Jej filmy o szkolnej rzeczywistości i byciu nauczycielem w liceum ogląda aż 13 milionów użytkowników. W rozmowie ze mną aż poraża jej entuzjazm i radość, zaraża szerokim uśmiechem i pozytywnym nastawieniem - choćby do pracy w szkole!
Martyna Pstrąg-Jaworska: Skąd decyzja o zostaniu nauczycielem? Przecież po filologii angielskiej można mieć dużo lepiej płatną pracę w innych branżach?
Aleksandra Pospieszałowska-Skuza: - Wydaje mi się, iż to musi być powołanie. Najśmieszniejsze w całej historii tego, jak ja zostałam nauczycielką, jest to, iż ja naprawdę kompletnie nie pamiętam tego momentu, kiedy zdecydowałam się pójść na studiach na specjalizację nauczycielską (śmiech). A żeby było jeszcze śmieszniej, to moja mama również jest nauczycielką, więc ja całe nastoletnie życie powtarzałam, iż absolutnie nauczycielką nie będę, bo widziałam jak to wszystko wygląda "od kulis".
Widziała Pani wszystko to, co jest kiepskie w zawodzie nauczyciela.
- Tak, od dzieciństwa widziałam, z czym ta praca się wiązała, więc tym bardziej zawsze się zarzekałam, iż nauczycielką nie będę, bo to zupełnie nie dla mnie. To chyba nie było do końca przemyślane, raczej taki zryw serca, jakieś poczucie misji i chęć pracy z ludźmi.
Patrząc na to teraz od strony pracownika, funkcjonując na co dzień w systemie polskiego szkolnictwa, nie żałuje Pani teraz tej decyzji?
- Nie znam nauczyciela, który by twierdził, iż wszystko jest w porządku i mówił tylko o pozytywach pracy w tym zawodzie. Nie znam też takich, którzy w 100 procentach twierdzą, iż to praca ich marzeń i są w pełni zadowoleni – szczególnie z tego, jak działa system polskiego szkolnictwa. Wydaje mi się, iż tu są po prostu argumenty za i przeciw. I w przypadku tych, którzy na bycie nauczycielem się decydują, to, co jest "za" po prostu przeważa. Bo mimo iż rozum mówi, iż nie te zarobki, nie ten system pracy i cała negatywna otoczka wokół pracy w szkole, to jednak z drugiej strony ta praca przynosi satysfakcję. Coś jest w tym takiego irracjonalnego.
Satysfakcja i spełnienie są możliwe w tej pracy?
- Tak, ja naprawdę mam poczucie jakiejś misji, satysfakcję z pracy z młodzieżą, z kontaktu z nią. Może to też jakaś chęć niesienia pomocy i działania z młodymi ludźmi? To uczucie, które naprawdę ciężko opisać i sensownie wytłumaczyć. Jest po prostu coś takiego w tym zawodzie, iż mimo realiów ludzie z ogromnym zaangażowaniem się na niego decydują.
Czy to też nie wynika z młodego wieku? Że ma Pani mnóstwo pomysłów, kreatywności, iż się Pani, potocznie mówiąc, "jeszcze chce"?
- Nie wiem, czy to wynika z wieku. To chyba zależy od samego nauczyciela, jego charakteru. Ja pracuję w szkole już od 9 lat i znam młodsze nauczycielki, po których widzę, iż nie zawsze właśnie im się chce, bo przepracują pół roku i już zaczynają mieć dosyć. Z drugiej strony jest też sporo takich nauczycieli, którzy mają już spory staż pracy i dalej są chętni do działania i zmotywowani. Mam wrażenie, iż to jednak zależy od osobowości. Czasem jednak to doświadczenie i lata niezadowolenia z pracy w tym zawodzie – z systemu, zarobków – też oczywiście robią swoje i to mocno wtedy widać w ich postrzeganiu tego zawodu i zachowaniu w stosunku do uczniów.
Praca w liceum to wymarzony kierunek? Czy w podstawówce byłoby lepiej/gorzej?
- Pracowałam w szkole podstawowej przez rok i tak jak wcześniej wydawało mi się, iż mam pokłady cierpliwości i jestem w stanie pracować z każdym, to tam się okazało, iż jednak tak nie jest (śmiech). Podstawówka dała mi szkołę życia. Ogromne chapeau bas dla nauczycieli, którzy decydują się na pracę przez długi czas z dziećmi w szkole podstawowej.
Dlaczego to trudniejsze?
- Jest o wiele mniejszy komfort pracy niż w liceum. Ja też mam to szczęście, iż pracuję w liceum, które ma dobrą renomę i wyższy poziom nauczania. Praca tu była dla mnie trochę szokiem, bo przyszłam z podstawówki, w której było dużo dzieci z trudną sytuacją rodzinną, wymagających ogromu uwagi i cierpliwości. Pierwszy miesiąc w tym "lepszym" liceum był dla mnie ogromnym szokiem. Nagle się okazało, iż uczniowie są chętni, żeby coś ciągle robić. Że jest cisza na lekcji. Że chcą brać udział w dodatkowych projektach i nikogo nie muszę do tego specjalnie zachęcać. No i to są już starsze dzieci, młodzież. Inaczej się z nimi rozmawia, ja jednak w liceum odnalazłam się dużo lepiej jako nauczyciel.
Może dlatego, iż nie ma aż takiej przepaści pokoleniowej między Panią a uczniami? Obserwują Pani działalność w internecie?
- Tak, obserwują, często też coś tam nagrywają razem ze mną. Jesteśmy w stanie się dogadać i to nie do końca wynika z tego, iż jestem młoda i nie ma między nami aż takiej różnicy wieku. Jestem od moich uczniów 2 razy starsza, więc to zrozumienie między nami chyba nie wynika z wieku. Są i starsi nauczyciele, którzy wiedzą, co to jest "essa" i rozumieją memy z kapibarą. A są też młodzi nauczyciele, którzy młodzieży nie rozumieją. Ale jest też prawdopodobieństwo, iż to właśnie wynika z tego, iż ta różnica wieku między mną a uczniami nie pozostało aż tak mocno odczuwalna.
Czy na TikToku wypada robić filmiki, będąc nauczycielem?
- adekwatnie to, iż ja zdecydowałam się mieć konto na TikToku, to był czysty przypadek. Zaczęło się od tego, iż nagrałam jeden filmik i wrzuciłam go z takim poczuciem: "A co mi szkodzi". I okazało się, iż on w pierwszych wyświetleniach miał około 400 tysięcy odbiorców, w tym zobaczyła to część moich uczniów. I oni byli tak entuzjastycznie nastawieni, zachęcali mnie, żebyśmy nagrali coś razem. To byli maturzyści, z którymi stworzyłam kolejny filmik i mieliśmy jakieś milionowe odsłony, co mnie zaszokowało.
Filmik stał się viralem i wtedy się trochę tego wystraszyłam. Pomyślałam, iż spadnie na mnie fala nieprzychylnych komentarzy. Co mnie jednak niesamowicie zaskoczyło, to to, iż te negatywne komentarze były adekwatnie pojedyncze. To mnie szokuje do dziś, bo wszyscy są adekwatnie pozytywnie i entuzjastycznie nastawieni. jeżeli pojawia się coś negatywnego, to zwykle od innych nauczycieli, którzy gdzieś tam na TikToku są. To jest taka właśnie grupa, która chyba nie do końca jest przekonana do tej formy mojej działalności.
Ale Tik Tok staje się coraz bardziej popularny, zaraz pewnie każdy będzie miał tam konto, jak na Facebooku.
- Widzę takie zmieniające się trendy. Dużo szkół nagrywa teraz swoje tiktoki. Najczęściej promocyjne, w których uczniowie i nauczyciele współpracują i to się jakoś tak już znormalizowało. Kiedy ja zaczynałam nagrywać, co miało miejsce jakoś w grudniu 2021 roku, to jeszcze nie wszyscy byli do tego do końca przekonani. Teraz to jest dla wszystkich w miarę normalne i nikogo to nie dziwi.
Mnie w mojej szkole wszyscy w tym wspierają – ci, którzy wiedzą i kojarzą moją działalność. choćby czasem dyrekcja dopytuje, jak tam z aktywnością odbiorców na moje filmy. Czuję, iż mam wsparcie, szczególnie ze strony uczniów. Wydaje mi się, iż to jest też taki content, iż dzięki niemu ten wizerunek nauczyciela trochę się zmienia, dzięki takim działaniom jest bardziej ludzki.
Nauczyciel staje się bardziej przystępny.
- Jest też bardziej prouczniowski. Dostaję dużo wiadomości i komentarzy o tym, iż dobrze widzieć, iż nauczyciele mogą być tacy normalni i ludzcy. I zawsze staram się wtedy odpowiadać i sygnalizować, iż teraz jest naprawdę mnóstwo fajnych, cudownych, pełnych chęci nauczycieli. Czasy się trochę zmieniły i ludzie też lubią chyba to oglądać. Cieszą się, iż nauczyciel może mieć taki stosunek do ucznia. To nie bycie kumplem, ale też nie bycie wyrocznią. Raczej taki partnerski układ, w którym najważniejszy jest wzajemny szacunek.
Na czym to polega?
- To taki partnerski stosunek, w którym wzajemnie się szanujemy, rozmawiamy ze sobą. To naprawdę mi się sprawdza. Jestem zwolenniczką pracy z uczniami bez hierarchizowania, raczej skupiając się na współpracy i "graniu do jednej bramki", bo to naprawdę daje genialne efekty. To też sprawia, iż uczniowie mają szacunek i czują respekt – gdy się śmiejemy, to się śmiejemy, ale gdy potrzeba powagi i skupienia, to moje prośby także w takich kwestiach do nich trafiają. Pamiętam, iż kiedyś nagrałam takiego żartobliwego tiktoka o niegrzecznym uczniu, który jest agresywny, bo jest po prostu zaniedbany przez otoczenie i potrzebuje pomocy. I dostałam w odpowiedzi na niego mnóstwo podziękowań i historii. Wszystkie od osób, które mówiły, iż mają poczucie, iż jeżeli ktoś by im pomógł w czasie, gdy byli uczniami, może skończyliby lepiej w dorosłości. I to cały czas sprowadza się do tego czynnika ludzkiego, poczucia szacunku i równości, które są potrzebne, by relacja dobrze funkcjonowała na linii nauczyciel-uczeń, ale czasem może to choćby wpłynąć pozytywnie na czyjeś całe życie.
A jak starsi nauczyciele podchodzą do Pani działalności na Tik Toku?
- Świadomość wśród nauczycieli jest już dziś jednak większa. Znają nowinki technologiczne, starają się wychodzić bardziej do uczniów i być właśnie tacy ludzcy w relacjach i chcą, by one były partnerskie. Ci, którzy wiedzą, iż nagrywam jakieś tam filmiki, są faktycznie zaciekawieni, kibicują mi, dopytują o różne rzeczy. Ale jest też sporo osób, które choćby nie są świadome tej mojej działalności. Nie chwalę się tym w rozmowach, czasem się zdarzą sytuacje, iż gdzieś na wycieczce czy przy wyjściu ze szkoły ktoś mnie rozpozna, to wtedy najczęściej i te moje starsze koleżanki z pracy się dowiadują. No i często są zaskoczeni, ale też tak w taki raczej pozytywny, przychylny sposób. Nie rozmawiamy też o tym za bardzo, nie otrzymuję jakiejś konkretnej informacji zwrotnej, bo staram się pracowników szkoły do tego nie mieszać.
A rodzice uczniów mają do tych filmów jakiś stosunek?
Nie spotkałam się z negatywnymi opiniami, ale też własnie jakoś duzo z nimi o tym nie rozmawiam. Bardziej za pośrednictwem uczniów. Oczywiście, gdy nagrywam filmy z niepełnoletnimi uczniami, proszę rodziców o zgody na publikowanie wizerunku ich dzieci.
Inspiracje do filmów znajdują się same?
- Oj tak. Codzienne życie szkolne potrafi inspirować na wielu płaszczyznach. Każdego dnia znajduję inspiracje do wielu tiktoków i chyba nikogo to nie dziwi, bo szkolne korytarze to kopalnia pomysłów. Korzystam też ze swoich doświadczeń i czasem odwołuję się do własnych lat szkolnych, ale chyba niezbyt często. Nie wspominam zbyt dobrze mojej szkoły i czasów liceum. Dlatego też, gdy zostałam nauczycielką, postanowiłam sobie, iż nigdy nie będę takim nauczycielem, jakich sama miałam. Wszystko przez te właśnie doświadczenia z mojego własnego liceum, które na pewno też wpłynęły na to, jak ja sama teraz pracuję jako nauczycielka.
Czego życzą sobie nauczyciele z okazji Dnia Nauczyciela?
- Muszę przyznać, iż nie lubię tego określenia. Bo tak naprawdę to nie Dzień Nauczyciela, tylko wszystkich, którzy w tym systemie edukacji funkcjonują, Dzień Edukacji Narodowej. To święto także uczniów i całej szkolnej społeczności, która jest jednym wielkim organizmem. Ale jeżeli już, to przede wszystkim sobie i koleżankom i kolegom chciałabym życzyć wytrwałości. Żeby te negatywne aspekty pracy nauczyciela nigdy nie wzięły góry i nie przeważyły nad tymi dobrymi., które nas motywują. Zarówno uczniom, jak i nauczycielom, życzyłabym, żeby szkoła faktycznie była dla nich miejscem, do którego chce się przychodzić codziennie. Żeby było przyjaźnie, żeby lubili spędzać ze sobą czas i wzajemnie się szanowali.