Rodzice zapisują dzieci na zajęcia dodatkowe. Chcą poszerzyć ich horyzonty, pokazać nieznany świat. Chcą zainteresować, zaciekawić i rozbudzić pasję. Szkoła też daje coś od siebie. Coś więcej niż "tylko" lekcje. Mowa o wszelkiego rodzaju kółkach: polonistycznych, matematycznych, biologicznych, teatralnych.
Z myślą o uczniach
W klasie mojego chrześniaka, ucznia klasy trzeciej, od kilku dni ma miejsce ogromne poruszenie. Emocje towarzyszą zarówno uczniom, jak i rodzicom, którzy patrzą na ponure miny swoich dzieci.
Wychowawczyni Łukasza wyszła z inicjatywą. W czwartki po lekcjach zorganizowała kółko matematyczne dla uzdolnionych w tej dziedzinie uczniów, a w środy po lekcjach zajęcia do uczniów, którzy nie radzą sobie z jakimś przedmiotem tzw. zajęcia wyrównawcze. Pomysł wydaje się fajny, jednak do pewnego momentu.
Wychowawczyni opowiedziała uczniom o swoich planach, po czym poinformowała, iż będzie kontaktowała się z rodzicami. W wiadomości elektronicznej napisze, kogo zaprasza na które zajęcia. Dobrze, iż nie ogłosiła tego w klasie przy wszystkich uczniach, bo dopiero by się działo.
Rozczarowanie i żal
Przejdźmy do meritum. Łukasz nie został zaproszony na żadne zajęcia: ani nie potrzebuje dodatkowej lekcji wyrównawczej, ani nie jest szczególnie uzdolniony matematycznie. I pojawił się żal, bo jego kolega Maks na rozwijające zajęcia matematyczne chodzić będzie.
Łukasz nie tylko poczuł się niedoceniony, ale też stracił zapał do nauki. Stał się marudny, przebąkuje, iż nie chce chodzić do szkoły i powtarza, iż już mu się tam nie podoba. W czym tkwi problem? Ano w tym, iż Łukasz myślał, iż jest mistrzem matematyki, ale my wszyscy wiemy, iż do mistrza to mu wiele brakuje. Faktem jest, iż liczenie lepiej mu wychodzi niż czytanie, ale musi jeszcze poćwiczyć.
Uczniowie, którzy nie chodzą na kółko matematyczne, poczuli się gorsi, ci, którzy chodzą na zajęcia wyrównawcze myślą, iż się już do niczego nie nadają. Podobno niechęć do nauki pojawiła się nie tylko u mojego chrześniaka, ale dotyczy większego grona.
Rodzice z jednej strony się skarżą, a z drugiej rozkładają ręce. Wychowawczyni nie mogą niczego zarzucić, bo ona robiła to przecież dla dobra uczniów. Jednym chciała pomóc i podciągnąć w nauce, drugich chciała wzbić na wyżyny. prawdopodobnie choćby nie pomyślała, iż ten pomysł wzbudzi takie poruszenie u uczniów i doprowadzi do takiego zamieszania.
Wiem, iż kółka i zajęcia wyrównawcze organizowane są chyba w większości szkół. Zastanawiam się, czy wszędzie dobre chęci nauczyciela przynoszą odwrotny skutek od zamierzonego? A może uczniowie starszych klas nie przywiązują do tego aż takiej uwagi?