Nasza trójka była wychowywana tak samo, aż pewnego dnia jedno z nich zaczęło mówić rzeczy, których nie powinno wiedzieć. Kiedy dziecko wspomina chwile, których nikt inny nie pamięta, cała rodzina zaczyna kwestionować rzeczywistość.
Żartowaliśmy, iż potrzebujemy kolorowych wstążek, żeby odróżnić naszych trzech maluchów. Na początku to była tylko zabawa, aż stało się coś więcej. Każdy chłopiec miał ten sam delikatny uśmiech, te same małe rączki. Tak ich rozpoznawaliśmy: Maks z niebieską wstążką, Bartek z czerwoną, a Olek z turkusową. Ich słowa często się przeplatały, jeden kończył zdanie drugiego, jakby trzy głosy należały do jednego umysłu.
Wychowywanie ich było jak posiadanie jednej duszy podzielonej na trzy ciała.
Ale pewnego dnia ta harmonia pękła. Olek zaczął budzić się z płaczem. Nie bał się koszmarów, tylko wstrząsały nim wspomnieniawspomnienia, których nikt z nas nie znał.
Pamiętasz dom z czerwonymi okiennicami?
Nigdy nie mieszkaliśmy w takim miejscu.
Gdzie jest pani Nowak? Zawsze miała miętowe cukierki.
Nikt o takim nazwisku nigdy nie pojawił się w naszym życiu.
Samochód taty ten zielony z zepsutym bagażnikiem?
Ścisnęło mi się serce. Nigdy nie mieliśmy takiego auta.
Z początku śmialiśmy się, myśląc, iż to tylko dziecięca wyobraźnia. Dzieci tworzą potwory, królestwa i przyjaciół z niczego. Ale słowa Olka miały dziwną powagę. Zapisywał całe strony szkicami tego tajemniczego domu: bluszcz na cegłach, rząd tulipanów, masywne czerwone drzwi. Maks i Bartek ignorowali te rysunki, ale Olek wydawał się związany z tą wizją, jakby była wyryta w jego sercu.
Pewnego ranka znalazłem go w garażu, przeszukującego stare pudła.
Szukam mojej rękawicy.
Nie grasz w baseball, szepnąłem.
Grałem zanim spadłem.
Jego dłoń dotknęła własnej szyi. To nie był sento był ból.
Szukaliśmy odpowiedzi. Dr. Kowalski, pediatra Olka, skierował nas do specjalisty od nietypowych wzorców pamięci. Dr. Hanna Nowak przyjęła go z ciepłem.
To, co opisuje niektórzy nazwaliby wspomnieniami z poprzedniego życia.
Nie chcieliśmy w to wierzyć, ale zaczęliśmy szukać. Historia za historią opowiadała o dzieciach, które mówiły językami, których nigdy nie uczyły się, lub pamiętały miejsca, w których nigdy nie były. Pewne nazwisko pojawiało się często: dr Maria Lis.
Podczas jednej z rozmów Olek cicho opowiedział o chłopcuKrzysiuktóry mieszkał w Łodzi i zmarł młodo po upadku. Tygodnie później dokumenty potwierdziły: Krzysztof Wiśniewski, siedem lat, Łódź, 1987. Pojawiło się zdjęcie, a podobieństwo było uderzające.
Nie dzieliliśmy się strachem z Olkiem. Zamiast tego trzymaliśmy go blisko, tłumiąc zdumienie i smutek. Tej nocy, gdy dom spał, ja i Małgosia siedzieliśmy w ciszy, zastanawiając się, co to wszystko znaczy. Rano Olek szepnął:
Chyba już wystarczy wspomnień.
Od tamtej chwili rysunki ustały. Dziwne wspomnienia zniknęły, zastąpione zabawą, śmiechem i opowieściami, które tylko dziecko może wymyślić. Miesiące później przyszło niewytłumaczalne pismow środku zdjęcie domu z czerwonymi drzwiami, podpisane Pani Nowak. Olek spojrzał na nie z lekkim uśmiechem:
Tu zostawiłem moją piłkę.
Teraz, gdy ma piętnaście lat, Olek jest spokojny i refleksyjny. Rzadko wspomina o chłopcu, którego kiedyś opisywał, ale nauczyliśmy się czegoś niezmiennego: niektórzy przychodzą na świat z historiami już zapisanymi. Naszym obowiązkiem jest słuchać, kochać i akceptować to, czego nie da się wytłumaczyć. Olek pokazał nam, iż choćby najdziwniejsze wspomnienia mogą przynieść ukojenie.