Uczniowie mają gdzieś czyste środowisko
22 kwietnia obchodziliśmy w szkole Dzień Ziemi. Pomyślałam: zróbmy to jak dawniej – worki, rękawiczki i w teren, do pobliskiego lasku i parku obok szkoły podstawowej. Sama pamiętam, jak będąc dzieckiem, zbierałam śmieci z moją klasą i wychowawczynią, i to było coś zupełnie naturalnego. Nikt nie marudził, nie dyskutował. Po prostu Dzień Ziemi = sprzątanie świata.
Dziś dzieci mówią o recyklingu, segregują odpady w sali i na szkolnym korytarzu, ale w praktyce okazuje się, iż papierki są dobre tylko na obrazkach. choćby w rękawiczkach brzydzą ich brudne butelki i plastikowe opakowania. Spacerują, patrzą, jak inni pracują, i liczą minuty do powrotu. Nie wejdą między krzaki po stertę śmieci, tłumacząc się strachem przed kleszczami. Nie wezmą przez rękawiczkę mokrej butelki, bo słyszę: "Fuj, nie dotknę tego!". A przecież to dla nich ważna lekcja – iż przyroda to nie tło, ale część naszego ekosystemu, o który trzeba przecież dbać.
Niektórzy uczniowie faktycznie z zaangażowaniem szukali śmieci, pomagali sobie nawzajem, cieszyli się, iż robią coś pożytecznego. Ale część odwracała głowy z niezadowoleniem, iż poprosiłam ich o zostawienie telefonów w plecakach. A wieczorem przyszły wiadomości od rodziców: "Dlaczego naszym dzieciom kazano sprzątać syf dookoła szkoły", "Moje dziecko nie jest gorszym sortem, to powinni robić pracownicy Urzędu Miasta", "Takie akcje to relikt lat 90., ekologii dzisiaj to się inaczej uczy".
Rodzice wychowują pod kloszem
I tu pojawia się mój bunt. Bo często to dorośli zachowują się gorzej niż ich pociechy. To rodzice potrafią wzruszyć ramionami nad śmieciami w lesie albo protestować przeciw prostym, ale konkretnym lekcjom odpowiedzialności. A przecież nie wymyślamy niczego nowego – sięgamy do sprawdzonych wzorców, które uczyły nas szacunku do przyrody i porządku. To nie żaden raban ani upokorzenie, tylko praktyczne wprowadzenie obowiązków i dobrych nawyków.
Może, zamiast kwestionować takie akcje, warto przypomnieć sobie, co się naprawdę sprawdzało: wspólne sprzątanie, rozmowy o tym, co dzieje się z butelkami w rowie, świadomość, iż każdy z nas ma wpływ. Nikt tu nie traktował dzieci jak taniej siły roboczej, a raczej miało to ich nauczyć, iż nie można śmiecić. o ile dorośli znowu nauczą się tego od dzieci, a nie na odwrót, zyskamy wszyscy – bo czysta Ziemia i poczucie odpowiedzialności zaczynają się od najmniejszych i najprostszych nawyków.
Nie zamierzam rezygnować z takich lekcji, będę je prowadzić co roku, także z kolejnymi klasami, w których obejmę wychowawstwo. Wierzę, iż choć raz w roku możemy razem zrobić coś dobrego dla naszej planety i nauczyć się wzajemnego szacunku – dzieci i rodzice.