Nauczycielka: "Poprosiłam ucznia o wytarcie tablicy. Zatkało mnie po jego słowach"

mamadu.pl 3 dni temu
Do naszej redakcji przyszedł poruszający list od nauczycielki historii z dwudziestoletnim stażem. Pisze w nim nie tylko o jednej sytuacji, która szczególnie ją zabolała, ale o zmianach, jakie widzi w szkołach – o braku szacunku, samotności nauczyciela i coraz trudniejszych relacjach z rodzicami. Odpowiedź ucznia na jej prośbę pokazuje, jak dziś wychowujemy dzieci.


"Nie jestem przecież sprzątaczką"


Nigdy nie sądziłam, iż po tylu latach pracy w szkole coś mnie jeszcze może aż tak zaskoczyć. A jednak. Siedzę teraz i piszę ten list, bo nie potrafię przestać o tym myśleć. Jest mi smutno, jestem rozżalona i – nie ukrywam – zmęczona. Nie materiałem, nie pracą. Zmęczona brakiem zwykłej, ludzkiej uprzejmości. Zmęczona lekceważeniem, które odczuwam codziennie w pracy i w kontaktach z rodzicami i uczniami.

Ostatnio miałam zwykłą lekcję historii w klasie piątej. Ostatnie dziesięć minut, dzieci już trochę rozkojarzone, jak to pod koniec lekcji, a do tego tuż przed wielkanocną przerwą. Zakończyłam temat, zamknęłam dziennik i poprosiłam: "Maciek, zetrzesz tablicę?". Nie spojrzał choćby w moją stronę z 3 ławki. Rzucił przez ramię: "A co ja jestem? Sprzątaczka?".

Zatkało mnie. Na moment naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć. Poczułam, jak ciśnienie mi skacze, ale wszystkimi siłami postarałam się, żeby być niewzruszoną. Odpowiedziałam spokojnie, iż w naszej klasie każdy czasem ściera tablicę, iż to nie jest żadna kara, tylko zwykła pomoc. No i iż przecież od pierwszej klasy codziennie są jacyś dyżurni, prawda? Ale w środku... zrobiło mi się bardzo przykro.

Pomoc i szacunek to podstawa


Bo nie chodzi o tę jedną tablicę. Ani choćby o jednego chłopca. Chodzi o coś głębszego – o rosnące w dzieciach przekonanie, iż nie muszą okazywać szacunku, iż nie muszą być uprzejme. Że wszystko im się należy. Coraz częściej spotykam się z bezczelnością – nie tylko w słowach, ale też w spojrzeniach, w postawie. Coraz częściej widzę dzieci, które traktują nauczyciela jak kogoś, kto ma po prostu "nie przeszkadzać" i najlepiej jeszcze zabawiać.

W ogóle to jest straszne, jak na przestrzeni dosłownie dekady zmieniło się podejście uczniów do nauczyciela. Kiedyś w dzieciakach było choć trochę respektu, a dziś... jeżeli próbujemy wymagać, upomnieć – to reakcja bywa natychmiastowa. I wcale nie od ucznia, tylko od rodzica. "Ale co się stało?", "On przecież nic złego nie powiedział", "Niech się pani nie czepia". I najgorsze: "On w domu tak nie mówi, to na pewno coś pani sprowokowała".

Czasem czuję się, jakbym była sama przeciwko całemu światu. Jakby nauczyciel już nic nie znaczył. Jakby wszystko trzeba było załatwiać z uśmiechem, delikatnością, bez emocji – bo dziecko się może poczuć urażone. A kto się przejmuje, jak czuje się nauczyciel? Nie piszę tego z pretensją. Piszę to z bólem i ze zmęczeniem. Bo ja naprawdę kocham tę pracę. Ale dziś coraz częściej wychodzę z klasy i pytam sama siebie: po co ja to jeszcze robię?

Nie oczekuję cudów. Nie chcę, by dzieci były idealne. Ale proszę – nauczcie je, iż szacunek to nie jest staroświecki zwyczaj. To fundament relacji. Szacunek do nauczyciela, do kolegi, do pani sprzątającej. Do każdego człowieka. jeżeli nie pokażemy dzieciom razem – w szkole i w domu – iż świat nie kręci się wokół nich, to wyrosną w przekonaniu, iż mogą wszystko i nie muszą niczego dawać od siebie. A przecież w takim świecie nikt z nas nie chce żyć.

Idź do oryginalnego materiału