Na myśl o szkolnej śniadaniówce robi mi się słabo. To pokolenie przecież miało być inne

mamadu.pl 4 tygodni temu
Zarówno pierwsze, jak i drugie śniadanie jest niezwykle ważne dla wszystkich ucznia. Ma przecież dostarczyć energii na intensywny dzień. Jednak namówienie uczniów do zjedzenia czegoś zdrowego bywa nie lada wyzwaniem. Nasza czytelniczka Natalia twierdzi, iż nie chodzi o nawyki, wybrzydzanie, a o coś zupełnie innego... Zauważyliście ten problem w szkołach waszych dzieci?


"Ostatnio uświadomiłam sobie, iż lada moment córka wraca do szkoły i jakoś ścisnęło mnie w żołądku. Przez ostanie miesiące zupełnie o tym nie myślałam, a teraz stres powrócił. Nie chodzi o naukę, sprawdziany i wszelkie zmiany w edukacji, a o głupią śniadaniówkę.

Zdrowe nawyki to za mało?


Zawsze dbałam o zdrowe nawyki żywieniowe u mojego dziecka. Byłam bardzo dumna, iż chętnie próbuje nowych rzeczy, iż woli owoce od słodyczy, pije wodę, a nie soki. W przedszkolu czy będąc w gościach, nigdy nie wybrzydzała i byłam przekonana, iż ma już 'zaprogramowane' to dobre podejście do jedzenia. Naczytałam się opinii ekspertów, iż to świetna inwestycja w przyszłość małego człowieka. Pierwsze lata szkoły podstawowej pokazały mi jednak, iż to nie do końca tak działa.

Owszem, teoretycznie córka w domu je wszystko, tylko iż w towarzystwie rówieśników zdrowe nawyki schodzą na dalszy plan. Presja jest silniejsza niż kiedykolwiek.

Zaczęło się od batoników i drożdżówek w klasach pierwszych. Teraz rodzice się już choćby wysilają: dają dzieciom pieniądze, by te sobie coś kupiły w sklepiku. Umówmy się, ich wybory nie są najzdrowsze, ale to nie jest najgorsze. Niestety takie dzieciaki często dokuczają tym, które przynoszą do szkoły śniadaniówkę. Jest wyśmiewanie i krytykowanie jedzenia, które uczniowie przynoszą z domu.

Komuś się znudziło dbanie o zdrowie?


Nie chcę, by córka podążała za tym trendem śmieciowego jedzenia. Choć uważam, iż w tym wieku powinna sama sobie robić kanapki, to staję na głowie, by jej śniadaniówka była atrakcyjna, ale na wiele się to nie zdaje. Zamiast zwykłej kajzerki (która jej by nie przeszkadzała, ale razi kolegów), kupuję bajgle, szykuję tortille, koktajle itp. Chcę, by było tak nowocześnie, ale 'lepszy' byłby hot dog z sieciówki, by się 'wpasowała'.

Czuję, iż walę głową w mur, bo z roku na rok jest coraz gorzej. To dlatego tak bardzo przeraża mnie już myśl o wrześniu. W tym roku obawiam się, iż mogą się także pojawić kwestie odchudzania się wśród dziewczynek. Jeszcze przed wakacjami zaczęło się wyzywanie od 'grubasów' dzieci, które jedzą domowe kanapki, a córka zaczęła przynosić nietknięte jedzenie do domu.

Pamiętam kilka lat temu te zdrowe przekąski na placach zabaw dla maluszków, te rozmowy o parowanych warzywach i owocach w diecie dziecka, o pełnoziarnistych produktach i redukcji cukru… Co się stało, rodzice? W dniu rozpoczęcia szkoły wszystkim nagle się odechciało? To pokolenie przecież miało być inne".

Idź do oryginalnego materiału