Nauczycielka chciała zawrzeć umowę z uczniami. Szczerze, ja bym tego nie podpisała

mamadu.pl 2 tygodni temu
W tym roku moja córka poszła do klasy 4 i z jednej z lekcji przyniosła kartę do podpisu. Były to zasady pracy na lekcji. Coraz więcej nauczycieli, zarówno wychowania przedszkolnego, jak i tych w podstawówkach, na początku roku szkolnego zawiera z uczniami kontrakt. Taka umowa społeczna ma być metodą wychowawczą, która porządkuje pewne zasady. I choć w teorii brzmi to świetnie, to moim zdaniem jeszcze nie wszyscy pedagodzy wiedzą, jak mądrze ją zastosować.


Córka znajomej otrzymała także taką kartkę od swojej nauczycielki, jednak moja koleżanka wcale nie była zachwycona. Gdy zobaczyłam spis, jaki dostała, wiele zrozumiałam. Kartka A4 wypełniona małym drukiem zawierała dziesiątki zasad, nakazów i zakazów, do jakich uczniowie muszą się dostosować. Nie brakowało także informacji o konsekwencjach, jakie grożą im, jeżeli nie dotrzymają tego kontraktu. Oczywiście pani kazała podpisać kartkę, tłumacząc, iż to wiążąca umowa między nauczycielem a uczniem.

Efekt? Córka znajomej (jak i reszta klasy) jest przerażona. Na każdą lekcję przychodzi spięta, boi się, iż coś zrobi źle, obawia się nauczyciela, a przecież jeszcze dobrze nie minął pierwszy tydzień nauki. Czy aby na pewno o to chodziło?

Nie tędy droga


Taka umowa społeczna nie ma zniewalać dziecka, a dawać możliwość wyboru, jednocześnie dając pełną świadomość konsekwencji, jakie poniesie uczeń, jeżeli się z niej nie wywiąże. Coś, co mnie mocno uderzyło spisie, który pokazała znajoma, to to, iż te dzieci są obarczone ogromem zasad, których muszą przestrzegać, nie ma tam ani słowa o nauczycielu. Fraza "uczeń ma obowiązek" pojawia się niemalże w każdym punkcie, a te z hasłem "uczeń ma prawo" zawsze zawierają jakiś warunek.

Jaki jest sens takiego dokumentu? Przecież każda porządna umowa powinna pokazywać korzyści płynące dla każdej ze stron. Szczerze mówiąc, w tym obszernym spisie ciężko zauważyć te dla ucznia. Ja widząc wytyczne od szefa w takiej formie, nie podpisałabym takiego kontraktu, bo gdzie są jakieś benefity dla mnie?

Dzieci nie trzeba straszyć


Może i nie byłabym aż tak krytyczna do tejże kartki, gdyby nie to, iż moje dziecko dostało także taki spis, ale w zupełnie innej formie, co pokazuje, iż umowę społeczną z uczniami można zawszeć w naprawdę mądry sposób.

Całość jest niewielką tabelką podzieloną na trzy kategorie. Wszystko ujęte w krótkich punktach, jest czytelnie i nie przytłacza. Zachwyciła mnie szczególnie pierwsza kategoria, która mówi, iż uczeń ma prawo nie wiedzieć, nie rozumieć, pytać, popełniać błędy, a także mieć zły dzień i się nie przygotować (nauczyciel prosi, by to jednak zgłosić wcześniej). Może także mieć swoje zdanie, ma prawo do tolerancji, szacunku, a także do wysłuchania.

Druga kategoria to informacja o ocenianiu, a trzecia rubryka zawiera obowiązki ucznia w tym m.in. aktywnie uczestniczyć w lekcjach, poszerzać wiedzę, ale także szanować siebie i innych. Punktów jest więcej, ale gołym okiem widać różnicę w podejściu nauczyciela.

Efekt? Córka, która zaczynała 4 klasę z lękiem, wie, iż nie musi być chodzącym ideałem i nikt "nie zlinczuje" jej za popełnione błędy, nie myśli ciągle o tym, iż ma tylko trzy nieprzygotowania, a niezapowiedziane sprawdziany czyhają na każdym kroku. Za to wie, iż czasem może mieć gorszy dzień, ale zawsze ma szansę się poprawić, jeżeli tylko chce. Tak naprawdę wiele tych zasad dotyczących obowiązków i oceniania jest bardzo podobnych, ale sposób ich prezentacji zmienia dosłownie wszystko.

Spotkaliście się z takimi umowami? Koniecznie napiszcie, jaką miały formę i jakie są wasze wrażenia w tym temacie.

Idź do oryginalnego materiału