"Nauczycielka traktuje dzieci jak kryminalistów. Jej zasady są nieludzkie"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Fot. LUKASZ SOLSKI/East News


Choć niektóre zasady panujące w szkołach wzbudzają sprzeciw (nie tylko uczniów, ale również ich rodziców), często są podyktowane bezpieczeństwem dzieci. Nasza czytelniczka Tamara uważa jednak, iż niektórzy nauczyciele wprowadzają własne reguły, choćby jeżeli nie są one zapisane w szkolnym statucie. Ma porównanie: jej synowie chodzą do tej samej szkoły, jednak obowiązują ich inne zasady.


"Dzień dobry. Widziałam u was tekst o tym, iż pani ze świetlicy zakazuje dzieciom chodzić do ubikacji i zabiera je w grupach o wyznaczonych godzinach. U mojego syna jest podobnie, tylko chyba jeszcze gorzej. Syn zaczął właśnie pierwszą klasę, jego starszy brat jest w tej samej szkole, w trzeciej klasie. U Szymka, starszego, nie było nigdy takiego problemu, więc to chyba kwestia wychowawczyni.

Dowiedziałam się, iż u Witka, młodszego syna, jest kategoryczny zakaz wychodzenia na lekcji do ubikacji. Dlatego, żeby dzieciom się mniej chciało, pani wprowadziła też zakaz picia na lekcji, a jeżeli ktoś wyciągnie sok czy jakiś napój albo wodę, to dostaje uwagę. W sumie to wyszło to przypadkiem.

Już któryś raz z rzędu się zdarzyło, iż przygotowywałam chłopcom śniadaniówki i napełniałam butelki. U Szymka zawsze na koniec dnia butelka jest pusta, a u Witka prawie pełna, jakby w ogóle z niej nie pił. No i zapytałam go o to, to powiedział, iż na przerwach chce się bawić z kolegami i nie starcza mu czasu, a na lekcjach pani zabrania. I tak od słowa od słowa wyszły te wszystkie zasady pani wychowawczyni.

Pamiętam ze swojej szkoły, iż jeść rzeczywiście nie można było na lekcji, ale jeżeli ktoś chciał zrobić łyk picia, to nie było problemu. U Szymka tak właśnie jest, pani zabrania jeść, bo od tego są przerwy, z czym się zgadzam, ale pić można. I do toalety też dzieci puszcza, jeżeli muszą. Chociaż to nie zdarza się jakoś często, tak Szymek mówi.

Według mnie dzieci powinny mieć do tego prawo. Jeszcze rozumiem, gdyby to były starsze klasy, jakaś lekcja chemii czy biologii, gdzie coś się robi i ta woda może się rozlać i szkód narobić czy coś. Ale to jest dziecko z pierwszej klasy. Nie podoba mi się to i na pewno poruszę ten temat na zebraniu, bo na razie mieliśmy tylko takie krótkie spotkanie zapoznawcze 4 września. Przecież dzieci to nie kryminaliści, żeby piły na zawołanie.

Jestem bardzo ciekawa, czy inni rodzice mnie poprą, czy będą siedzieć cicho. Nie znam ich jeszcze za bardzo, więc nie wiem, co to za ludzie. Ale wydaje mi się, iż powinni mnie poprzeć, bo to chodzi o ich dzieci i ich zdrowie. No nie wyobrażam sobie siedzenia tyle godzin w szkole i niepicia. A przecież na przerwach to wiadomo, iż dzieci wolą się bawić czy coś i mogą zapomnieć. Nauczycielka powinna im przypominać. A może choćby na początku lekcji powinna powiedzieć dzieciom, iż teraz powinny się napić. Jak jest u waszych dzieci? Tamara".

Idź do oryginalnego materiału