"Tureckie wakacje są spełnieniem moich marzeń. I to tak naprawdę nie chodzi o te luksusowe hotele, obsługę, która dba o nasze dobre samopoczucie czy smaczne drinki. Dla mnie liczy się coś zupełnie innego. Tylko proszę nie wyśmiewać i nie krytykować" – czytamy we wstępie listu.
Od początku
"Może najpierw napiszę kilka słów o sobie i mojej rodzinie. Mam męża i dwójkę dzieci: 12-letnią Oliwię i 13-letniego Mateusza. Jestem księgową, a mąż pracuje w logistyce. Mieszkamy w większej miejscowości niedaleko Krakowa. Nie jesteśmy milionerami, ale też nie musimy odliczać do pierwszego. Przypisałabym nas do klasy średniej. Radzimy sobie, no ale na nie wiadomo jakie luksusy to nas nie stać.
Bodajże 7 lat temu po raz pierwszy polecieliśmy na all inclusive do Turcji. Planowaliśmy wyłącznie odpocząć, innych planów nie mieliśmy. Zupełnym przypadkiem, podczas jednego ze spacerów trafiliśmy na turecki bazar. I w tym momencie wszystko się zaczęło.
Istny raj
Na bazarze w Antalyi można było znaleźć dosłownie wszystko. Koło straganów nie dało się przejść niezauważonym, bo sprzedawcy za wszelką cenę starali się zwrócić uwagę turystów. Zaczepiali, zagradzali drogę, machali, podskakiwali. Istne szaleństwo. Ale to nie zachowanie właścicieli straganów zwróciło moją uwagę, ale to, co można było na tych stoiskach kupić.
Ubrania, buty, torebki, perfumy. Była też galanteria skórzana, zabawki, przyprawy. Cała masa tego wszystkiego. Zaczynam się przyglądać i widzę torebki, o których mogę tylko pomarzyć: Prada, Gucci, Dior. Muszę się przyznać, ale w pierwszej chwili pomyślałam, iż to oryginały, ale mąż gwałtownie uświadomił mi, iż to podróby. Ale co z tego, jak tak dobrze wykonane. No i tańsze o 80 proc. (a może i więcej).
Biorę jedno, drugie, trzecie. Wszystko piękne, błyszczące, 'markowe'. 'Koleżanki skręcą się z zazdrości' – pomyślałam. Zaczęłam kupować jak szalona. Obkupiłam też męża i dzieci. Bałam się, iż przez granicę nas nie przepuszczą, ale nie było z tym żadnego problemu.
Taka dama ze mnie
Wróciłam do Polski i zaczęłam świecić tymi swoim tureckimi nowościami. Z torebką Diora poszłam do pracy, na siłownię wybrałam się w nowych 'najaczkach'. Mąż też zaczął przekonywać się do tego, co mu kupiłam. Dzieciaki były wtedy jeszcze małe i nie rozumiały, o co w tych znaczkach chodzi.
To kupowanie na tureckim bazarze tak mi się spodobało, iż już nie mogłam się doczekać, aż za rok znów się tam wybiorę. Pojechałam niemalże z pustą walizką, a wróciłam z wypełnioną po brzegi. I tak od 7 lat.
Czas na zmiany?
Chciałabym pojechać do Grecji, Hiszpanii, Egiptu. Chciałabym zobaczyć inne kraje, poznać obyczaje, no ale nie potrafię. Nie umiem zrezygnować z zakupów na tych tureckich straganach. Co prawda ceny ubrań poszły w górę i nie jest tak tanio jak kiedyś, ale mimo wszystko się opłaca.
Wszyscy moi znajomi myślą, iż to oryginały. Koledzy i koleżanki z klasy zazdroszczą moim dzieciom 'markowych' ubrań. Mąż też udaje kozaka. Póki co niech tak zostanie. Fajne jest poszpanować".