Pruski system szkolnictwa przez cały czas żywy
Wielokrotnie pisaliśmy o tym, iż mimo XXI wieku i ogromnej świadomości społecznej, w szkołach przez cały czas zdarzają się praktyki, które krzywdzą dzieci. Czasami choćby w tych placówkach, które promują otwartość, szacunek, przyjazne i łagodne nastawienie do uczniów. Zdarza się, iż nauczyciele, którzy pracują przez wiele lat, ucząc dzieci, mają swoje przyzwyczajenia. Wielu pedagogów przez cały czas jest zdania, iż tylko rygor i postrach sprawią, iż będą mieli szacunek uczniów, którzy będą w popłochu wykonywać ich polecenia.
O jednej z takich sytuacji, w której nauczycielka postanowiła zastosować przestarzałe metody "przywoływania do porządku" opowiedział bloger prowadzący na Facebooku profil "Dzieckiem po Oczach". Cała historia, którą zawarł w poście, opiera się na tym, iż jego 13-letni syn dostał w Librusie uwagę z prośbą do rodziców, by porozmawiali z synem o znaczeniu słowa "przepraszam".
Chłopak przeszkadzał w prowadzeniu lekcji, za co został ukarany... postawieniem do kąta. Bloger przyznaje, iż był zaskoczony zachowaniem nauczycielki, ale również reakcją swojego dziecka, które z sytuacji wybrnęło z asertywnością. Nastolatek oznajmił nauczycielce, iż skoro odbył karę, to nie czuje potrzeby przepraszania, bo już zadośćczynił swojemu zachowaniu i czuje się pokrzywdzony, ze ta jeszcze wpisała mu uwagę i powiadomiła rodziców.
Chęć przytulenia nauczycielki
Słowa, które chłopak wypowiedział do nauczycielki, poruszają i pokazują, jak ważne jest uczenie dzieci od małego pracy z emocjami: "Przepraszam Panią bardzo, ale czuję dyskomfort, iż nie poinformowała mnie Pani o uwadze wysłanej do rodziców. Dobrze znam znaczenie słowa 'przepraszam', ale nie czułem już konieczności mówienia [...] gdy odpokutowałem je w kącie" – bloger przytacza we wpisie słowa nastolatka.
W dalszej części wpisu znalazła się refleksja dotycząca samego zachowania nauczycielki. Metoda karania uczniów stawianiem do kąta dziś budzi trochę śmiech, trochę niechęć. To poniżający sposób na przywołanie porządku w klasie, który adekwatnie nie przynosi żadnych pozytywnych skutków. Bloger mówi o tej karze jednak coś ciekawego, o czym sama – przyznaję – nie pomyślałam.
"Koleżanki mojej żony, nauczycielki z pewnej podstawówki powiedziały, iż za stawianie uczniów do kąta powinno się napisać do kuratorium. [...] I nie mam złości, ani jakiejś potrzeby ironicznej i kąśliwej pedagogicznej riposty wobec tej prehistorycznej metody dyscyplinowania ucznia. We mnie pojawiła się głównie taka chęć zaopiekowania.
Jakiegoś ludzkiego utulenia bezradności i frustracji, którą przeżywała Pani, gdy nastolatki gadały, zamiast jej słuchać. Zaopiekowania się nastolatkami, aby mieli przestrzeń w szkole do rówieśniczych relacji, zaopiekowania się tą relacją Pani i klasy, aby mogli poczuć się, iż tworzą społeczność, iż jest między nimi jakaś wzajemność, szczerość i autentyczność przeżywania wspólnego czasu" – pisze autor bloga.
Bezsilność czasem bierze górę
Warto oczywiście powiedzieć, iż ta metoda jest zła, oznacza brak kompetencji i bezsilność nauczyciela, który nie ma narzędzi do owocnej współpracy z dziećmi i młodzieżą. Nauczyciel to jednak także człowiek, który jest zmęczony, sfrustrowany i zły, kiedy uczniowie nie współpracują. Karanie w ten sposób nastolatków to wyraz niemocy, że, mimo starań pedagoga, młodzież nie chce chłonąć wiedzy, którą stara się im przekazać.
W takiej sytuacji naprawdę sprawdzić może się tylko to, co sugeruje bloger, czyli przytulenie. To okazanie wsparcia, pokazanie, iż być może warto skupić się na jakimś pozytywnym rozwiązaniu sytuacji i uspokojeniu emocji. Na końcu wpisu pada zdanie, które powinno przyświecać każdemu, kto ma na co dzień w jakiś sposób do czynienia ze szkolną rzeczywistością: "Nabijam się z tego, co robisz, ale troszczę o to, co czujesz".