Najpierw się zestarzałam, a teraz jeszcze zachorowałam! Dość, rozwód na horyzoncie! – odparł mąż, trzaskając drzwiami.

polregion.pl 7 godzin temu

„Na starość to jeszcze zachorowała! Dość tego, kończymy to małżeństwo!” — rzucił mąż, wściekle zatrzaskując drzwi. Nie miał pojęcia, jak bardzo się mylił…

Alicja siedziała przy kuchennym stole, ściskając telefon w dłoniach. Głos po drugiej stronie przekazał jej wiadomość tak niespodziewaną, iż na moment świat wydał się zatrzymać. Myśli wirowały chaotycznie, ale żadna nie układała się w sensowny plan.

Co teraz? To pytanie dudniło w jej głowie, ale odpowiedź nie przychodziła. Nie zamierzała dzielić się swoimi troskami z nikim — dawno zrozumiała, iż ludzie rzadko cieszą się szczerze cudzym szczęściem, a w nieszczęściu jeszcze rzadziej współczują. Słowa to jedno, ale co tak naprawdę kryje się w czyimś sercu, nigdy nie wiadomo.

Kiedyś mogła opowiedzieć wszystko rodzicom. Byli jej opoką. Teraz ich już nie było, a tęsknota za nimi nigdy nie była silniejsza. Mąż? Kiedyś mu ufała, ale ostatnio coraz częściej dostrzegała, jak się od niej oddala. Coraz częściej rzucał dwuznaczne uwagi o wieku, sugerując, iż „jesień życia” przyszła dla niej za wcześnie. Raz przytaczał artykuł o tym, iż kobiety starzeją się szybciej niż mężczyźni, innym razem delikatnie wyrzucał, iż zaniedbała siebie.

Ale Alicja nie widziała w sobie zmian. przez cały czas regularnie chodziła do fryzjera, sama robiła manicure po fatalnej wizycie w salonie, kupowała eleganckie ubrania. Oczywiście, lata zrobiły swoje, ale przecież on też nie był już młody. Inne pary w ich wieku trzymały się za ręce, śmiały się, planowały przyszłość. Alicja coraz częściej zostawała sama — mąż „zostawał w pracy”, a ona doskonale rozumiała, co kryło się za tymi wymówkami.

Nie chciała też obarczać tym swoich dzieci. Córka niedawno wyszła za mąż, spodziewała się dziecka, a syn studiował w innym mieście. Postanowiła ich nie martwić. Ale jedno wiedziała na pewno — musi porozmawiać z mężem. Niech powie jej wprost, czy jeszcze został w nim ślad człowieka, w którym się kiedyś zakochała.

Wieczorem przywitała Jacka z pracy poważnym spojrzeniem.

„Coś się stało?” — zdziwił się, wyczuwając jej nastrój.

„Tak” — Alicja wzięła głęboki oddech. „Dostałam złe wyniki badań. Powiedz mi — jeżeli będę potrzebować pomocy, zostaniesz przy mnie?”

Jacek zaniepokoił się.

„Co ci jest?”

„To nieważne” — odparła. „Ważne, czy będziesz przy mnie, jeżeli będzie mi ciężko?”

Mąż westchnął, przetarł twarz dłonią i osunął się na fotel.

„Ala, samotnie dałaś mi pretekst, żeby o tym powiedzieć… Od dawna chciałem, ale zwlekałem. Więc tak — odchodzę. Za gwałtownie się zestarzałaś, a teraz jeszcze choroba… Wybacz, ale nie zamierzam być twoim opiekunem. Ja jeszcze mam przed sobą życie, a tu… same problemy. Poza tym, jest już ktoś inny. Dasz sobie radę, zawsze dawałaś.”

Szybko wstał, przeszedł do sypialni, spakował torbę.

„Po resztę wpadnę później. Lec się. Nie miej do mnie żalu.”

Drzwi zatrzasnęły się, a Alicja została sama. Nie płakała. Tylko zmęczona uśmiechnęła się: „No cóż, potwierdziło się.”

Minęło kilka dni. Alicja siedziała przy oknie, zastanawiając się, co dalej. Zadzwonił telefon — syn.

„Mamo, jesteś w domu?” — rozradowanym głosem zapytał Krzysiek.

„Tak, oczywiście. Kiedy przyjeżdżasz?”

„Właśnie w tym sęk! Dostałem praktyki w naszym mieście! Wyobrażasz sobie?”

Alicja roześmiała się.

„To wspaniała wiadomość!”

Po raz pierwszy od dawna poczuła ulgę.

Tydzień później Krzysiek był już w domu. Wieczorem Alicja postanowiła z nim porozmawiać.

„Krzyśku, dowiedziałam się czegoś ważnego…” — zaczęła. „Dzwonił do mnie notariusz. Wyobraź sobie, okazało się, iż nie byłam biologicznym dzieckiem moich rodziców. Moja prawdziwa matka porzuciła mnie jako niemowlę i wyjechała za granicę z bogatym mężczyzną. Niedawno, gdy owdowiała, wynajęła detektywa, żeby mnie odszukać. Ale nie zdążyła — zginęła w katastrofie lotniczej. Teraz mam odziedziczyć po niej majątek.”

Krzysiek gwizdnął.

„Nieźle! Masz wątpliwości?”

„Tak. Nie wiem, jak się do tego odnieść. Porzuciła mnie, a teraz mam przyjąć jej pieniądze?”

„Mamo, ale jeżeli zrezygnujesz, trafią one w nieznane ręce. A tak… Będziesz zabezpieczona.”

„Masz rację. Tylko nie wiem, od czego zacząć. Nie znam języka, nie mam paszportu…”

„Damy radę” — stanowczo powiedział Krzysiek. „Znajdę prawnika, który pomoże.”

Kilka dni później Alicja stała na lotnisku, gotowa do podróży w nieznane. Towarzyszył jej prawnik, Witold, który znał wszystkie zawiłości sprawy. Okazał się nie tylko kompetentny, ale też miłym rozmówcą.

„Alicjo, przyznam, iż początkowo wahałem się, czy przyjąć to zlecenie. Ale coś podpowiedziało mi, iż spotkanie z panią będzie ważne” — wyznał.

Uśmiechnęła się.

Dopełnili formalności, ale sprzedaż nieruchomości zajęła czas. Witold pokazał jej miasto, zabierał w interesujące miejsca. Stopniowo Alicja zdała sobie sprawę, iż po raz pierwszy od lat czuje się… szczęśliwa.

Gdy wszystko było już załatwione, Witold odprowadził ją na lotnisko.

„Alicjo, szczerze mówiąc, będzie mi pani brakowało. Rzadko spotyka się kogoś, z kim tak łatwo się rozmawia.”

„To przyjedź kiedyś w odwiedziny” — powiedziała ciepło.

„Na pewno” — uśmiechnął się.

Po powrocie Alicja rozdzieliła pieniądze sprawiedliwie: kupiła mieszkanie dla syna, otworzyła konto dla córki, część ulokowała na lokacie.

O mężu nie myślała. Aż pewnego dnia zadzwonił dzwonek. W progu stał Jacek. Pijany, zaniedbany.

„Ala… Weź mnie z powrotem” — wybełkotał.

„Wynoś się.”

„Kto cię taką przygarnie?” — prychnął.

W tej chwili z windy wyszedł Witold.

„Dobry wieczór, Alicjo” — powiedział, podając jej bukiet.

Jacek zbladł.

„Wynoś się” — powtórzyła Alicja. „Nie mamy sobie nic do powiedzenia.”

Zamknęła drzwi.

Minęły dwa lataAlicja i Witold wzięli ślub w małym gronie najbliższych, a gdy pierwsze promienie wiosennego słońca rozświetliły ich nowy dom, wiedzieli, iż szczęście nie ma wieku ani daty ważności.

Idź do oryginalnego materiału