Nazwał ją żałosną służącą i odszedł do innej. ale gdy wrócił, spotkała go niespodzianka, której się nie spodziewał

polregion.pl 18 godzin temu

**Dziennik osobisty**

Zawsze słyszałam te same słowa od babci i mamy: W naszej rodzinie kobiety nie mają szczęścia w miłości. Prababcia została wdową w wieku dwudziestu dwóch lat, babcia straciła męża w fabryce, a mama została sama z dzieckiem, gdy miałam niecałe trzy lata. Nie wierzyłam w klątwy, ale gdzieś w głębi serca bałam się, iż i moja miłość skończy się bólem. Mimo to marzyłam o domu, mężu, dzieciach o cieple rodzinnym.

Mojego przyszłego męża, Marka, poznałam w fabryce, gdzie pracowałam jako pakowaczka. On był w innym dziale, ale jadaliśmy w tej samej stołówce. Tak się zakochaliśmy. Wszystko potoczyło się szybko: kilka randek, oświadczyny, ślub. Marek wprowadził się do mojego dwupokojowego mieszkania, które odziedziczyłam po babci. Mama już nie żyła. Na początku było spokojnie: urodził się pierwszy syn, potem drugi. Starałam się, jak mogłam: gotowałam, sprzątałam, wychowywałam dzieci. Mąż pracował, zarabiał, ale wracał do domu coraz rzadziej, a rozmowy stały się krótkie i zimne.

Gdy Marek zaczął wracać późno, zmęczony, z obcym perfumem na koszuli, zrozumiałam. Nie pytałam, bo bałam się zostać sama z dwójką maluchów. Ale pewnego dnia wybuchłam:

Pomyśl o dzieciach, proszę. Błagam cię.

Milczał. Tylko to zimne spojrzenie. Bez tłumaczeń. Bez krzyków. Następnego dnia podałam mu śniadanie, a on choćby nie tknął.

Nadajesz się tylko na służącą, rzucił z pogardą.

Tydzień później wyszedł. Spakował walizki i zatrzasnął drzwi.

Nie zostawiaj nas, proszę! krzyknęłam w korytarzu. Dzieci potrzebują ojca!

Jesteś żałosną służącą, powtórzył, wychodząc. Synowie słyszeli. Siedzieli na kanapie, trzymając się za ręce, nie rozumiejąc: co zrobili źle? Dlaczego tata ich zostawia?

Nie pozwoliłam się złamać. Żyłam dla nich. Pracowałam jako sprzątaczka, myłam klatki schodowe, dźwigałam wiadra, uczyłam synów czytać i prałam manualnie, gdy zepsuła się pralka. Chłopcy dorastali szybko, pomagając mi. Zapomniałam o sobie, o marzeniach. Ale los bywa zaskakujący.

Pewnego dnia w sklepie upuściłam paczkę herbaty. Jakiś mężczyzna podniósł ją i uśmiechnął się:

Pomóc pani z torbami?

Nie trzeba, odparłam, roztargniona.

Mimo to pomogę, powiedział, już biorąc zakupy.

Nazywał się Wojtek. Zaczął pojawiać się w sklepie codziennie, potem towarzyszył mi, aż w końcu przyszedł do mojego bloku, by pomóc w sprzątaniu. Synowie byli nieufni, ale był cierpliwy i dobry. Na pierwszą kolację przyniósł tort i białe róże. Gdy starszy syn żartował:

Grał pan w kosza?

Roześmiał się:

W szkole tak. To już dawno.

Później wyznał:

Miałem wypadek. Mówię wolno, poruszam się z trudem. Żona mnie zostawiła. jeżeli nie spodobam się pani, zrozumiem.

jeżeli polubią cię chłopcy, zostań, odparłam.

Oświadczył się. I poprosił, by porozmawiać z synami.

Chcę być prawdziwym ojcem.

Wieczorem wytłumaczyłam im wszystko. Przytulili mnie.

Nasz tata odszedł i o nas zapomniał, powiedział młodszy. Fajnie byłoby mieć tatę, który zostanie.

I tak Wojtek stał się rodziną. Uczył chłopaków grać w piłkę, pomagał w lekcjach, naprawiał półki, śmiał się z nimi. Dom znów ożył. Lata mijały. Chłopcy wyrośli na mężczyzn. Tomek zakochał się i poszedł po radę do Wojtka. Wtedy zadzwonił dzwonek.

W drzwiach stał Marek.

Byłem głupcem. Przyjmij mnie z powrotem. Zacznijmy od nowa

Wynoś się, przerwał Tomek.

Tak mówisz do ojca?! wrzasnął Marek.

Nie odzywaj się tak do mojego syna, rzekł stanowczo Wojtek.

Nie potrzebujemy cię, dodał młodszy. Mamy już tatę.

Zamknęli drzwi. Na zawsze.

Stałam tam, patrząc na tych trzech mężczyzn moich obrońców, moją rodzinę, którą zbudowałam z krwi, potu i łez. I wreszcie byłam szczęśliwa.

Idź do oryginalnego materiału