze od czegoś, ale coś innego przekracza i zaskakuje nasze interpretacje; próbujemy to oswoić na gruncie swojego sposobu myślenia; absorbujemy to - i tworzy się coś nowego, co potem znowu podważa nasze myślenie. W tym sensie nie wahałbym się dziś skrytykować swoją pierwszą książkę, bo jestem już w innym miejscu, i to jest chyba normalne dla wszystkich, kto nie zakłada, iż rozumienie ma charakter mistycznego wglądu. Zatem tak, języki i kody kulturowe są daleko odmienne, ale jest to proces, który możemy przebyć na drodze takich zbliżeń. Akademicy, rzecz jasna, muszą pochylić się nad tym jeszcze mocniej: pokonać trzeba nie tylko dystans dzielący kulturę zachodnią od chińskiej, ale także dystans czasowy. W obrębie chińskiej kultury klasycznej mamy zupełnie oddzielne epoki: przed przyjściem buddyzmu, po buddyzmie, kiedy wkracza zupełnie odmienny (po części indoeuropejski) system idei, a wreszcie etap następujący po kontakcie z kulturą zachodnią. Chiny to w zasadzie taka chimera kulturowa, która jest w stanie wchłaniać z nieprawdopodobną skutecznością kolejne, przychodzące zwykle z zachodu (Indie to także Zachód Chin) wierzenia i koncepcje.
Czytaj dalej na Uniwersyteckie.pl: Dr Dawid Rogacz. Myśleć po chińsku
Fot. Władysław Gardasz