— Nie chcę zepsuć synowi urodzin, więc was nie zapraszam! — odmówiłam rodzinie

przytulnosc.pl 1 miesiąc temu

Pamiętam swoje dzieciństwo — zawsze na moje urodziny przyjeżdżali różni krewni, goście z najbliższych miast i wiosek, przynosili życzenia i prezenty. Rodzice przygotowywali stoły, osobno dla dorosłych i osobno dla dzieci. Niektórzy zostawali na noc, trzeba było się ścieśniać. Bawiliśmy się, rozmawialiśmy.

Dziś to już nie jest normą. Nikt bez zaproszenia nie przychodzi ani nie przyjeżdża. Tylko po telefonie. I uważam, iż tak jest dobrze. Postanowiłam, iż synowi, który niedługo skończy 10 lat, nie zepsuję urodzin licznymi wujkami i ciotkami.

Do tej pory zawsze zapraszaliśmy rodzinę. Musiałam od wczesnego rana do późnego wieczora dzień przed urodzinami przygotowywać mnóstwo jedzenia, smakołyków, mąż biegał po sklepach, kupując przekąski, serwetki, produkty. Gdy goście przychodzili, siadaliśmy do stołu i jedliśmy dużo, piliśmy alkohol, łamaliśmy meble, tłukliśmy naczynia. Mój syn nie dostawał zbyt wiele uwagi. Poza momentem, gdy goście składali mu życzenia, bawił się sam z kuzynami. Tort i słodycze przynosiliśmy już koło północy, kiedy dzieci były śpiące i chciały spać.

Goście wychodzili po północy, a rano dzwoniły babcie i dziadkowie z podziękowaniami, ciepło wspominając miniony dzień. Niektórzy choćby nie pamiętali, co się działo, bo za dużo wypili.

Tym razem Anton smutno zapytał mnie dzień przed urodzinami, czy krewni będą na jego imprezie. Zastanowiłam się. Czy postępuję adekwatnie? To przecież jego święto, a nie nasze. Zapytałam go, jak chciałby spędzić swoje urodziny. Może pójść gdzieś? Możemy odwiedzić centrum rozrywki, park, delfinarium. Bez dziadków i babć. Zrozumiałam, iż trzeba coś zmienić.

Powiedziałam synowi, iż będziemy świętować jego urodziny tak, jak on chce. Rozpromienił się, ale i zmartwił, rozumiejąc, iż krewni będą zawiedzeni. Zaproponował, żeby zaprosić ich innego dnia. Na to przystałam. Rano w dzień jego urodzin poszliśmy do zoo. Około 11 zaczęli dzwonić krewni, pytając, o której przyjechać.

— O której się zbieramy? Już się ubrałam, pomalowałam, a wy nie dzwonicie. Śpicie jeszcze? A stoły kto przygotuje? Przecież nasz wnuczek ma urodziny! — denerwowała się teściowa.

Spokojnym głosem poinformowałam ją, iż niczego nie zapomniałam i iż nie ma nas w domu, bo jej wnuk postanowił spędzić ten dzień na spacerze i rozrywce.

Teściowa tak się zdziwiła, iż zaniemówiła. Nie rozumiała, jak to bez niej i wszystkich innych? Zapytała, czy jesteśmy normalni. Odpowiedziałam, iż wszystko jest w porządku i iż tak powinno być już dawno.

— Kiedy byliście ostatnim razem, zniszczyliście klocki wnuka, inni goście pogubili wiele elementów, przeszkadzaliście dziecku cieszyć się prezentem, a negatywnych konsekwencji obecności tylu gości było mnóstwo. On to przez cały czas pamięta.

Teściowa obraziła się. Nie rozumiała, w czym problem. Przecież wypili, bawili się, to zawsze było — to przecież święto! Tak było od zawsze. Przychodzą na urodziny, żeby świętować wnuka.

— Dziękuję, ale możecie świętować bez nas, u siebie w domu. Możecie przyjść jutro, kiedy do Antona przyjdą koledzy. Ale bez tych pijackich wybryków.

Ona rzuciła słuchawką. Zadzwoniła moja mama i też zaczęła narzekać, dlaczego ich nie zapraszamy na święto. Odpowiedziałam, iż poszliśmy na spacer i wrócimy wieczorem. Przecież to święto dziecka, a nie dorosłych. Świętować ma on, a nie oni. Mama też się obraziła. Powiedziała, iż mają świetny prezent dla wnuka. Zapytałam, w czym problem? Mogą przyjechać i wręczyć prezent. A potem spędzić czas z wnukiem. Nie muszą tego robić przy stole.

— Skoro nie chcecie nas widzieć dzisiaj, nie przyjedziemy i nic nie podarujemy. Zostaniecie bez prezentu! Tak i wiedzcie!

Ale mnie nastraszyli! Powiedziałam, iż to nic strasznego, poradzimy sobie. Najważniejsze, żeby syn cieszył się tym dniem. Po prostu szukają pretekstu, żeby urządzić posiedzenie i napić się na oczach dzieci.

Nasza rodzina jest nieprzejednana! Anton był smutny, iż nie dostanie prezentów od dziadków. Ale zauważyłam, iż będzie miał dzień taki, jaki mu się podoba. Krewni ochłoną, przemyślą wszystko. Tak czy inaczej. Mnie bardziej zależy na zadowoleniu dziecka niż na relacjach z krewnymi, choćby najbliższymi. Obrazili się? To ich problem. Przeżyjemy.

Idź do oryginalnego materiału