Uta Reinöhl od wielu lat podróżuje do „górskiej krainy o świcie”, jak brzmi sanskrycka nazwa indyjskiego stanu Arunachal Pradesh. Niemiecka lingwistka spędza tam co roku kilka tygodni, aby badać coś, czego nie da się już uratować. Próbuje udokumentować dla potomności niezbadany wcześniej język kera’a. Do społeczności o tej samej nazwie należy ok. 15 tys. osób żyjących w rozproszonych wioskach w różnych dolinach Himalajów. Nie wszyscy Kera’a posługują się tym językiem. Coraz więcej młodych zna tylko hindi lub angielski. Reinöhl szacuje, iż około 10 tys. przez cały czas biegle posługuje się swoim dialektem. Tybetańsko-birmański dialekt może zniknąć w ciągu kilku dekad.
Co dwa tygodnie znika jeden język
Los kera’a jest zjawiskiem globalnym. Na świecie używanych jest 6 – 7 tys. języków i co najmniej połowa jest zagrożona. Jedna czwarta z nich używana jest przez mniej niż tysiąc osób, a są choćby języki, które znają już tylko jednostki. Co dwa tygodnie znika jeden język, a do końca stulecia może wyginąć od 80 do 90 proc. z nich. Języki umierają, gdy przestają być używane i nie są przekazywane dzieciom, bo rodzice uznali, iż się ich potomkom nie przydadzą. Dialekty znikają, bo świat się jednoczy, co faworyzuje główne języki. choćby Reinöhl jest przykładem tego procesu. Jej dziadek mówił płynnie w języku dolnoniemieckim, kiedy ona znała już tylko kilka słów. Jej babcia nie chciała, aby wnuczka znała Platt deutsch, bo ten nie miał już żadnego prestiżu, więc oprócz standardowego niemieckiego Uta Reinöhl uczyła się angielskiego i francuskiego.
Nawet w Himalajach społeczności nie żyją już w izolacji. Choćby internetowa komunikacja sprawia, iż konieczny jest język nadrzędny. Kera’a nie jest językiem urzędowym w Indiach, a hindi i angielski są nauczane w szkołach. Ponadto kera’a nie został spisany. Nie ma oficjalnego słownika dialektu i jest on przekazywany ustnie.
To dzieje się od zawsze
Ekspansja wielkich imperiów prowadziła do zastępowania dialektów językami urzędowymi lub handlowymi. Łacina wymazała wiele języków z mapy Europy Zachodniej i Środkowej. Języki mocarstw zapanowały na ich terytoriach kolonialnych, a najbardziej drastycznie w Ameryce i w Australii. Wielojęzyczność była niegdyś normą, ale ruchy narodowe XIX wieku wymagały homogeniczności językowej, kulturowej i etnicznej. Każdy, kto mówił inaczej, nie był już częścią narodu. w tej chwili globalizacja i internet przyspieszają śmierć małych języków, bo komunikacja online odbywa się za pośrednictwem tych głównych. To strata, bo duża część tożsamości kulturowej jest zakotwiczona w języku ojczystym, podobnie jak cała lokalna wiedza, jak choćby nazwy roślin leczniczych, metody polowania itp.
W latach 1998 – 2008 Frank Seifart z Uniwersytetu w Hamburgu wielokrotnie podróżował do kolumbijskiej i peruwiańskiej dżungli. Dokumentował zagrożony wyginięciem język bora mirana z zachodniego dorzecza Amazonki. Wtedy wydawało się, iż dni tego języka są policzone, tymczasem w tej chwili Seifart wciąż otrzymuje w nim wiadomości głosowe. Młodzi znów zaczęli się identyfikować ze swoim językiem. I to mimo iż opuścili już lasy deszczowe i przenieśli się do dużych miast, gdzie ich dialekt nie ma żadnego znaczenia. – Dzieci znów uczą się swojego języka, ale to tylko opóźni nieunikniony proces. Reszta świata nie będzie przecież tęsknić za bora mirana – stwierdził badacz.
Seifart, który jest szefem Towarzystwa na rzecz Zagrożonych Języków, chce też dowiedzieć się, jak działa ludzkie poznanie. W końcu język jest bezpośrednim oknem do umysłu. Aby zrozumieć to zjawisko, nie wystarczy wysnucie uniwersalnej tezy z badań przeprowadzonych na studentach w USA. „Jeśli poznanie jest analizowane tylko przy użyciu głównych języków, to badania nad ludzkim aparatem poznawczym zostaną zniekształcone”.