Niewidoczne godziny pracy? "Pracowałem 48 lat w zawodzie nauczyciela i nie znałem takich problemów"

gazeta.pl 2 godzin temu
Dyskusja na temat niewidocznych godzin przepracowanych przez nauczycieli trwa nadal. Odpisywanie na wiadomości po godzinach pracy to tylko jedna z nielicznych spraw, która jest poruszana na forum. Do naszej redakcji trafił list właśnie w tej sprawie. Czytelnik zauważa, iż winny jest tu system, który stworzył narzędzia, by ten proceder trwał w najlepsze.Na łamach naszego portalu został opublikowany artykuł o tym, iż dziś coraz trudniej nauczycielom stawiać granicę pomiędzy pracą a czasem wolnym. Nad tym problemem pochylił się również prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz. W programie "Punkt widzenia Jankowskiego" na antenie Polsat News zwrócił uwagę, iż pedagodzy o godzinie 16:00 powinni zamknąć dziennik i kończyć korespondencję z rodzicami uczniów, a mimo to poświęcają swój prywatny czas, by odpisywać na wiadomości. - Przestańmy odpowiadać na maile na Librusie (internetowy dziennik ucznia - przyp. red.) czy w mediach społecznościowych o 22:00 czy 23:00 - wskazał. W kontrze do tych słów jest nasz czytelnik, który jak sam przyznaje, jako nauczyciel z 48-letnim stażem pracy, nigdy nie miał z tym problemu.
REKLAMA






Zobacz wideo

Edukacja zdrowotna miała być kontrowersyjna, a nie jest



To problem, który sami sobie stworzyliśmy? Nauczyciele coraz głośniej i coraz chętniej zabierają głos, zwracając uwagę na to, iż to chyba jedyny zawód, gdzie wymaga się dostępności, ale nie płacąc za to odpowiedniego wynagrodzenia.Telefony w weekend? Maile, wiadomości w dzienniku elektronicznym, na które muszę odpowiedzieć jak najszybciej? To mam wrażenie, iż jest już normą i niestety, my sami ukręciliśmy ten bat na swoje plecy. Przyzwyczailiśmy, iż jesteśmy dostępni zawsze i wszędzie, wmawiając sobie, iż to dla dobra ucznia- mówi w rozmowie z nami nauczycielka historii z Torunia, która przyznaje, iż o balans pomiędzy pracą w szkole a życiem prywatnym jest bardzo trudno. Podobnego zdania jest również nasz czytelnik, który w liście do redakcji stwierdza, iż problemem nie są tu rodzice, którzy piszą wiadomości do nauczyciela, a system, który na to pozwala. "Rodziców winiłbym tutaj najmniej" - zaznacza w liście. "Pracowałem 48 lat w zawodzie nauczyciela i nie znałem takich problemów. Dlaczego? Bo w moich szkołach nie było Librusa, a rodzice nie znali numeru mojego telefonu. W szkołach jest sekretariat, tam mogą kontaktować się rodzice w sprawie swoich dzieci. Umawiać się z dyrektorem, wychowawcą czy pedagogiem szkolnym. Zlikwidować to szaleństwo, tego Librusa i podawanie numerów telefonów nauczycieli. Moi uczniowie mieli adres mojej poczty internetowej, mogli się ze mną kontaktować wyłącznie mailami" - pisze dalej. Wycieczki szkolne? "Dobrowolna decyzja nauczycieli"Zatarcie granicy pomiędzy pracą w szkole a życiem prywatnym to niejedyny problem, który ostatnimi czasy stał się przedmiotem burzliwych dyskusji. W tym worku są także wycieczki szkole. Nauczyciele przyznają, iż coraz częściej rezygnują nie tylko z tych kilkudniowych wyjazdów z uczniami, ale również i kilkugodzinnych wyjść klasowych. Powodów jest kilka: od spraw związanych z wynagrodzeniem po problemy z rozliczaniem za przepracowane godziny. Jednak tu należy zaznaczyć, iż pedagodzy nie mają przecież w obowiązku brać udziału w takich wyjazdach czy innych zorganizowanych wyjściach. "W moich szkołach wycieczki były dobrowolną decyzją nauczycieli. Nie przypominam sobie żadnego nacisku, czy wymuszania. Nikt z nas nie miał wątpliwości, iż wycieczki są dobrowolne, a tu proszę, jeden ze związków zawodowych prowadził akcję 'rozdawania ulotek przypominających, iż nauczyciele nie są zobowiązani do uczestnictwa w wycieczkach szkolnych'. To już tak źle jest z nauczycielami, iż choćby tego nie wiedzą?" - nadmienia pan Janusz, autor listu.


Co sądzicie o tej sprawie? Chętnie poznam Wasze opinie. Zapraszam do kontaktu: anita.skotarczak@grupagazeta.pl. Gwarantuję anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału