Nauczycielko mojego dziecka: dziękuję. Pani metody pomogą rozwijać skrzydła

mamadu.pl 6 miesięcy temu
Zdjęcie: Wychowawczyni ma bardzo dobre podejście do dzieci. fot. jackf/123rf


Zdarzają się różni – z powołaniem lub bez. Nauczyciele, bo to o nich mowa, spędzają z naszymi dziećmi kilka godzin dziennie. Uczą, wychowują, przekazują różne wartości. To od ich podejścia, postępowania i metod wychowawczych uzależnione jest to, z jakim nastawieniem dziecko będzie szło do szkoły. Wychowawczyni mojego syna to konkretna, bardzo mądra i doświadczona nauczycielka. A o metodzie, którą stosuje, powinien dowiedzieć się każdy. Bez wyjątku.


Jednych wspominam z uśmiechem na twarzy, o innych wolałabym zapomnieć. Nauczyciele, którzy pojawili się na mojej drodze, byli różni. Cały przekrój. Poczynając od tych, co mieli serce na dłoni, przez bardziej oschłych i obojętnych, aż po takich, którzy, mam wrażenie, odliczali dni do emerytury. Kiedy mój syn rozpoczynał swoją przygodę z edukacją szkolną, miewałam różne sny. Głównym bohaterem większości z nich była wychowawczyni/wychowawca. Bo jej/jego obawiałam się najbardziej.

Ogromna odpowiedzialność


Niestety nie każdy ma dobre podejście. Niektórzy błądzą, po czym wracają na adekwatne tory. Jednak są i tacy, którzy utknęli w ślepym zaułku i absolutnie nie robią nic, by się z niego wydostać. Część nauczycieli (chyba większość z nich to ci starszej daty) stosuje metody wychowawcze, które w moim odczuciu pozostawiają wiele do życzenia.

Oziębłość, oschłość i taki ogromny dystans między nauczycielem a uczniem nie zachęca do uczęszczania do szkoły. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż gdyby nauczyciele pozwolili uczniom przekroczyć pewną granicę, ci weszliby im na głowę. A to nie o to chodzi. Na nauczycielu spoczywa ogromna odpowiedzialność. To od niego w znacznym stopniu zależy, na kogo wyrośnie nasze dziecko. Czym będzie się w życiu kierowało i jakie wartości będzie uznawało za najważniejsze.

To, co robi, jest godne podziwu


Wychowawczyni mojego syna już podczas pierwszego spotkania wzbudziła moje zaufanie. Przestałam się bać o moje dziecko, bo wiedziałam, iż ta kobieta dobrze się nim zaopiekuje. Biło od niej ciepło, spokój, ale i taka życiowa mądrość. Spadł mi kamień z serca, poczułam ulgę. W tym przypadku intuicja mnie nie zawiodła.

Jedną z rzeczy, która potwierdza, iż jest nauczycielką z powołania, iż uwielbia swoją pracę i dzieci darzy ogromnym szacunkiem, jest metoda, którą stosuje. Kiedy syn mi o niej opowiedział, od razu pomyślałam, iż muszę o tym napisać. Być może ktoś skorzysta, ktoś na pewne rzeczy spojrzy nieco inaczej. Z lepszej perspektywy. ‘Chwalę publicznie, uwagę zwracam na osobności’ – powtarza wychowawczyni.

Dodaje skrzydeł


Kiedy ktoś coś przeskrobie, popełni błąd czy zachowa się niestosownie do sytuacji, ona nie podcina skrzydeł, a uczy latać. Nigdy nie zwraca uwagi przy innych uczniach, a zawsze po lekcji, na osobności. Tak, by nikt nie poczuł się gorszy, mniej wartościowy, słabszy. Oczywiście nie mam na myśli, "Nie rozmawiaj podczas lekcji" czy "Nie zabieraj koledze piórnika".

Dzieciom zdarza się (czasami zupełnie nieświadomie) sprawić drugiemu przykrość, powiedzieć coś, co zrani. Wyśmiać, dokuczyć, obrazić. Z takim uczniem pani wychowawczyni zawsze spotyka się po lekcji. Analizuje, wyjaśnia, tłumaczy. Razem wyciągają wnioski i szukają rozwiązania.

A kiedy uczeń zrobi coś dobrego, coś, na co warto zwrócić uwagę, otrzymuje pochwałę publicznie. Kiedy ktoś coś osiągnie, pomoże, wesprze, podzieli się – wychowawczyni chwali, tak by inni słyszeli. Podkreśla każde dobre zachowanie, każdy fajny uczynek. To nie jest tak, iż tylko jedni słyszą miłe słowa na swój temat, a drudzy stają się niewidoczni.

Zaczynają się starać


Ta kobieta w każdym stara się znaleźć coś pozytywnego, każdego chwali i motywuje. Wierzcie mi, to dodaje dzieciom skrzydeł. Zaczynają się jeszcze bardziej starać, przestają dokuczać, niemiło się zachowywać. Dbają o siebie nawzajem, wspierają się, dzielą, pomagają sobie. Podejście wychowawczyni sprawiło, iż uczniowie bardzo się ze sobą zżyli. Czasami mam wrażenie, iż tworzą taką drugą, szkolną rodzinę. Nie ma grupek, nikt nie stoi z boku. Nie ma dzieci, które nie mają z kim porozmawiać, z kim się bawić.

Są razem. I to jest piękne. Być może jakimś cudem przeczyta to wychowawczyni mojego syna. jeżeli tak, to chciałam powiedzieć (a dokładniej napisać) jedno – dziękuję. W imieniu swoim i tych dzieciaków.

Idź do oryginalnego materiału