Harcerz z powołania i nauczyciel z zawodu, harcmistrz Józef Wojciech Ziemlewicz ukończył w tym roku 90 lat. Urodził się 17 lutego 1932 roku w Kowalewie. Być może jest najstarszym harcerzem na naszym terenie. Od dzieciństwa miał nad łóżkiem portret marszałka Józefa Piłsudskiego, jego imiennika. Kiedy zaczynał przygodę z harcerstwem, wzorem do naśladowania byli harcerze z Szarych Szeregów, bohatersko walczący w Powstaniu Warszawskim.
Najstarszy harcerz 90-letni Józef Ziemlewicz
Pan Józef opowiada nam o swoim życiu. 90. urodziny obchodził w 17 lutym 2022 roku. Zaprezentował, podczas naszego spotkania, prezenty, jakie otrzymał od licznej rodziny. Podzielił się z nami euforią z otrzymanych listów z gratulacjami i innych dowodów sympatii oraz pamięci.
Urodził się w 1932 roku
Józef Ziemlewicz urodził się w poprzednim wieku w 1932 roku w Kowalewie (obecnie w powiecie mławskim w gminie Wiśniewo). Przez całe życie był związany z naszym terenem i z Mławą, gdzie bywał bardzo często. Miał szczęście, wychowując się w kochającej rodzinie. Pomimo wielu życiowych trudności, jego bliscy byli razem. Pan Józef doświadczał rodzinnego wsparcia. Wychowany na tradycyjnych wartościach pan wiedział od małego, kim był jego imiennik marszałek Józef Piłsudski.
– Miałem szczęście, w nieszczęściu. Wojna zniszczyła mi dzieciństwo. Jednak moim szczęściem było to, iż wychowywałam się w kochającej rodzinie. Pamiętam z dzieciństwa portret marszałka Józefa Piłsudskiego nad łóżkiem. Śpiewałem takie piosenki między innymi: „My dwaj Józie. Ty i ja, Ciebie cała Polska zna. A mnie jeszcze nie zna nikt, bo ja jestem mały Smyk”. Miałem zostać żołnierzem lub księdzem. A ja na przekór wszystkiego zostałem harcerzem. Matka i ciotka nauczycielka chciały, żebym został księdzem, bo miałam niezły głos — po ojcu i po matce. Oboje pięknie śpiewali między innymi piosenki żołnierskie i patriotyczne. Ojca często proszono o uświetnianie różnych uroczystości śpiewem. Posłuchajcie, taki miał monolog: „Posłuchajcie, proszę pilnie i wojskowi i cywilni. Co robi ten ludek Boży, wyjeżdżając tam, gdzie gorzej […] Tylko Polska jak matka wszystkich tuli” – wspomina pan Józef.
Pokazuje stare, rodzinne fotografie.
Ojciec pana Józefa urodził się 1899 roku w XIX wieku. Kończył szkołę rosyjską przed wojną i walczył na froncie, ale krótko, ponieważ wrócił do domu ranny w rękę. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej rodzina pana Józefa miała tradycje handlowe. Ojciec pana Józefa był kupcem — rzeźnikiem. Było to bardzo ważna funkcja w czasach głodu i niedostatku. Zaopatrywał w żywność wielu ludzi.
– Przed wojną w mieście handel był w rękach Żydów. Ojciec znał się z nimi dobre relacje. Potem przywoził żywność do mławskiego getta. Partyzanci zimą też do ojca przychodzili po żywność. Zdarzyło się, iż Niemcy pobili ojca bardzo ciężko. Miał szczęście, iż przeżył. Niestety zmarł przedwcześnie, na raka. Pamiętam, był bardzo wysoki i silny. Z kolei mój dziadek ze strony ojca pochodził z Płocka i zajmował się handlem na odpustach. Jest taka miejscowość Drogiszka i tam poznał swoją przyszłą żonę a moją babkę. Opowiadano nam, iż dziadek z Płocka szedł pieszo około 100 km przez 3 dni — wyznaje.
Wspomina swoją matkę, jako przystojną kobietę, obdarzoną pięknym głosem.
– Mamusia moja pochodziła z Dozin. Urodziła 12 dzieci. Tylko siedmioro się wychowało. Ja byłam z kolei drugim żyjącym. Z powodu ciężkich warunków bytowych i z braku opieki lekarskiej dzieci na wsiach umierały przedwcześnie. Zmarła Barbara, później druga Barbara, zmarł Stasiek, po nim była Stanisława, potem umarł Kazik, potem umarł Jaś. Z żyjących dzieci była: Jasia, ja, Marysia i Stasia — mieszkała w Olsztynie, była pielęgniarką w szpitalu. Potem po Stasi był Roman, który zginął na łące. Zamęczył go byk, buhaj – 90-latek pamięta swoje rodzeństwo.
Miał być księdzem, został nauczycielem
Pan Józef żył w niełatwych czasach. Wspomina o głodzie i biedzie oraz brakach żywności w Mławie i okolicach po wojnie. Handel był słabo rozwinięty, a była potrzeba zapewnienia ludziom żywności. Jego rodzice zajmowali się dostawami mięsa do mławskiej hali targowej. Znajdowały się tam specjalnie przystosowane stoiska.
Jeśli chodzi o wybór zawodu, pan Józef nie poszedł w ślady rodziców. Został nauczycielem i to właśnie w szkole w Mławie zaczęła się jego przygoda z harcerstwem.
– Mama chciała, żebym był księdzem. Jednak ponieważ kochałem kobiety, nie chciałem zostać kapłanem. Wolałam mieć żonę i dzieci. Z zawodu zostałem nauczycielem. A zaczęło się od tego, iż moje zainteresowania nauką zauważył miejscowy kierownik miejscowej szkoły i nauczyciel Marcin Błaszczyszyn. Ojciec prowadził sklepik na wsi. Marcin Błaszczyszyn był klientem sklepu mojego ojca i słuchał moich wierszyków. Namawiał ojca, żeby zapisał mnie do szkoły, ponieważ interesowałem się nauką. Tak więc w wieku 6 lat poszedłem do szkoły i dzięki temu skończyłam pierwszą klasę jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Po wojnie mogłam iść już do czwartej klasy szkoły podstawowej. W czasie okupacji niemieckiej kontynuowałem naukę dzięki tajnemu nauczaniu. Nauczyciele z miasta przed Niemcami ukrywali się na wsiach, gdyż Niemcy zabijali nauczycieli. Taki los spotkał kierownika szkoły. Marcin Błaszczyszyn zginął w pierwszych dniach wojny. Niemcy wzięli go do obozu i już nie wrócił — opowiada pan Józef.
Brakowało nauczycieli
Z powodu działań okupantów niemieckich oraz strat wojejnnych po wojnie brakowało nauczycieli w całej Polsce, szczególnie na wsiach. Jednak i na to znalazła się rada. Ojciec pana Józefa sprowadził do szkoły nauczycielkę z Warszawy. Bohater naszego reportażu odbył przyspieszoną edukację. W błyskawicznym tempie skończył kolejne klasy, uczył się choćby podczas wakacji. Do szkoły średniej w Mławie poszedł wieku 15 lat, jako jeden z młodszych uczniów. Tam właśnie poznał życie harcerskie. Wzorem byli dla niego harcerze z Szarych Szeregów, którzy bohatersko walczyli w Powstaniu Warszawskim. Później także żona pana Józefa była harcerką, więc doskonale rozumiała jego pasję.
– Ojciec mój pojechał do Warszawy, a iż służył w wojsku i znał trochę ludzi, sprowadził do Kowalewa nauczycielkę. Już w marcu 1945 roku ruszyła szkoła w Kowalewie. W ciągu tego roku skończyłem jedną klasę, potem piątą w wakacje, 6 klasę w ciągu roku, 7 klasę w wakacje i poszedłem do szkoły średniej w Mławie, jako jeden z młodszych uczniów. Miałam dopiero 15 lat. Tam właśnie poznałem harcerzy. W Mławie w szkole średniej poznałem prawo harcerskie, obyczaje, tradycje. Bardzo chciałem zostać harcerzem. Podczas wojny słuchałem w radiu, jak walczyli w Powstaniu w Warszawie harcerze z Szarych Szeregów. W ciągu pierwszego roku szkoły średniej złożyłem przyrzeczenie harcerskie w Mławie. Wtedy harcerzy była jedynie garstka i tak było do końca roku 1948 – wspomina wieloletni harcerz.
Pana Józefa skierowano do pracy jako nauczyciel.
– Po skończeniu szkoły dostałem pracę jako nauczyciel w małej wiosce, gdzie było tylko z 15 chałup. Pracowałam tam, ale nie mogłam rozpocząć działalności harcerskiej. Dopiero potem dostałam pracę w większej miejscowości nad rzeką Mławką w Lubowidzu. Następnie przez 3 lata służyłem w wojsku — w marynarce wojennej. Następnie otrzymałem pracę w Mławie w Szkole Podstawowej nr 1 przy ulicy Warszawskiej. Tam uczyłem do końca roku szkolnego 1955. Potem otrzymałem pracę w Wieczfni Kościelnej, następnie w Bogurzynie i tam się mogłam rozkręcić i założyłem drużynę harcerską, której patronem został słynny pisarz i wychowawca młodzieży Janusz Korczak. Prowadziłem tam drużynę harcerską przez wiele lat i z tej drużyny wyrosło wiele pokoleń harcerskich. Organizowaliśmy wiele różnych wydarzeń i akcji pomocowych. W pobliżu powstał Dom Dziecka w Kowalewie, który objęliśmy opieką. Organizowaliśmy różne imprezy harcerskie. Wyjeżdżaliśmy na obozy harcerskie między innymi nad jezioro Warchały do Jastrzębiej Góry, do Karwi — opowiada harcmistrz.
Pamiątką są zdjęcia.
Organizował życie harcerskie
Jednak nie wszystkie dzieci mogły wyjeżdżać, ale i na to znalazła się rada. Pan Józef jeździł po wsiach rowerem i organizował życie harcerskie.
– Jako członek chorągwi hufca w Mławie prowadziłam nieobozowe akcje letnie, ponieważ nie wszystkie dzieci mogły wyjechać. Kto nie mógł być na obozie letnim miał na wsi zbiórki i różne atrakcje. Jeździłem po wsiach rowerem, zbierałem dzieci chętne i organizowałem nieobozowe akcje letnie. Sporo zastępów na wsi tak działało. Jak powstały hufce wiejskie to zostałem komendantem hufca w Wiśniewie i tam prowadziłem zajęcia. Zbierałem harcerzy z całej gminy, organizowałem obozy wędrowne, biegi. Uczestniczyliśmy w zjazdach harcerskich — opowiada.
Pokazuje zdjęcia, ordery, odznaczenia, nagrody, które otrzymał przez lata harcerskiej pracy z młodzieżą.
Co to znaczy być harcerzem?
Pan Józef jest harcmistrzem. Stopniowo awansował, aż doszedł do tej rangi. Docierał do młodzieży dzięki wartościom harcerskim, przez sport i muzykę. Uczył się grać na skrzypcach, śpiewał, nauczał też muzyki, uczył dzieci śpiewać, prowadził chór szkolny. Wielu jego wychowanków odniosło sukcesy. Mówi, iż zawsze robił swoje. Przez sport, muzykę i harcerstwo pomagał ludziom. Promował adekwatne postawy, był wychowawcą.
Co to znaczy być harcerzem? To znaczy być aktywnym, znać prawo harcerskie i postępować zgodnie ze wpojonymi wartościami, być wiernym Ojczyźnie, wiernym swoim przekonaniom, swojemu powołaniu, być uczynnym, opiekuńczym.
– Taką miałem opinię. Za mną dzieci szły. Mówiono mi wielokrotnie, iż miałem do nich dobre podejście. Harcerstwo to powołanie — wyznaje 90-letni harcerz z naszego terenu.