Dziwny sposób na odporność
Pracuję w przedszkolu od lat i coraz częściej mam wrażenie, iż niektórym rodzicom wcale nie zależy na prawdziwym zdrowiu ich dzieci. Po każdej infekcji, gdy kilkulatki wracają do grupy, zaczyna się to samo: "Proszę nie wychodzić dziś na dwór, bo dopiero co wyzdrowiał", "Niech nie biega", "Czy musi być otwarte okno? Boję się, iż znowu się przeziębi". Takie słowa w okresie infekcyjnym słyszę prawie codziennie.
Rozumiem troskę. Każdy chce, żeby jego dziecko było zdrowe. Ale czy naprawdę sądzicie, iż zamknięcie go w dusznej sali i trzymanie pod kloszem to sposób na odporność? Przecież to właśnie świeże powietrze i ruch na zewnątrz pomagają dzieciom hartować organizm. Zamiast się bać wiatru, warto bać się tego, iż wychowujemy pokolenie dzieci, które nigdy nie miały okazji wzmocnić swojej odporności.
Najbardziej frustrujące są sytuacje, gdy rodzic każe nam trzymać dziecko w sali, bo nie chce kolejnej choroby. A potem to samo dziecko siedzi godzinami w galerii handlowej albo na placu zabaw w zimnej piaskownicy, kiedy mama siedzi z nosem w telefonie. Tam choroby się nie czepiają? Czy tylko przedszkolny ogród i boisko są dla nich zagrożeniem?
Nie ma czym oddychać w sali
Jest jeszcze temat wietrzenia sal. Mamy w grupie maluchy, które przychodzą do przedszkola w pełnym zdrowiu, ale wchodzą do dusznego pomieszczenia pełnego wirusów, bo rodzice nie chcą przeciągów. Prawda jest taka, iż to właśnie przepis na ciągłe infekcje. W powietrzu unoszą się zarazki, dzieci kichają i kaszlą na siebie, a my mamy je trzymać w szczelnie zamkniętej sali? Przecież to absurd.
Pamiętam czasy, gdy dzieci zimą wychodziły na dwór w mrozie, a nikt nie panikował. Dziś wystarczy lekki chłód, żeby zaraz słyszeć pretensje, iż dziecko przewiało. A potem te same dzieci w grubych kurtkach biegają po placu zabaw z mamą, chociaż temperatura oscyluje w okolicach 20 stopni. Przecież lepiej, jak jest za ciepło niż za zimno...
Drodzy rodzice, my, nauczyciele, też chcemy, żeby wasze dzieci były zdrowe. Ale zdrowie to nie tylko brak kataru. To przede wszystkim silny organizm, który potrafi sobie poradzić z drobnymi infekcjami. Może, zamiast bać się wiatru, lepiej bać się tego, co się stanie, jeżeli nie damy dzieciom szansy na naturalne wzmacnianie odporności? Nie odbierajmy im tej możliwości.