Nauczyciele pytają: "Mam uczyć czy leczyć?". Przez orzeczenia w szkołach zapanował chaos

mamadu.pl 4 dni temu
Coraz więcej uczniów w polskich szkołach potrzebuje indywidualnego podejścia i specjalistycznego wsparcia. Diagnozy, terapie i orzeczenia to krok w stronę lepszego zrozumienia potrzeb dzieci, ale system edukacji nie nadąża za tą zmianą. Nauczyciele są przeciążeni, rodzice sfrustrowani, a uczniowie – często pozostawieni sami sobie.


Szkoły nie są zorganizowane dla atypowych uczniów


W dzisiejszym świecie coraz łatwiej jest rodzicom i dzieciom, które w jakiś sposób nie wpisują się w typowe schematy. Diagnoza zaburzeń rozwojowych, spektrum autyzmu czy innych trudności pozwala lepiej funkcjonować w środowisku szkolnym. Nauczyciele wiedzą wtedy, iż uczeń ma specjalne potrzeby edukacyjne, często potrzebuje nauczyciela wspomagającego, a rodzice mogą świadomie wspierać dziecko poprzez terapie i zajęcia dodatkowe.

Jednak rosnąca liczba diagnoz to także większe obciążenie dla szkół. Coraz więcej dzieci posiada orzeczenia – ADHD, spektrum autyzmu, dysleksję, zaburzenia lękowe, problemy z integracją sensoryczną. Choć diagnoza to krok ku pomocy, to szkoły zmagają się z chaosem organizacyjnym i przeciążeniem kadry. Nauczyciele często czują się bezsilni wobec zróżnicowanych potrzeb uczniów i braku realnego wsparcia ze strony systemu.

Na portalu strefaedukacji.pl wypowiedzieli się na ten temat nauczyciele i rodzice. Wskazują, iż szkoły są przez cały czas zorganizowane z myślą wyłącznie o dzieciach neurotypowych. Dla uczniów atypowych oznacza to często utrudniony start.

– W dwudziestoosobowej klasie jedno dziecko ucieka pod ławkę, drugie rzuca krzesłem, trzecie płacze, a nauczycielka próbuje zacząć temat ułamków. Zamiast tego uspokaja, tłumaczy, wycisza. Ułamki muszą poczekać. W mojej klasie mam dwadzieścioro dzieci, z czego jedenaścioro ma opinie albo orzeczenia. Kiedy jedno dziecko ma kryzys emocjonalny, drugie ucieka pod ławkę, trzecie rzuca krzesłem, a reszta czeka na lekcję matematyki, to ja się pytam: Jakim cudem mam dotrzeć do wszystkich? – wypowiada się dla "Strefy Edukacji" nauczycielka z wieloletnim stażem pracy w dużym mieście.

Nauczyciele muszą podołać pomocy wszystkim


Z danych wynika, iż niemal w każdej klasie znajduje się przynajmniej jedno dziecko ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Nauczyciele nie są w stanie realizować programu, kiedy muszą nieustannie reagować na kryzysy emocjonalne uczniów. Brakuje nauczycieli wspomagających, a przez to cierpią dzieci neurotypowe, którym trudniej skupić się na nauce.

Rodzice zgłaszają, iż ich dzieci wracają ze szkoły zmęczone – nie tylko hałasem, ale także brakiem możliwości spokojnego przyswajania wiedzy. – Gdyby szkoła faktycznie dostosowywała metody, moje dziecko nie wracałoby codziennie z płaczem, iż jest gorsze – mówi we wspominanym artykule słowa Katarzyny, mamy chłopca ze spektrum autyzmu.

Nauczyciele próbują wspierać wszystkich uczniów, ale zmagają się z tym, iż bywa i tak, iż w jednej klasie są dzieci o skrajnie różnych potrzebach. W efekcie stają się terapeutami, mediatorami, a czasem i pielęgniarkami. To prowadzi do frustracji, wypalenia i rezygnacji z zawodu.

– Muszę dostosować się do każdej z osób i zrealizować podstawę programową. Uczyć dzieci niemówiące po polsku o częściach zdania i rodzajach zdań złożonych. Mam dostosować swoje sprawdziany do każdego z uczniów, wydłużać czas, uprościć zadania, sprawdzić, czy polecenia są zrozumiałe. A przy tym wszystkim muszę być dyskretna i nie dać po sobie poznać, iż ktoś pracuje na innych zasadach. To jest bardzo trudne – mówi "Strefie Edukacji" jednej z nauczycielek.

MEN nie widzi problemu


W szkołach brakuje też psychologów i pedagogów. choćby jeżeli są zatrudnieni, to przy dużym obciążeniu nie są w stanie pomóc każdemu. Dyrektorzy i nauczyciele podkreślają, iż głównym problemem są nieskuteczne przepisy. Tymczasem Ministerstwo Edukacji Narodowej promuje model edukacji włączającej jako priorytet. Z założenia słuszny, w praktyce – niedostosowany do realiów.

– Edukacja włączająca to fundament sprawiedliwego społeczeństwa, w którym każdy niezależnie od swojego pochodzenia ma możliwość rozwoju i rozkwitania – mówiła Joanna Mucha, sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, podczas międzynarodowej konferencji w ramach polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, która odbyła się w marcu 2025.

Z jednej strony trudno nie zgodzić się z ideą edukacji włączającej – jest potrzebna i słuszna. Z drugiej: trudno nie zauważyć przepaści między założeniami a praktyką. Nauczyciele są przeciążeni, uczniowie sfrustrowani, a rodzice – pozostawieni bez realnego wsparcia. System nie może opierać się wyłącznie na dobrej woli ludzi. Potrzeba zmian strukturalnych, które przestaną udawać, iż wszyscy uczniowie są tacy sami – i zaczną uwzględniać ich rzeczywiste potrzeby.

Źródło: strefaedukacji.pl


Idź do oryginalnego materiału