Po publikacji tekstu "Uczniowie nie czytają lektur, a potem dukają jak pierwszoklasiści. Lecą na audiobookach" na naszą redakcyjną skrzynkę mailową spłynęło kilka odpowiedzi. Wśród nich wiadomość od Natalii, nauczycielki klas 4-8. Przeczytajcie jej krótki list, a jeżeli chcecie na niego odpowiedzieć, czekamy na maile: mamadu@natemat.pl.
Lepszy audiobook niż nic
Wiem, iż to, co napiszę, może wywołać oburzenie, ale ja pozwalam moim uczniom słuchać audiobooków, zamiast czytać lektury. choćby ich do tego zachęcam i wcale nie uważam, iż robię coś złego.
Dzieci i młodzież są dziś przytłoczone obowiązkami. Oczekuje się od nich, iż będą świetnie radzić sobie w szkole, rozwijać pasje, uczestniczyć w zajęciach dodatkowych i spędzać czas z rodziną. Do tego dochodzą media społecznościowe, które, czy nam się to podoba, czy nie, są częścią ich życia. Efekt? Coraz większa trudność w skupieniu się na dłuższym tekście i coraz mniejsza chęć do czytania. Możemy na to narzekać, ale nie zmienimy rzeczywistości. Trzeba iść z duchem czasu, zamiast robić z dzieci jaskiniowców i wychodzić na "boomerów".
Dlatego pozwalam dzieciom słuchać tych audiobooków czy zerkać do opracowań. Wolę, aby poznali treść lektury w jakikolwiek sposób, który jest dla nich przystępny, niż wcale. Nie oznacza to jednak, iż odpuszczam im pracę z tekstem. Przecież przez cały czas przeprowadzam testy i sprawdziany, wymagając znajomości fabuły i umiejętności analizowania treści. Moim obowiązkiem jest przygotować ich do egzaminu ósmoklasisty i dalszych etapów edukacji, co robię najlepiej, jak umiem. Dzięki temu wiem, iż choćby jeżeli nie przeczytali książki w tradycyjny sposób, to i tak się z nią zapoznali.
Czy audiobook jest idealnym rozwiązaniem? Oczywiście, iż nie. Wiem, iż nic nie zastąpi kontaktu z tekstem, pracy z książką, analizy języka. Ale jeżeli alternatywą jest całkowite pominięcie lektury, to wybór jest dla mnie prosty. Moim celem nie jest walka z uczniami, ale pomoc im w odnalezieniu się w świecie, który wygląda inaczej niż ten, w którym my dorastaliśmy.