Nauczycielka: „Pracuję w szkole od 15 lat. Smutne, co rodzice mówią o wycieczkach”

mamotoja.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Zdaniem nauczycieli rodziców ciężko zadowolić. fot. AdobeStock/Mirek


Pracuję w szkole od piętnastu lat i jeszcze nigdy nie miałam poczucia takiej bezradności wobec rodziców jak teraz. Zbliża się nowy rok szkolny, a ja już wiem, iż jednym z głównych tematów, które będą powracać jak bumerang, są… wycieczki.

W pandemii brakowało wszystkiego

Doskonale pamiętam czasy nauki zdalnej. Rodzice pisali do mnie z pretensjami, iż dzieci nie mają integracji, nie wychodzą do teatru, nie zwiedzają muzeów. Słyszałam: „Nasze dzieci mają puste dzieciństwo, przez was niczego nie doświadczają”. Jakby to była nasza wina. Bolało mnie to, bo przecież nie z własnej woli zamknęliśmy się w domach. Wszyscy tęskniliśmy za normalnością.

Kiedy więc po powrocie do szkół znów mogliśmy organizować wyjazdy, naprawdę się cieszyłam. Dla dzieci każda wycieczka była jak oddech po długim duszeniu się w czterech ścianach. A dla mnie – ogromną satysfakcją, iż mogę im pokazać świat poza klasą.

Teraz wycieczek… za dużo?

I nagle role się odwróciły. Dziś coraz częściej słyszę: „Za drogo”, „Za często”, „Za dużo dni straconych na naukę”. Na zebraniach rodzice pytają, po co te wyjazdy, dlaczego nie można, zamiast tego po prostu siedzieć w ławkach. Niektórzy potrafią choćby zarzucić nam, iż wycieczki to wymysł nauczycieli, byle tylko nie prowadzić lekcji.

Proszę mi wierzyć – łatwiej jest poprowadzić zwykłą lekcję niż zorganizować wyjazd. Formalności, odpowiedzialność za bezpieczeństwo, presja finansowa – to wszystko spada na nauczyciela. A mimo to staramy się, bo wiemy, ile korzyści mają z tego dzieci.

Najgorzej, iż cierpią uczniowie

Najbardziej smutne jest to, iż te dorosłe przepychanki odbijają się na dzieciach. Widzę, jak cieszą się na każdy wyjazd, jak wracają z błyszczącymi oczami i historiami, które opowiadają tygodniami. A potem słyszę, iż w domu rodzice narzekają przy nich na koszty czy „zmarnowany czas”. To gasi ich entuzjazm.

Mam wrażenie, iż rodziców naprawdę nie da się zadowolić. W pandemii było źle, bo nic się nie działo. Teraz źle, bo dzieje się za dużo. A przecież szkoła to nie tylko matematyka i ortografia. To też nauka życia – wspólne podróże, rozmowy, śmiech w autokarze, odwiedziny w miejscach, o których dzieci wcześniej mogły tylko czytać.

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda się znaleźć złoty środek, który zadowoli wszystkich. Wiem jednak, iż gdyby rodzice choć raz spojrzeli na wycieczki oczami swoich dzieci, może dostrzegliby coś więcej niż tylko cenę na liście do zapłacenia.

Zobacz także:

  • Usłyszałam na plaży rozmowę dwóch nauczycielek. Wytknęły rodzicom jeden karygodny błąd
  • Nauczycielka: „Dają bransoletkę z Grecji i myślą, iż mają mnie z głowy. Piekło zaczyna się tydzień później”
  • Nauczycielka: „Wbij to do głowy pierwszakowi, inaczej będzie sam jak palec”
Idź do oryginalnego materiału