Najpierw się zestarzałam, teraz jeszcze zachorowałam! Dość, składam pozew o rozwód!

twojacena.pl 1 dzień temu

**Dzisiaj, 12 maja 2024 r.**

„Najpierw się zestarzała, a teraz jeszcze zachorowała! Dość tego, idę się rozwieść!” – rzucił mąż, trzaskając drzwiami. choćby nie podejrzewał, jak bardzo się mylił…

Katarzyna siedziała przy kuchennym stole, ściskając telefon w dłoniach. Głos po drugiej stronie powiedział jej coś tak niespodziewanego, iż na chwilę świat przestał istnieć. Myśli wirowały chaotycznie, ale żadna nie układała się w spójny plan.

Co teraz? Pytanie wracało jak bumerang, ale odpowiedź nie nadchodziła. Dzielić się z kimkolwiek swoimi troskami Katarzyna nie zamierzała – dawno zrozumiała, iż ludzie rzadko szczerze cieszą się cudzym szczęściem, a w nieszczęściu jeszcze rzadziej współczują. Słowa to jedno, a co kryje się w ludzkich sercach, wie tylko Bóg.

Kiedyś mogła zwierzyć się rodzicom. Byli jej opoką. Ale od tej pory, gdy ich zabrakło, brakowało ich jak nigdy. Mąż? Kiedyś mu ufała, ale ostatnio dostrzegała, jak stawał się coraz chłodniejszy. Coraz częściej rzucał w jej stronę aluzje o wieku, sugerując, iż jesień życia przyszła zbyt szybko. To przypomniał artykuł o kobietach starzejących się szybciej niż mężczyźni, to delikatnie zarzucił, iż przestała dbać o siebie.

Ale Katarzyna nie widziała różnicy. Ciągle chodziła do fryzjera, sama robiła sobie manicure po nieudanej wizycie w salonie, wybierała eleganckie ubrania. Owszem, czas zostawił swoje ślady, ale przecież mąż też nie był już młod. Inne pary w ich wieku spacerowały trzymając się za ręce, śmiejąc się, planując przyszłość. A Katarzyna coraz częściej zostawała sama – mąż znikąd wracał coraz później, a ona doskonale wiedziała, iż jego „nadgodziny” miały inne wytłumzenie.

Z dziećmi nie chciała dzielić swoich obaw. Córka niedawno wyszła za mąż, spodziewała się dziecka, a syn studiował w innym mieście. Postanowiła ich nie niepokoić. Jednak jedno wiedziała na pewno – musi porozmawiać z mężem. Niech raz na zawsze powie, czy został w nim jeszcze ten sam człowiek, w którego się niegdyś zakochała.

Tego wieczoru przywitała Jacka prosto z pracy poważnym spojrzeniem.
– Coś się stało? – zdziwił się, widząc jej wyraz twarzy.

– Tak – odparła Katarzyna, głęboko wzdychając. – Dostałam niezbyt dobre wyniki badań. Powiedz, jeżeli będę potrzebować pomocy, czy zostaniesz przy mnie?

Jacek się zaniepokoił.
– Co to za diagnoza?

– To nieważne – odpowiedziała. – Ważne, czy będziesz przy mnie, jeżeli będzie ciężko?

Mąż westchnął, przetarł dłonią twarz i opadł na fotel.
– Kasia, rozumiesz… Sam dałaś mi pretekst, żeby o tym porozmawiać. Od dawna chciałem, ale ciągle odkładałem. Więc… odchodzę. Za gwałtownie się postarzałaś, a teraz jeszcze choroba… Wybacz, ale nie jestem gotów się tobą opiekować. Ja chcę jeszcze żyć, a tu… same problemy. No i jest inna kobieta. Dasz radę, zawsze dawałaś.

Szybko wstał, poszedł do sypialni, spakował rzeczy do torby.
– Resztę zabiorę później. Leczenie ci życzę. Nie miej do mnie pretensji.

Drzwi zatrzasnęły się, a Katarzyna została sama. Nie płakała. Tylko zmęczona uśmiechnęła się sama do siebie: „No właśnie. Potwierdzone.”

Minęło kilka dni. Katarzyna siedziała przy oknie, zastanawiając się, co dalej. Zadzwonił telefon. Na ekranie widać było numer syna.

– Mamo, jesteś w domu? – zapytał energicznie Bartek.
– Tak, oczywiście. Kiedy przyjeżdżasz?
– W tym cały sęk! Dostałem praktyki w naszym mieście! Wyobrażasz sobie?

Katarzyna się roześmiała.
– To dopiero prezent!

Po raz pierwszy od dawna poczuła ulgę w sercu.

Tydzień później Bartek był w domu. Tego samego wieczoru Katarzyna postanowiła z nim porozmawiać.
– Bartku, dowiedziałam się czego ważnego… – zaczęła. – Dzwonił do mnie notariusz. Wyobraź sobie, okazało się, iż nie byłam biologiczną córką swoich rodziców. Moja prawdziwa matka porzuciła mnie jako niemowlę i wyjechała za granicę z bogatym mężczyzną. Niedawno została wdową, wynajęła detektywa, by mnie odnaleźć. Ale nie zdążyła – zginęła w katastrofie lotniczej. Teraz oferują mi spadek.

Bartek gwizdnął.
– No nieźdłe! A ty się wahasz?
– Tak. Nie wiem, jak się do tego odnieść. Wyrzekła się mnie, a teraz mam przyjąć jej pieniądze?
– Mamo, jeżeli odmówisz, to i tak dostanie się to komuś innemu. A tak… będziesz zabezpieczona.
– Masz rację. Ale choćby nie wiem, od czego zacząć. Języków nie znam, paszportu nie mam…
– Wszystko ogarniemy – zapewnił Bartek. – Znajdę prawnika, który pomoże.

Kilka dni później Katarzyna stała przed wejściem do samolotu w obcym kraju. Obok niej stał Witold, doświadczony adwokat, znający wszystkie zawiłości sprawy. Okazał się nie tylko fachowcem, ale i interesującym człowiekiem.

– Katarzyno, przyznam, iż nie od razu zgodziłem się na tę pracę. Ale coś mi podpowiedziało, iż nasze spotkanie będzie ważne – wyznał.

Uśmiechnęła się.

Dopięli formalności, ale sprzedaż nieruchomości zajęła trochę czasu. Witold pokazał jej miasto, oprowadzał po zabytkach. Stopniowo Katarzyna zdała sobie sprawę, iż po raz pierwszy od dawna czuje się… szczęśliwa.

Gdy wszystko było załatwione, Witold odprowadził ją na lotnisko.
– Katarzyno, powiem szczerze, będzie mi smutno bez ciebie. Dawno nie spotkałem kogoś, z kim rozmawia się tak łatwo.
– To przyjedź w odwiedziny – odparła łagodnie.
– Z pewnością – uśmiechnął się.

Po powrocie Katarzyna uczciwie podzieliła pieniądze: kupiła Bartkowi mieszkanie, założyła córce konto, a część ulokowała w banku.

O Jacku nie myślała. Ale pewnego dnia zadzwonił telefon. W progu stał Jacek. Pijany, zaniedbany.
– Kasia… Weź mnie z powrotem – wyjąkał.
– Odejdź.
– Komu ty jeszcze będziesz potrzebna? – prychnął.

W tej chwili z windy wyszedł Witold.
– Dobry wieczór, Katarzyno – powiedział, wręczając jej bukiet.

Jacek zbladł.
– Odejdź –Katarzyna zamknęła drzwi, a w sercu poczuła, iż wreszcie znalazła to, czego przez całe życie szukała – spokój i prawdziwą miłość.

Idź do oryginalnego materiału