Napisała, iż nienawidzi walki z dzieckiem o odrabianie lekcji. I się zaczęło [WASZE OPINIE]

mamadu.pl 2 lat temu
Zdjęcie: Czy prace domowe powinny być w ogóle zadawane? Fot. 123rf.com


W ubiegłym tygodniu opublikowaliśmy na naszym serwisie list od jednej z naszych czytelniczek. Mama jest zrozpaczona, widząc, jak dużo jej dziecko musi się uczyć. Uważa, iż synek jest przytłoczony i fatalnie to wpływa na jego samopoczucie, a także na całą rodzinę. Uczeń nie ma czasu w zabawę i przyjemności, a także zniechęca się do szkoły. Ten list mocno was poruszył. Wywołał zarówno skrajne emocje, jak i skrajne opinie na temat prac domowych.


Tak odbiera się dzieciom dzieciństwo


Po przeczytaniu listu naszej czytelniczki, która napisała, iż szczerze nienawidzi codziennej bitwy o pracę domową, wielu rodziców na fanpage'u MamaDu było zgodnych, iż czas na naukę jest w szkole. Po lekcjach powinien być czas na zasłużony relaks. Jedni mówią o zdrowym rozsądku i równowadze, inni, iż prace domowe to przeżytek - absolutnie niepotrzebny:

"Dzieciństwo nie jest pracą w kopalni na etat, żeby pracować po 8-10 h... bo lekcje plus świetlica to praca... jak one mają być szczęśliwe i nie mieć wypalenia i problemów psychicznych???" - zauważa pani Anna.

"Żadne prace domowe nie powinny być zadawane. Dorosły przychodzi do domu po ośmiogodzinnej pracy i ma spokój, a dziecko po ośmiogodzinnych lekcjach ma jeszcze dwie godziny odrabiać lekcje. Chore" - wtóruje jej pani Mirosława.


"Jakoś w Norwegii, Finlandii i wielu innych państwach da się uczyć bez ocen, z większym luzem, nastawieniem na praktykę i ruch. U nas małe dzieci tkwią po kilka godzin w ławkach w zamkniętych salach. Sztywność myślenia to chyba nasza cecha" - zauważa pani Joanka.

Zakuj, zdaj, zapomnij


Zgodnie z prawem oświatowym (Dz.U. z 2019 r. poz. 1148, ze zm.) to statut szkoły określa dopuszczalne formy pracy uczniów i zasady ich oceniania, m.in. sprawdziany, odpowiedzi ustne, kartkówki, aktywność na lekcjach, dodatkowe prace, np. referaty i prezentacje oraz prace domowe. Nie są one czymś, co być musi być, ale nauczyciele chętnie z tego korzystają. Zdaniem wielu rodziców, zbyt chętnie...


Niektórzy uważają, iż problemem tkwi nie tylko w pracach domowych, ale i w nadmiarze klasówek, sprawdzianów czy dodatkowych projektów. Co więcej, uczniowie muszą się uczyć również do takich przedmiotów jak np. WF, plastyka, muzyka czy technika, które mógłby dać dzieciom dużo przyjemności i relaksu, tymczasem są źródłem dodatkowego stresu.

Jedni obwiniają nauczycieli za ich nieudolność, inni rodziców o zbyt duże ambicje. Jeszcze inni wprost mówią o szerszym problemie, jakim jest obecny system edukacji. Ich zadaniem przeładowanego programu po prostu nie da się zrealizować w całości w szkole. Uczniowie muszą więc część materiału przerobić samodzielnie.

Utrwalanie, a nie nauka!



"Praca domowa ma służyć utrwaleniu, powtarzam UTRWALENIU przerobionego materiału. Ma służyć powtórzeniu, sprawdzeniu, utrwaleniu, a nie przerobieniu samodzielnie materiału. Praca domowa uczy obowiązkowości, co jest dobre. Niestety bardzo często, wręcz nagminnie, do domu zadawany jest również zakres materiału do samodzielnej nauki. Dzieci się gubią, deprymują i zrażają do zadań domowych. Ponieważ nauczyciel na lekcji nie jest w stanie przerobić materiału, zadaje go do domu. I tutaj pojawia się pytanie, dlaczego nie jest w stanie?" - pyta internautka.


"10 i 11-latka. Wracają przed 16 do domu i siedzą nad zeszytami, ćwiczeniami, podręcznikami do 22. Od początku szkoły dzieci wracają do domu i nie potrafią materiału, który był w szkole, a mają zadania domowe, których same nie potrafią rozwiązać, każdy sprawdzian to zarwany weekend. W domu tłumaczenie wszystkiego od nowa, robienie roboty za szkołę w domu. Dzieci smutne, bo zmęczone. (...) Nie dziwię się, iż coraz więcej osób ma depresję" - pisze pani Agnieszka.


"Mamy to samo, czwarta klasa, dziecko wraca przed 16, zjada obiad, odpoczywa do 17 i siada do książek, nad którymi siedzi do 20-21. Ze szkoły nie wynosi niczego, do domu pełno zadań domowych, wszystko trzeba z lekcji tłumaczyć ponownie w domu, po kilka sprawdzianów i kartkówek tygodniowo. Ja się pytam, po co ta szkoła?" - dodaje pani Monika.

Dziecko z orzeczeniem? Prace domowe to tortura


"Plan lekcji mojego syna [4 klasa integracyjna w SP - przyp. red.] to klasówki 2-3 tygodniowo, do tego kartkówki około 2 sztuk tygodnowo, jeszcze prace domowe i ostatnio projekt w PowerPoint. Syn ma stwierdzone ADHD, w związku z czym jeszcze więcej problemu, frustracji, łez, a choćby awantur przysparzają nam obowiązki pozaszkolne" - pisze w liście do redakcji jedna z mam.

Dodaje, iż ich życie to ciągły krąg uczenia się do poprawy z klasówki i do nowych sprawdzianów. Jednego dnia nauka do poprawy, następnego do nowego testu: "A tu znowu jedynka - oszaleć można! Następny dzień to zapowiedziana klasówka, do której mieliśmy również się przygotować (ten sam przedmiot). To jest zarys pierwszego miesiąca w szkole podstawowej 4-klasy, dla mnie to już jest okrutne traktowanie dziecka i całej rodziny...

Mam jednego syna, a co jak rodzice mają więcej dzieci?! Coś tu nie gra do końca z edukacją i nauczycielami, którzy nie kontrolują ilości wspólnie zadawanych prac, a do tego te 'kartkówki' powinny być prawnie uregulowane, przynajmniej do wieku dzieci, a nie, ile się da.

Dziecko po szkole, codziennie praca domowa, na przemian z nauką na pamięć ... Zaraz robi się wieczór i zmęczenie, i koniec tego smutnego dla nas dnia. A gdzie ma być w tym wszystkim rodzina?" - pisze.

Gdzie zwykły odpoczynek?


Pędzi program, pędzą nauczyciele, pędzą rodzice, a dzieci... nie nadążają.

"Prace domowe to pikuś. Sprawdzian goni sprawdzian. Od początku września w każdym tygodniu po 3 sprawdziany plus kartkówka. Dzieciak boi się weekendu, bo zamiast odpoczynku czeka go nadrabianie na zaś, bo przecież kolejny tydzień i kolejne sprawdziany, a w tygodniu zbyt mało czasu w naukę. Albo odpuszczamy coś, albo ok. 22 zioniemy ogniem na siebie nawzajem. Sama jestem nauczycielem, ale to, co się dzieje w niektórych szkołach, po prostu mnie przeraża. Na cholerę to wszystko?" - pyta zrezygnowana pani Aneta.


"U nas 8 klasa. Nauka do północy to standard, a i to pobieżnie, byle z każdego po trochu się nauczyć. Czasem nie ma czasu zjeść i się umyć, naprawdę. A kiedy się zresetować? Wyjść gdzieś, pojechać na zakupy, odwiedzić dziadków? Chociaż w weekend, by odpoczęli, ale nie, nauka na kolejne idiotyczne sprawdziany. A już najgorzej jak zachoruje, wtedy już całkiem kaplica" - zauważa kolejna mama.

A może wystarczy tylko chcieć?


Nie wszyscy jednak są zgodni, iż coś z polskim systemem jest nie tak i doszukują się problemu w nadopiekuńczych lub leniwych matkach i rozpieszczonych dzieciach. Gros komentujących jest zdania, iż prace domowe to niezbędny element życia, ważna lekcja, która ma dzieci nauczyć odpowiedzialności. Systematyczność ma także przygotować je do ciężkiej pracy i wykonywania obowiązków w życiu dorosłym. Mają oni jedną radę dla rodziców, które dzieci płaczą nad pracą domową: "przestać się rozczulać". Poruszają także temat nadmiaru elektroniki i zajęć dodatkowych, widząc tu przyczynę niechęci do odrabiania lekcji.


"To jest szkoła, a nie przedszkole, dziecko musi ćwiczyć, żeby się wyrobić, w 6 klasie już nie będziesz musiała pomagać, samo ogarnie. Pamiętaj, mamusiu, iż trening czyni mistrza. Prace domowe uczą samodzielnego myślenia, koncentracji, obowiązków" - pisze pani Mirela.

"Kiedyś nikt nie miał problemu, iż odrabia się prace domowe. Dzieci dziś są rozkapryszone, a rodzice ich w tym utwierdzają. Wróciłam ze szkoły, bez dyskusji odrabiałam lekcje, jeszcze trzeba było pomóc w domu, a i tak wystarczyło czasu w planszówki, sport i zabawę" - dodaje pani Dorota.


"Jak długo można użalać się nad dziećmi? Nikt jakoś nie płacze nad tym, iż dziecko 4 godz. spędza przed komputerem albo przez kilka godzin nie odrywa oczu od komórki czy telewizora. Za to, jak ma zrobić zadanie to tragedia, biedny maluszek! Kiedy ma się nauczyć systematyczności, samodzielności i odpowiedzialności. Ile musi mieć lat, żeby uczyć się pracowitości i rzetelności?" - zauważa pani Danuta.

Przecież można na świetlicy


Wiele osób poruszyło temat świetlicy. Niektórzy uważają, iż zamiast dramatyzować, wystarczy, by dziecko odrobiło lekcje w szkole. Potem byłby czas na zabawę i relaks w domu. Czy faktycznie to takie proste i oczywiste rozwiązanie, o którym rodzice i dzieci zapominają? Tu również zdania są podzielone. Jedni mówią, iż to świetny pomysł, inni odpowiadają, iż w przeładowanych i zbyt głośnych salach dzieci męczą się jeszcze bardziej.

"Poczytać ze zrozumieniem w świetlicy... Czy wy nie rozumiecie, iż świetlica to nie biblioteka, w której jest cisza i można się skupić nad zadaniem?" - zauważa pani Małgorzata.

"Pani chyba w świetlicy w podstawówce nigdy nie była. Jakie odrabianie lekcji? Tam się tylko pilnuje, by te dzieci się nie pozabijały" - pisze pani Agata.

Różne szkoły i różne domy, różne dzieci


Niestety często widzimy świat jedynie z własnej perspektywy. Każdy uważa, iż ma rację. Ale to, iż dziecko po ciężkim dniu chciałoby obejrzeć bajkę czy zagrać na konsoli, nie jest zbrodnią i wcale nie oznacza, iż siedzi z nosem w ekranie przez pół dnia. To, iż płacze nad pracą domową nie oznacza, iż jest rozpieszczone i roszczeniowe. Po kilku (a czasem choćby kilkunastu) godzinach poza domem ma prawo być zmęczone. To, iż mama nie ma siły uczyć tego, co było w szkole, nie oznacza, iż jest leniwa, a opieka nad własnym dzieckiem jej przeszkadza.

"Tak bardzo Pani generalizuje, iż choćby nie jest w stanie zrozumieć, iż inni, w innych szkołach, z innymi dziećmi i innymi problemami mogą mieć inaczej. Że szkoła szkole nierówna, iż nauczyciel nauczycielowi też nie, co daje różne efekty, mimo tej samej podstawy programowej" - odpowiada jednej z internautek pani Karolina.


Często zbyt liczna klasa, lekcje na drugą lub trzecią zmianę, a potem przeładowana świetlica. Zbyt ambitni rodzice i nauczyciele, a może zbyt leniwi i bez pasji... Ciężka praca to jednak coś, z czym dzieci mierzą się każdego dnia. W całej aferze o pracę domową wielu osobom umyka, iż i dzieci są bardzo różne. Mają różną wrażliwość, siłę, zdolności, predyspozycje, ale także różne problemy, możliwości czy warunki do nauki. Jedne radzą sobie z tym lepiej, inne gorzej. Jedne mogą liczyć na nauczycieli i rodziców, którzy potrafią to zrównoważyć, inni nie...


"Pamiętam, gdy kiedyś dziwiłam się koleżance, kiedy opowiadała o pracach domowych w 1-3. Myślałam, co to za problem? Przecież to początek edukacji, nic trudnego, dziewczyna to wyolbrzymia. Potem mój syn poszedł do SP, od 3 klasy miał online. Z drugim kilkumiesięcznym synkiem na rękach godzinami robiliśmy te prace domowe. Tego było tak dużo, koszmar. Zrozumie to tylko ten, kto to przeszedł" - zauważa pani Ewa.

Idź do oryginalnego materiału