Jak ojcostwo zmienia partnera? "Narodziny dziecka to szok"
Mieć dziecko – to marzenie wielu par. Ale gdy już się ono spełni, często okazuje się, iż w związku pojawiają się problemy. Zaczynają się nieporozumienia, kłótnie i związek zaczyna się sypać. O tym, dlaczego tak się dzieje i jak tego uniknąć, rozmawiamy z terapeutką Sylwią Sitkowską.
MamaDu: Narodziny dziecka to gigantyczna zmiana w życiu pary. Kobiety z reguły mają łatwiej, bo "pomaga" im natura. A jak jest z mężczyznami?
Sylwia Sitkowska: Mężczyźni po narodzinach dziecka często czują się zagubieni. Nie wiedzą, jak pomóc, więc nie robią nic – z obawy, iż zrobią coś źle.
Albo robią rzeczy kompletnie niepotrzebne, bo nikt im nigdy nie pokazał, iż pomoc to nie tylko zawiezienie teściowej do domu, ale czasem po prostu podanie wody we właściwym momencie.
Pamiętam kobietę z mojego gabinetu, która powiedziała: "Czułam się, jakbym stała po pas w oceanie, a on stał na plaży i pytał, czy mi nie za zimno".
To dokładnie to – on jest, ale nie czuje tego, co Ty. Bo nie przeżywa porodu, nie karmi piersią, nie budzi się co godzinę z odruchem kontroli oddechu dziecka.
Ale coraz więcej mężczyzn angażuje w opiekę nad dzieckiem już od pierwszych dni. Czy dziś kobieta może się spodziewać, iż jej partner gwałtownie "załapie", jak być ojcem?
Tak, zdarzają się oczywiście faceci, którzy się pięknie odnajdują – uczą się, tulą, są czujni. Ale choćby wtedy kobieta najczęściej czuje, iż to ona dźwiga większość tego ciężaru i odpowiada za jakość tej nowej rzeczywistości. I tu rodzi się frustracja.
Dlatego jeżeli pytasz, czego może się spodziewać kobieta po swoim partnerze, to powiem tak: tego, iż będzie się uczył, popełniał błędy, nie wszystko zrozumie od razu. Ale też, iż może ją zaskoczyć.
Może dotrzeć do niego, iż został ojcem i to go zmieni. Będzie nie tylko zajmował się dzieckiem, ale wpadnie też na to, by zrobić obiad czy pranie, zobaczy, iż partnerka jest zmęczona i powie: "Odpocznij, a ja zrobię to czy tamto".
Ale kobieta może się też spodziewać, iż facet odejdzie. Badania mówią, iż ok. 20 proc. par rozstaje się w pierwszym roku od narodzin dziecka. Dziecko niszczy związek?
To nie dziecko niszczy związek. Niszczy go konfrontacja się z tym, co w nim już było niedobre, ale na co wcześniej można było przymknąć oko. Narodziny dziecka to nie tylko zmiana trybu życia. To zmiana tożsamości. Z "my" robi się "my + ono".
A ono ma potrzeby, które są nienegocjowalne: natychmiastowe, intensywne, całodobowe. A para? Para schodzi na dalszy plan. Czułość zamienia się w koordynację zadań, seks – w logistykę, rozmowa – w szybkie przekazanie instrukcji: "karmiłam dwie godziny temu, odbiło mu się, śpi".
Czyli narodziny dziecka obnażają wcześniejsze braki w związku?
Tak. To dla relacji trzęsienie ziemi. No i jeżeli wcześniej komunikacja była słaba – teraz staje się wojną o "kto bardziej zmęczony". jeżeli granice były rozmyte, teraz zamieniają się w poczucie bycia niewidzialnym. jeżeli intymność była krucha, to po narodzinach dziecka po prostu zanika.
I nie chodzi o to, iż partnerzy się nie kochają. Po prostu wcześniej nie byli wystawieni na taką próbę.
Wcześniej mogli wyjść z domu, teraz z trudem wychodzą z łazienki. Dlatego tak wiele par się rozpada. Bo dziecko nie tylko buduje. Ono też obnaża braki. A jeżeli fundament jest kruchy – zaczyna się sypać. To nie dziecko jest problemem.
Problemem jest to, iż nikt nas nie uczy, jak zostać rodzicami i nie przestać być parą.
Czyli błąd polega na tym, iż pary nie są gotowe na to, jak bardzo życie się zmienia po narodzinach dziecka?
Zmiana w związku po narodzinach dziecka jest nieunikniona. Nie ma sensu pytać, czy ona nastąpi, tylko jak ją przejdziecie jako para. Bo dziecko kompletnie przetasowuje to, co było. Miłość, bliskość, czas, potrzeby, role. Wszystko zmienia pozycję, wszystko układa się na nowo. Nie da się być tymi samymi ludźmi, co przed porodem.
To moment, w którym wszystko się weryfikuje. Nie tylko miłość, ale też umiejętność współpracy, empatii, dawania i proszenia o pomoc. I jeżeli tej bazy nie było wcześniej – jest trudno. Ale choćby jeżeli była, to przez cały czas potrzebny jest nowy język.
Inna forma czułości. Inna definicja bliskości. Bo to już nie będą wieczory z winem i filmem, tylko wspólne milczenie nad kołyską. Zmiana jest konieczna. Ale to od nas zależy, czy potraktujemy ją jako kryzys czy jako transformację.
Bo miłość po porodzie nie znika. Ona po prostu przestaje być taka jak kiedyś. To inny etap. Czasem trudniejszy. Ale jeżeli go przejdziemy razem – relacja może stać się głębsza, mocniejsza, bardziej prawdziwa niż kiedykolwiek wcześniej.
Miłość po porodzie nie znika. Ona po prostu przestaje być taka jak kiedyś
Co kobiety zaskakuje w zachowaniach mężczyzny? Z czego ci się zwierzają podczas terapii?
Kobiety po narodzinach dziecka często zaskakuje nie to, iż mężczyzna nie pomaga, tylko to, jak bardzo się wycofuje emocjonalnie. Nie mówi, co czuje. Nie pyta, jak ona się ma. Nie widzi łez podczas karmienia, nie zauważa, iż coś w niej pękło.
Tyle iż to często nie wynika z tego, iż mężczyzna jest obojętny. Zwykle jest zagubiony. Czuje się odsunięty, niepotrzebny. Zazdrosny o uwagę, którą partnerka oddaje dziecku. I zamiast o tym rozmawiać – zamyka się.
To, czego kobiety się nie spodziewają, to iż on może czuć bardzo dużo, ale nie umie tego wyrazić. A bez rozmowy każde z nich zaczyna czuć się samotnie – choćby we wspólnym domu, z dzieckiem na rękach.
Strasznie to brzmi. Rodzi się dziecko, a wraz z nim poczucie osamotnienia?
Tak. Mam wiele takich historii. Każda inna, ale z tym samym rdzeniem: ona czuje się samotna, mimo iż nie jest sama. Pamiętam kobietę, która powiedziała: "On wstaje rano, całuje mnie w czoło, mówi: 'jesteś dzielna' i idzie do pracy. A ja wtedy mam ochotę krzyczeć. Bo ja nie chcę być dzielna. Chcę, żeby ktoś mnie przytulił i zapytał, czy jeszcze istnieję jako kobieta, nie tylko matka".
Albo inna historia. Ona z płaczącym noworodkiem w ramionach, wymęczona po dwóch godzinach prób uspokojenia. Wchodzi on, widzi, iż jest zdenerwowana, i mówi: "Może Ty nie umiesz go dobrze nosić?" To jedno zdanie ją rozwaliło.
Ale słyszę też skargi mężczyzn. Jeden mi powiedział: "Ja się bałem. Ona wszystko robiła lepiej. I coraz mniej było tam miejsca dla mnie, więc przestałem próbować". On wycofał się nie z wygody, ale z lęku, iż się nie sprawdzi. I usłyszy "zostaw, ja to zrobię". W tych historiach nie ma złych ludzi. Jest zmęczenie, brak komunikacji i ogromna potrzeba bycia zauważonym – z obu stron.
Czy zmiana mężczyzny może wynikać z jego charakteru i temperamentu?
Tak, bardzo często wynika właśnie z tego. To, jak mężczyzna reaguje na narodziny dziecka, nie zawsze mówi o jego uczuciach czy zaangażowaniu. Często mówi o jego temperamencie, stylu radzenia sobie ze stresem i schematach wyniesionych z domu.
Mężczyzna o wysokiej reaktywności może czuć się przytłoczony bodźcami: płaczem dziecka, emocjami partnerki, ciągłym napięciem. Zamiast wejść w działanie – wycofuje się. Nie dlatego, iż nie kocha, ale dlatego, iż nie ogarnia tego, co się dzieje.
Z kolei ktoś z dużą potrzebą kontroli może próbować "zarządzać sytuacją" – ustalać rytmy karmień, poprawiać partnerkę zamiast ją wspierać. To nie zła wola, to sposób radzenia sobie z lękiem. Są też mężczyźni, którzy byli w dzieciństwie "niewidzialni" emocjonalnie. I gdy partnerka potrzebuje wsparcia, po prostu nie wiedzą, jak wygląda "bycie obecnym".
A zatem zmiana mężczyzny po narodzinach dziecka często nie wygląda tak, iż on nagle staje się "innym człowiekiem". To po prostu jego osobowość w nowej, ekstremalnej sytuacji. I dopiero wtedy widać, z czego jest zbudowany. I czego potrzebuje, by się nauczyć być w tej relacji naprawdę obecnym.
A czy da się przewidzieć, jakim on będzie ojcem, gdy się pozna jego historię rodzinną?
Zdecydowanie warto sięgnąć do historii rodzinnej. Bo po narodzinach dziecka wychodzi nie tylko temperament, ale też schematy zapisane w przekonaniach.
Jeśli facet wychował się w domu, gdzie ojciec był nieobecny – fizycznie albo emocjonalnie – to może nie wiedzieć, co znaczy być obecnym. Może chcieć dobrze, ale zamiast rozmowy będzie oferował naprawienie kranu. Bo w jego świecie pomoc to konkret, nie emocje.
Z kolei mężczyzna wychowany przez samotną matkę, która wszystko robiła sama, może z jednej strony podziwiać partnerkę, a z drugiej… nie czuć, iż jest jej potrzebny. Albo przeciwnie – próbować przejąć kontrolę, bo tylko to zna: napięcie, odpowiedzialność, zero luzu.
Znam przypadek mężczyzny, który po narodzinach dziecka przestał się odzywać do partnerki. Kiedy zaczęliśmy grzebać głębiej, okazało się, iż w dzieciństwie był karany milczeniem albo krzykiem. Nie słyszał normalnych rozmów o trudnych sprawach, więc nie umiał tak rozmawiać. Dlatego przestał się odzywać. Ze strachu.
To, co wynosimy z domu, nie znika. Tylko czeka na okazję, by się odezwać. A narodziny dziecka to idealny moment, bo to emocjonalny rollercoaster. Wtedy stare wzorce wychodzą na scenę.
Jakie błędy kobiety popełniają w reakcji na to, jak zmienił się ich partner po narodzinach dziecka?
Najczęstszy błąd kobiet to branie wszystkiego do siebie. "On się odsuwa, bo mnie już nie kocha", "Nie pomaga, bo ma mnie gdzieś", "Nie dopytuje, bo mu nie zależy". Temu często towarzyszy też przejęcie pełnej kontroli nad opieką.
Ona robi wszystko sama, bo "tak będzie szybciej", "on nie ogarnia", "to lepsze dla dziecka". I tak tworzy się błędne koło: ona coraz bardziej przeciążona, on coraz bardziej odsunięty.
Jak tego uniknąć?
Zrozumieć, iż to nie jest walka, ale zmiana, przez którą oboje przechodzimy. Trzeba wyjść poza własne ego, poza "ja jestem matką, ja urodziłam, ja wiem lepiej".
I zobaczyć w tym drugim człowieku nie nieudolnego pomocnika, tylko partnera, który też się uczy. I może robi to inaczej, mniej pewnie, mniej intuicyjnie – ale chce być częścią tego świata.
Jeśli nie podzielimy się opieką naprawdę – nie tylko zadaniami, ale odpowiedzialnością, decyzyjnością, przestrzenią na błędy – to nigdy nie poczujemy się razem w tym doświadczeniu. A wtedy bardzo łatwo o narrację: "wszystko na mojej głowie, jestem sama".
Wiele rzeczy, które kobieta rzekomo musi zrobić, to tak naprawdę rzeczy, których nie chce oddać partnerowi.
Bo trudno jej mu zaufać, puścić kontrolę, pozwolić mu zrobić po swojemu. Rzecz w tym, iż związek ma szansę przetrwać tylko wtedy, gdy dziecko ma dwoje rodziców, a nie jedną wykończoną matkę i ojca statystę.
Sylwia Sitkowska jest psycholożką, terapeutką, autorką książek. W czerwcu razem z Katarzyną Troszczyńską wydała książkę "Kobiety, które pragną zmiany".