Nazwał ją żałosną służącą i odszedł do innej. Powrót przyniósł zaskakującą odpowiedź.

twojacena.pl 8 godzin temu

**Dziennik Olgi**

Od dziecka słyszałam to samo od babci i mamy: „W naszej rodzinie kobiety są nieszczęśliwe w miłości”. Moja prababcia owdowiała w wieku dwudziestu dwóch lat, babcia straciła męża w wypadku w hucie, a mama została sama z niemowlęciem, gdy nie miałam jeszcze trzech lat. Choć nie wierzyłam w rodową klątwę, gdzieś w głębi serca czekałam na ból, który miał przyjść wraz z miłością. Marzyłam jednak o cieple, domu, mężu i dzieciach.

Poznałam mojego przyszłego męża, Jakuba, w fabryce, gdzie pracowałam przy pakowaniu. On zatrudniony był w innym dziale, ale jedliśmy obiady w tej samej stołówce. Tak się zaczęło. Powodziło mu się lepiej niż mnie — miał stałą pensję, a ja ledwo wiązałam koniec z końcem. Wszystko potoczyło się szybko: kilka randek, oświadczyny, ślub. Jakub wprowadził się do mojego dwupokojowego mieszkania, które odziedziczyłam po babci. Mama już wtedy nie żyła. Najpierw było spokojnie: urodził się pierwszy syn, potem drugi. Ja kręciłam się jak w ukropie: gotowanie, pranie, wychowanie. Mąż pracował, przynosił pieniądze, ale wracał do domu coraz rzadziej, a rozmów było coraz mniej.

Gdy zaczęłam wyczuwać na jego koszuli obce perfumy, zrozumiałam wszystko. Bałam się pytać — nie chciałam zostać sama z dwójką dzieci. Ale w końcu nie wytrzymałam:

— Pomyśl o dzieciach. Proszę cię. Błagam.

Milczał. Tylko zimne spojrzenie. Żadnych wyjaśnień. Krzyku też nie było. Następnego dnia podałam mu śniadanie — choćby go nie tknął.

— Wszystko, na co cię stać, to bycie służącą — rzucił z pogardą.

I tydzień później odszedł. Po prostu spakował rzeczy i zatrzasnął za sobą drzwi.

— Nie zostawiaj nas, proszę! — płakałam w przedpokoju. — Dzieci nie mogą być bez ojca!

— Jesteś żałosną służącą — powtórzył, wychodząc. Usłyszeli to nasi synowie. Dwaj chłopcy siedzieli na kanapie, wtuleni w siebie, nie rozumiejąc: co zrobili źle? Dlaczego tato odchodzi? W czym zawinili?

Nie pozwoliłam się złamać. Żyłam dla nich. Pracowałam jako sprzątaczka, myłam klatki schodowe, nosiłam wodę, uczyłam chłopców czytać i prałam manualnie, gdy zepsuła się pralka. Chłopcy pomagali — dorośleli szybciej, niż powinni. Zapomniałam o sobie, o kobietach, o marzeniach. Ale los, jak to los, lubi zaskakiwać.

Pewnego dnia w sklepie upadła mi na podłogę paczka herbaty. Podniósł ją nieznajomy mężczyzna i uśmiechnął się:

— Może pomogę pani zanieść torby?

— Nie trzeba — odpowiedziałam automatycznie.

— A jednak pomogę — odparł, sięgając już po zakupy.

Nazywał się Krzysztof. Zaczął przychodzić do tego samego sklepu co dzień, później zaczął mnie odprowadzać, aż w końcu pojawił się w moim bloku, by pomóc w sprzątaniu. Dzieci początkowo trzymały się z daleka, ale okazał się cierpliwy i dobry. Na pierwszą kolację przyniósł tort i białe róże. Gdy starszy syn, żartując, spytał, czy grał w koszykówkę, roześmiał się:

— W szkole tak. Ale to już dawno.

Później wyznał:

— Po wypadku. Mówię wolniej, poruszam się inaczej. Żona ode mnie odeszła. Boję się, iż ty też zechcesz, żebym zniknął.

— jeżeli dzieciom z tobą dobrze — to zostań — odpowiedziałam prosto.

Oświadczył się. Poprosił, bym porozmawiała z synami.

— Może uda mi się zostać dla nich prawdziwym ojcem.

Wieczorem wytłumaczyłam wszystko chłopcom. Przytulili mnie.

— Nasz tata odszedł i o nas zapomniał — powiedział młodszy. — Fajnie by było mieć prawdziwego tatę. Takiego, który zostaje.

I tak Krzysztof stał się częścią naszej rodziny. Był przy nas, uczył chłopców grać w piłkę, pomagał w lekcjach, naprawiał półki, żartował, dodawał otuchy. Dom znów wypełnił się życiem. Minęły lata. Chłopcy wyrośli na mężczyzn. Bartosz zakochał się i przyszedł po radę do Krzysztofa. Właśnie wtedy ktoś zadzwonił do drzwi.

Na progu stał Jakub.

— Byłem głupcem. Wróć do mnie. Naprawimy to…

— Wynoś się — ostro przerwał mu Bartosz.

— Jak ty rozmawiasz z ojcem?! — wrzasnął Jakub.

— Nie waż się tak odzywać do mojego syna — stanowczo odpowiedział Krzysztof.

— Ciebie nie potrzebujemy — dodał młodszy. — Mamy kogo nazywać tatą.

Zatrzasnęli drzwi. Na zawsze.

Stałam tam, patrząc na trzech mężczyzn — moich obrońców, moją rodzinę, którą wywalczyłam, o którą walczyłam, którą zbudowałam od zera. Byłam szczęśliwa. Wreszcie.

Idź do oryginalnego materiału